Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
566
BLOG

Raport to jeszcze nie decyzja

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

imageZ dr. hab. nauk wojskowych, profesorem Społecznej Akademii Nauk Romualdem Szeremietiewem rozmawia Mariusz Kamieniecki

Jak ocenia Pan wizytę prezydenta Andrzeja Dudy w Stanach Zjednoczonych i jakie znaczenie ma dość ogólnikowa deklaracja polsko-amerykańska?

– W mojej ocenie wizyta w Białym Domu była sukcesem polskiego prezydenta, zważywszy na to, co się wydarzyło, zanim doszło do spotkania Andrzej Duda – Donald Trump. Przypomnę tylko, że najpierw – w lipcu 2017 roku – mieliśmy wizytę w Polsce prezydenta Trumpa i jego porywające przemówienie na placu Krasińskich. Później jednak pojawiły wszystkie znane nam napięcia, nieporozumienia i zgrzyty w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi. Pojawiły się różnego rodzaju podejrzenia czy wręcz twierdzenia, że Polska będzie teraz izolowana, a prezydent Duda jest persona non grata w Białym Domu. Tymczasem to, co obejrzeliśmy, może budzić tylko zadowolenie. Po pierwsze, widać było, że prezydent Duda wraz z małżonką są przyjmowani ciepło, bardzo serdecznie, w odpowiedniej atmosferze przez amerykańską parę prezydencką i że między oboma prezydentami było coś, co można określić przyjacielskim luzem. Wyrazem tego było to, co różni krytykują, że jeden z prezydentów siedział, a drugi stał, podpisując deklarację polsko-amerykańską.

Przyzna Pan jednak, że było to niezręczne?

image– Rzeczywiście, służby zabezpieczające wizytę prezydenta Dudy w Białym Domu powinny były zadbać o to, żeby takich sytuacji nie było, ale nie przesadzałbym w ocenie tej niezręczności. Wydaje się, że obaj prezydenci tak dobrze się czuli w swoim towarzystwie, że wszelkie protokolarne kwestie gdzieś im umknęły. Reasumując, cała wizyta wyglądała bardzo przyzwoicie. Natomiast podpisana deklaracja polsko-amerykańska jest następnym krokiem po tym, o czym mówił prezydent Trump podczas swojej wizyty w Polsce. I to jest dobre. Z kolei irytujące było wszystko to, co dotyczyło baz amerykańskich w Polsce. Byliśmy cały czas w różnego rodzaju komentarzach, wypowiedziach utwierdzani w przekonaniu, że jest to już prawie postanowione i że w rezultacie w czasie wizyty prezydenta Dudy w Białym Domu dojdzie do podpisania stosownych postanowień o powołaniu takiej bazy, tymczasem okazało się, że nic takiego nie ma. W związku z tym jest rozczarowanie, co chyba rzutuje na sukces, jaki prezydent Duda w Waszyngtonie niewątpliwie odniósł.

Minister Mariusz Błaszczak w dalszym ciągu twierdzi, że jesteśmy gotowi do podpisania umowy o utworzeniu stałej amerykańskiej bazy w Polsce.

– Deklarację z polskiej strony odbieram jako pewną formę nacisku na Amerykanów, żeby ich utwierdzić w tym, że koniecznie trzeba tę bazę w Polsce utworzyć. Natomiast biorąc pod uwagę cały kontekst tej sprawy, bo rzecz jest nie tylko w tym, czy i kiedy amerykańska baza w Polsce powstanie, ale odpowiedź na pytanie, czy i w jaki sposób utworzenie owej bazy lokuje się w generalnej koncepcji polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Zdaje się, że na tak postawione pytanie nie mamy odpowiedzi, co więcej, również w Waszyngtonie też jeszcze, zdaje się, nie ma na to odpowiedzi, stąd widzimy dość niejednoznaczną postawę amerykańskiej administracji.

Podobno na wiosnę 2019 roku ma być gotowy raport amerykańskiego Kongresu w sprawie ewentualnej budowy amerykańskiej bazy w Polsce.

– Proszę pamiętać, że raport to jeszcze nie decyzja.

A zatem kiedy i czy w ogóle, Pana zdaniem, możemy liczyć na powstanie bazy amerykańskich wojsk w Polsce?

– Na to pytanie póki co nie ma odpowiedzi. Decyzja dotycząca powstania bazy amerykańskiej w Polsce zależy od wielu czynników i wbrew pozorom nie są tu decydujące pieniądze, np. te dwa miliardy dolarów, jakie strona polska deklaruje, że jest gotowa wydać, wspierając budowę tej bazy. Amerykanie są w stanie i potrafią wydawać znacznie większe kwoty na – powiedzmy – wsparcie w uzbrojeniu państw, które uważają za ważne jako partnerów strategicznych na kierunkach, które z punktu widzenia polityki amerykańskiej są istotne. I nie chodzi tu tylko o Bliski Wschód i Izrael, ale także o inne rejony, np. kraje, które otrzymywały ogromną wojskową pomoc amerykańską, to m.in. Turcja, Pakistan czy Korea Południowa. Można zatem na mapie świata znaleźć rejony, w których Stany Zjednoczone są w stanie lokować ogromne środki, ponieważ jest to potrzebne do realizacji polityki wytyczanej przez Waszyngton. image

Jaka w tej polityce amerykańskiej jest rola Polski?

– Ciągle nie mamy tutaj odpowiedzi na pytanie, kim my jesteśmy dla Stanów Zjednoczonych. Owszem, mówimy o naszym strategicznym partnerstwie, czemu Amerykanie nie zaprzeczają, a nawet to potwierdzają, ale nie ma faktów, o których wspomniałem wcześniej, mianowicie większego wsparcia finansowego i sprzętowego, jeśli chodzi o modernizację i rozbudowę naszych Sił Zbrojnych. To raczej strona amerykańska oczekuje, że kupimy w Stanach Zjednoczonych, za duże pieniądze, różnego rodzaju uzbrojenie, jakby nie troszcząc się o to, czy te zakupy nie sparaliżują modernizacji Sił Zbrojnych w Polsce jako całości. Może się bowiem okazać, że będziemy mieli zestawy rakiet Patriot i wszystko, co się z tym wiąże, ale wydamy na to tak dużo pieniędzy, że poza „patriotami” na nic nie będzie nas już stać. Usłyszałem informację, że MON zamierza modernizować czołgi T-72, które są leciwe i które przecież długo już nie pociągną. Jeżeli się podejmuje tego typu decyzje, to znaczy, że na zakup nowego sprzętu pancernego pieniędzy nie ma i trzeba sięgać po to, co wydawało się, że niedługo trafi na złom. Tak czy inaczej cały problem jest w strategii polityki amerykańskiej, mianowicie, czy Polska jest ważnym partnerem, który z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych w Europie Środkowo-Wschodniej odgrywa kluczową rolę.

Czy dla Amerykanów jesteśmy partnerem czy bardziej klientem?

 – Jesteśmy chyba gdzieś pomiędzy jednym a drugim. Jak wspomniałem, nie do końca wykrystalizowała się linia polityczna, jeżeli chodzi o Waszyngton, gdzie ścierają się różnego rodzaju tendencje, i nie do końca jest jasne, jak politykę amerykańską w świecie widzi prezydent Trump. Z jednej strony pojawiają się różnego rodzaju sygnały, że Stany Zjednoczone i sam Trump chciałby jakoś porozumieć się z Rosją i ułożyć wzajemne relacje, ale z drugiej strony istnieje bardzo silna tendencja, aby Rosję powstrzymywać również na terenie Europy Środkowo-Wschodniej, wzmacniając flankę wschodnią wojskową obecnością amerykańską.

Pytanie wobec tego, co przeważy?

image– Właśnie. Rosja oczywiście czyni różnego rodzaju awanse Ameryce, mówiąc, że trzeba się porozumiewać. Czyni to prezydent Putin i szef jego dyplomacji Ławrow, ale skutki tych podchodów – przynajmniej do chwili obecnej – są mierne. Zatem pierwsza kwestia dotyczy tego, jak Stany Zjednoczone i prezydent Trump zdefiniują obecność amerykańską w świecie, w tym, co się określa ładem międzynarodowym. Jak dotąd ten ład opiera się na kluczowej i dominującej pozycji Stanów Zjednoczonych, co wynika również z tego, że Ameryka ciągle jest liderem i potęgą, jeśli chodzi o wydatki na obronność, ale z drugiej strony pojawia się problem, czy Amerykanie mają ciągle wystarczającą siłę, żeby tę dominującą i kluczową pozycję utrzymać, a to oznacza, że musieliby być zdolni do imagepowstrzymywania tych wszystkich, którzy chcieliby tej pozycji Stany Zjednoczone pozbawić. Dotyczy to nie tylko Rosji, która mówi wyraźnie o zbudowaniu jakiegoś koncertu mocarstw, a więc wielobiegunowego świata, ale o tym mówią też Chiny. Pewne aspiracje pojawiły się też po stronie niemieckiej. Niemcy, świadome swojej siły gospodarczej, chciałyby odgrywać większą rolę w Europie zjednoczonej pod przewodnictwem niemieckim. Pojawia się konflikt Europy ze Stanami Zjednoczonymi w obszarze handlowym, konflikt ważny z punktu widzenia wzajemnych relacji. Oczywiście można jeszcze wskazać różne pomniejsze podmioty międzynarodowe, które też nie byłyby przeciwne temu, aby Stany Zjednoczone swoją pozycję światowego lidera straciły. Tak czy inaczej Amerykanie mają poważny problem, muszą policzyć wszystkie „zabawki”, którymi dysponują, i odpowiedzieć na pytanie, jak dalej „grać” w polityce światowej, czy mogą wszędzie powstrzymać konkurentów czy też z części pól rywalizacji się wycofywać.

Jaką w tej sytuacji rolę miałaby odgrywać Europa Środkowo-Wschodnia?

Być może dopóki to nie zostanie ustalone, nie dowiemy się, czy Amerykanie zbudują bazę na terenie Polski. Zakładając, że Waszyngton chciałby się jakoś ułożyć z Moskwą, to taka baza byłaby przeszkodą na tej drodze, bo irytowałaby Moskali. Natomiast jeśli Stany Zjednoczone chciałyby utrzymać swoją pozycję lidera w świecie, w tym zablokować ekspansję rosyjską w Europie Środkowo-Wschodniej, to wówczas taką bazę jak najbardziej utworzą. Można zatem powiedzieć, że w sprawie Fort Trump na dwoje babka wróży.

Czy zatem stawianie wyłącznie na sojusz militarny ze Stanami Zjednoczonymi to dobry pomysł?

– Zdaje się, że kierownictwo MON jest przekonane, że to jest bardzo dobry pomysł. Wnioskuję to po wypowiedziach ministra obrony oraz różnych ekspertów związanych z MON. W mojej ocenie tego typu przekonanie, że jakiś sojusznik jest niezawodny i w razie zagrożenia na pewno nam pomoże, należy traktować z ostrożnością. Ciągle ostrzegam, żeby Polska nie opierała gwarancji imagewłasnego bezpieczeństwa na wsparciu czynników, na które nie ma żadnego wpływu. Trudno przecież przypuszczać, aby Polska mogła cokolwiek wymusić na Stanach Zjednoczonych, żeby te nas wsparły w momencie zagrożenia, gdyby Waszyngton nie chciał tego zrobić. W tym kontekście przypomina się fatalny dla nas czas 1939 roku, kiedy bardzo liczyliśmy na pomoc naszych sojuszników i ta pomoc niestety zawiodła, a Polska uległa katastrofie wrześniowej. Przed powtórką takiego scenariusza przestrzegam. Pomoc sojuszników jest bardzo ważna, a Stany Zjednoczone wyglądają  dziś na bardzo solidnego partnera (choć nie były takim w okresie 1944-image1945) i można przyjąć, że w polityce prezydenta Donalda Trumpa w sprawach Polski więcej jest Ronalda Reagana niż Franklina Delano Roosevelta. To oczywiście oznacza, że warto zabiegać, żeby baza wojsk amerykańskich powstała w Polsce, warto zabiegać o to, żeby wojska amerykańskie były jeszcze liczniejsze na terytorium Polski, ale trzeba też pamiętać zalecenie, które przekazywał góral synowi idącemu do wojska: „Będziesz służył w wojsku, panów oficerów słuchaj, ale ten kuferek, który masz ze sobą, trzymaj zawsze na klucz zamknięty”.

Dziękuję za rozmowę.

Mariusz Kamieniecki

Nasz Dziennik, 24 września 2018


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka