Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
697
BLOG

Rosja – cierpliwy agresor

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

imageZ prof. Romualdem Szeremietiewem, byłym wiceministrem i p.o. ministrem obrony narodowej rozmawia Maciej Pieczyński

Czy Rosja nam w tej chwili zagraża?

Napaść zbrojna Rosji na Polskę nie wydaje się w tej chwili możliwa. Gwarancją naszego bezpieczeństwa jest obecność wojsk NATO na flance wschodniej. Z wojskowego punktu widzenia nie są to potężne siły. Ważne jednak, że w ich skład wchodzą oddziały amerykańskie. Dlatego Kreml atakując Polskę musi się liczyć z odwetem ze strony Stanów Zjednoczonych. A to już byłoby dla Rosji zbyt duże ryzyko.

imageTe 4 tysiące amerykańskich żołnierzy to liczba symboliczna. Gdyby – hipotetycznie – Rosja zaryzykowała i zaatakowała, nie mielibyśmy szans?

Uważa się, że w przypadku starcia armii regularnych (wojska operacyjne) aby odnieść zwycięstwo trzeba dysponować co najmniej trzykrotną przewagą. Rosja mogłaby tak przeważające siły skierować na wojnę z Polską. Do tego w ostatnich latach w Rosji dokonano głębokiej reformy armii. Funkcjonujące przedtem okręgi wojskowe, pełniące funkcję administracyjne, zastąpione zostały dowództwami operacyjnymi, których zadaniem jest prowadzenie działań ofensywnych. Całość sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej ma też charakter ofensywny. Nastąpiła rozbudowa systemów rakietowych, w tym rakiet Iskander, które m.in. rozlokowano w obwodzie kaliningradzkim. Na terenie Rosji zachodniej (rejon Smoleńska) odtworzono pierwszą armię pancerną gwardii, która po II wojnie światowej okupowała wschodnie Niemcy.

Po co Rosja pręży muskuły i rozbudowuje potencjał ofensywny, skoro i tak nie odważy się napaść na flankę wschodnią NATO? Chce nas przestraszyć, czy może czeka na lepszy moment?

imageAntoni Czechow pisał, że jeśli w pierwszym akcie spektaklu na ścianie wisi strzelba, to w ostatnim ona wystrzeli. Prezydent Putin zawiesił taką „strzelbę” w grze uprawianej przez Kreml i cały czas pokazuje, że może z niej wystrzelić. Przechwala się, że ma jakieś nadzwyczajne uzbrojenie, nieustannie odbywają się ćwiczenia wojskowe, Rosjanie dbają o utrzymanie wysokiej gotowości bojowej. Rosja w ostatnim w czasie podwoiła swoje wojska powietrzno-desantowe, a więc tę formację, której żołnierze, po zdjęciu oznak, jako „zielone ludziki”, zajmowali Krym. Nie ukrywanym celem Kremla jest uzyskanie możliwości do prowadzenia operacji militarnych na kierunku zachodnim.

Co by musiało się stać, żeby doszło do otwartej agresji na Polskę? Wystarczy wycofanie wojsk NATO z flanki wschodniej?

Rosja mógłby zaatakować, gdyby Amerykanie wyszli z Europy. Rosjan ośmieliłaby również sytuacja, w której Stany Zjednoczone byłyby zaangażowane w jakiś duży konflikt w innym regionie świata. Są trzy zapalne punkty, w których Waszyngton może się uwikłać militarnie: Daleki Wschód, gdzie pojawiły się ambicje wielkomocarstwowe Chin; Bliski Wschód, gdzie mamy wojowniczy Iran; oraz – niestety – właśnie Europa Środkowo-Wschodnia. USA w latach „zimnej wojny” miały zdolność prowadzenia dwóch dużych wojen i jednej mniejszej. Obecnie nie mają takich możliwości. Według danych Pentagonu USA planują przygotować swoje siły zbrojne tak, aby były w stanie zaangażować się w jeden duży konflikt. Co to oznacza? Po pierwsze, że nawet takich zdolności jeszcze nie mają. A po drugie – nawet jeżeli już będą gotowi do wojny, to nie więcej niż na jednym froncie. Niewykluczone, że Rosja gra o to, by Amerykanie wplątali się w konflikt na Dalekim lub Bliskim Wschodzie i wtedy USA będą musiały wycofać swoje siły z Europy.

Ukraina w 2014 r. nie należała do Paktu Północnoatlantyckiego, na jej terenie nie stacjonowały wojska amerykańskie, a i tak Putin nie zdołał nawet zrealizować planu utworzenia „Noworosji”. Musiał zadowolić się Krymem i częścią Donbasu, ku niezadowoleniu radykalnych imperialistów. Skąd więc pewność, że Rosja zaryzykowałaby atak na Polskę, choćby i po wycofaniu się Amerykanów?

Rosja ma dość sił, aby wojskowo pokonać Ukrainę. W tej chwili nie ma politycznych warunków, aby taką operację przeprowadzić. Boi się reakcji USA, ale będzie mogła to zrobić, jeśli Amerykanie będą musieli Europę opuścić aby np. walczyć na Bliskim Wschodzie.

Zarówno w 2014 r., jak i teraz Ukraina jest dla Rosji niewątpliwie łatwiejszym, mniej ryzykownym łupem niż Polska. A jednak wciąż Kreml nie decyduje się na pełnowymiarową agresję. Może więc to rosyjskie zagrożenie jest papierowe?

imagePutin nie jest szaleńcem, który rozpęta wojnę, którą Rosja może przegrać. On działa racjonalnie posuwając się krok po kroku. Wprawdzie jeszcze nie rozstrzygnął konfliktu na Ukrainie na swoją korzyść, ale ta pełzająca wojna w każdym, sprzyjającym momencie może się przekształcić w otwartą wojnę, która zlikwiduje niepodległość Ukrainy. Ponadto, Moskwa próbuje całkowicie podporządkować sobie Białoruś. Widać zatem wyraźnie, że konsekwentnie posuwa się na zachód. To jest rozłożone w czasie. Rosjanie zawsze byli takimi cierpliwymi agresorami. Hitler na raz chciał połknąć zbyt wiele, dlatego się udławił. Moskwa natomiast – niegdyś Stalin, dzisiaj Putin – potrafi postępować z umiarem, przez co jest bardziej skuteczna i niebezpieczna. Nie tylko wojskowo, ale również politycznie i propagandowo. Proszę zwrócić uwagę, że prorosyjskie sympatie są bardzo silne w takich krajach jak Niemcy i Francja. Największym geopolitycznym marzeniem strategów Kremla jest utworzenie wielkiej wspólnoty eurazjatyckiej, rozciągającej się – w myśl Aleksandra Dugina – od Lizbony do Władywostoku. Karty w tej „wspólnocie” rozdawaliby przede wszystkim Rosjanie wspierani przez Niemców. Można sobie zatem wyobrazić sytuację, w której – po ewentualnym wycofaniu się Amerykanów z Europy – Moskwa sprzymierza się z Berlinem i Paryżem robiąc porządek z tymi, którzy jej przeszkadzają w tworzeniu bloku eurazjatyckiego. Do tego jeśli Amerykanie zaangażują się w konflikt w innym niż nasz regionie świata, to niewykluczone, że będą potrzebowali Rosji jako sojusznika, a nie wroga. Wówczas pozycja Polski będzie bardzo trudna.

W jaki sposób – poza militarnym – już obecnie Rosja nam zagraża?

Nie wykluczone, że Rosja już dziś podsyca izraelski antypolonizm – ma tam możliwości, aby nam zaszkodzić. Spór Polski z Izraelem głównym sojusznikiem USA jest dla Kremla korzystny.

Szczególnie, że akurat Izrael i Rosja prowadzą podobną politykę historyczną w kwestii II wojny światowej. Według tej interpretacji Armia Czerwona to bohaterowie, którzy uratowali Żydów przed całkowitą zagładą, a Polacy to „faszyści i antysemici”…

imageZgadza się. Zauważmy, że w Izraelu dziś dominują Żydzi rosyjscy, którym bliżej do kremlowskiej wizji przeszłości. Ponadto, poważnym zagrożeniem ze strony Rosji jest również cyberprzestrzeń. Bardzo dobrze, że Polska podejmuje działania w tym obszarze. Mam nadzieję, że MON zrealizuje zapowiedzi sformowania wojsk, funkcjonujących w cyberprzestrzeni. Rosja bowiem aktywnie tam działa stosując dezinformację. Nie mam też wątpliwości, że spory w naszym kraju podgrzewa rosyjska agentura всякого сорта. A najtrudniejsza do zwalczenia, a przez to najgroźniejsza jest agentura wpływu. Łatwiej wytropić i złapać kogoś, kto wykrada tajne informacje, niż wyeliminować kogoś działającego na szkodę Polski, a udającego eksperta, zasłaniającego się wolnością słowa. Nie wiem czy nasz kontrwywiad jest w stanie sobie z tym efektywnie poradzić.

Jednak rosyjska agentura wpływu nie ma w Polsce łatwego zadania. Jesteśmy wyjątkowo odporni na kremlowską propagandę. Czy zatem w polskich warunkach jest w ogóle możliwy do realizacji scenariusz ukraiński – czyli sabotaż w wykonaniu „zielonych ludzików”, mniej lub bardziej wspieranych przez miejscową ludność, popierającą agresora?

Proszę jednak zwrócić uwagę na obecną sytuację w Polsce. Nakręcane są procesy, które de facto prowadzą do destrukcji państwa. Uważam, że tocząca się tzw. wojna polsko-polska nie jest zjawiskiem determinowanym wyłącznie wewnętrznymi antagonizmami.

imageNawet jednak, jeśli podgrzewanie konfliktu nad Wisłą jest na rękę Moskwie, to nie sposób twierdzić, że którakolwiek ze stron sporu świadomie działa na rzecz Rosji. Łatwo jednak sobie wyobrazić, że „totalna opozycja” np. blokuje przekop Mierzei Wiślanej na złość PiS-owi, równocześnie nieświadomie pomagając Putinowi.

Otóż to szkodzić można też nieświadomie. A można dostrzec, że ktoś z zewnątrz podpuszcza różne ugrupowania, ambitnych liderów, aby nieustannie dolewać oliwy do ognia sporu. Przekraczane są kolejne granice tego, co wypada robić w ramach cywilizowanej walki politycznej. Zamiast wspólnoty narodowej mamy dwie Polski, które coraz mniej do siebie pasują. Sięgnijmy do historii. Zanim doszło do rozbiorów, nasi sąsiedzi też robili wszystko, aby poprzez agenturę wpływu doprowadzić do wewnętrznego rozkładu Rzeczpospolitej. Korumpowali urzędników, podgrzewali konflikty społeczne, wspierając strony sporu. W efekcie zostaliśmy podbici bez jednego wystrzału. Rozbiory zostały zaakceptowane przez sejm Rzeczypospolitej. Rosja w podobny sposób próbuje dziś zdestabilizować Ukrainę i doprowadzić ją do stanu, w którym sama pokornie uzna zwierzchność Kremla. Podobny los może czekać w przyszłości również Polaków, jeśli nie uda się opanować tej wojny polsko-polskiej. Łatwo sobie wyobrazić sytuację, w której konflikt wewnętrzny prowadzi do rozlewu krwi nawet bez udziału sił zewnętrznych, struktury państwa przestają działać, a wówczas Rosjanie pod pretekstem „uspokojenia” sytuacji w sąsiednim kraju, wysyłają nad Wisłę swoje wojska desantowe…

Władysław Surkow twierdzi, że wiek XXI będzie „wiekiem Putinizmu”, a przeznaczeniem Moskwy jest „zbieranie ziem”. Czy przepowiednia kremlowskiego ideologa się spełni?

Moskwa zawsze, od czasów Iwana Groźnego, pragnęła „zbierać” ruskie ziemie, uznając, że wszędzie gdzie stanie noga rosyjskiego sołdata jest ta ruska ziemia, np. w Królewcu. Wydaje się jednak, że wiek XXI będzie raczej „wiekiem upadku Rosji”, która mimo prężenia muskułów jest w trudnym położeniu - nie potrafi poradzić z katastrofą demograficzną. Rosjan jest coraz mniej na ogromnym terytorium, na które od południowego wschodu napierają Chińczycy, spoglądający łakomie na bogactwa naturalne Syberii, i cóż tu mówić o podbojach…

image

====================

"Do Rzeczy" nr 10/313 4-10 marca 2019

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka