r.szklarz r.szklarz
507
BLOG

Irlandia po bailoucie

r.szklarz r.szklarz Gospodarka Obserwuj notkę 5

 Właśnie mija rok od udzielenia Irlandii przez Unię Europejską wspólnie z Międzynarodowym Funduszem Walutowym pomocy finansowej w wysokości 85 mld euro. Pieniądze te pozwoliły wesprzeć upadający system bankowy w tym kraju, a samo państwo ocalić przed bankructwem. Gdzie teraz znajduje się kraj do niedawna nazwywany„Celtyckim Tygrysem”?

 

Gospodarka Irlandii oparta przede wszystkim na eksporcie i budownictwie, dwóch gałęziach, które w kryzysie ucierpiały najbardziej, została w 2008 roku poważnie poturbowana. Banki, które intensywną akcją kredytową pompowały boom na rynku budowlanym, nagle stały się niewypłacalne, gdy kredyty hipoteczne przestały być spłacane, a zabezpieczające je nieruchomości okazały się bezwartościowe. Rząd nie pozwolił upaść bankom wpierając cały system poprzez nacjonalizacje i rekapitalizacje, które okazały się zbyt kosztowne dla budżetu tego niewielkiego przecież państwa. Rynki finansowe powoli traciły wiarę w kraj, który miał potężny deficyt budżetowy wynoszący w 2010 roku ponad 12 proc. W tamtym momencie pojawiła się Unia Europejska ze swoją pomocą.

 

Jednak zielona wyspa

 

                Po dofinansowaniu banków Irlandia znalazła się na jak najlepszej drodze do wyjścia z kryzysu. Gospodarka znów weszła na ścieżkę wzrostu zdumiewając analityków swoją dynamiką. Wpływy z rekordowego eksportu zaczęły napełniać kieszenie inwestorów zagranicznych nęcąc zyskami kolejnych, takich jak Google, czy Coca-Cola. Zielona Wyspa pozostaje dla międzynarodowych korporacji atrakcyjnym miejscem do lokowania kapitału dzięki zachowaniu podatku korporacyjnego na niezmienionym, najniższym poziomie w Europie, nawet pomimo drakońskich programów oszczędnościowych narzuconych na kraj przez pożyczkodawców. Ma to kluczowe znaczenie dla zachowania konkurencyjności przez „Celtyckiego Tygrysa”

                To właśnie dzięki inwestycjom zagranicznym i rosnącemu eksportowi Irlandia może poszczycić się dziś tak znakomitymi wynikami swojej gospodarki. Niestety w obecnych, burzliwych czasach nie są to trwałe fundamenty wzrostu. Druga fala kryzysu i widmo recesji wiszące nad Unią Europejską sprawiają, że coraz trudniej jest znaleźć zbyt na produkowane na Zielonej Wyspie dobra poza jej granicami, co zagraża dalszemu wzrostowi w przyszłości.

                Na popyt wewnętrzny także nie ma co liczyć, gdyż ten nadal pozostaje słaby. Po załamaniu w branży budowlanej bezrobocie wciąż pozostaje na wysokim poziomie przekraczającym 14 proc, a nawet ci, którzy pracy nie stracili, wolą oszczędzać spodziewając się nadejścia ciężkich czasów niż wydawać na konsumpcję.

 

Kolejna Grecja?

 

Irlandia była kolejnym po Grecji krajem, który skorzystał z pomocy międzynarodowych instytucji, aby uniknąć niewypłacalności. Zaletą takiego rozwiązania jest dostęp do środków finansowych po koszcie niższym od rynkowego, co jednak pożyczkodawcy rekompensują sobie  wymaganiami względem polityki budżetowej prowadzonej przez upadający kraj. Głównym warunkiem wsparcia jest przyjęcie daleko posuniętych programów oszczędnościowych, co przy uwzględnieniu dwucyfrowych deficytów budżetowych beneficjentów wydaje się rozsądnym rozsądne. Głównym celem pomocy jest przecież ułatwienie w wyjściu z kryzysu, czego nie da się zrobić bez wyeliminowania jego przyczyny, czyli nadmiernego zadłużenia.

Z drugiej jednak strony, ograniczenie stymulującej interwencji poprzez podwyższanie podatków i cięcie transferów skutkuje jeszcze większym osłabieniem popytu wewnętrznego, a co za tym idzie, dalszym pogłębianiem recesji. Właśnie z taką sytuacją mamy do czynienia w Grecji która znalazła się w błędnym kole, gdzie wysoki deficyt powoduje konieczność dokonania cieć budżetowych, co skutkuje kurczeniem się gospodarki, a to z kolei  zwiększa deficyt.

Sytuacja w Irlandii na szczęście jest nieco inna. Jej problemy nie są wynikiem wieloletnich zaniedbań ,które w kryzysie tylko się ujawniły, jak w krajach basenu Morza Śródziemnego, a są po prostu efektem głębokiego załamania gospodarki. W ciągu zaledwie trzech lat dług publiczny wzrósł tam ze wzorowego poziomu 25 proc. PKB w połowie 2008 roku do niemal 110 proc. obecnie. Z drugiej strony sama poprawa koniunktury nie wystarczy, aby powrócić do sytuacji sprzed kryzysu, ponieważ ten okazał się na tyle głęboki, że pochłonął jeden z filarów gospodarki, czyli przemysł budowlany, który pociągnął za sobą w przepaść system bankowy. Huragan pozostawił po sobie potężny dług i ogromne bezrobocie, problemy, które wymagają znacznych zmian strukturalnych, aby z nich wybrnąć.

 

Co za rok?

 

Dziś Irlandia balansuje na linie, którą bez przerwy trzęsą kraje strefy Euro, które znacznie gorzej niż Zielona Wyspa radzą sobie z własnymi finansami. Z jednej strony jest na jak najlepszej drodze, aby wyjść na prostą, jednak do tego potrzebuje wzrostu gospodarczego, który umożliwiłby regularną spłatę zobowiązań bez nadmiernej ingerencji w popyt wewnętrzny. Z drugiej strony mamy niepewną sytuację w eurolandzie, widmo bankructwa Grecji i rozpadu unii walutowej. Stanowi to kombinacje niekorzystnych wydarzeń, która może zaburzyć kruchą równowagę gospodarczą kraju i pociągnąć go w przepaść.

Jakkolwiek Irlandczycy mocno by nie walczyli o odzyskanie miana „Celtyckiego Tygrysa”, główne batalie rozegrają się na parkietach bitewnych Londynu i Frankfurtu, oraz salach konferencyjnych położonych poza granicami państwa. 

r.szklarz
O mnie r.szklarz

Absolwent SGH i Uniwersytetu Marmara w Stambule. Zainteresowany ekonomią i sprawami międzynarodowymi, szczególnie Bliskim Wschodem. Treść notek nie odzwierciedla poglądów i opinii redakcji -- żadnej redakcji.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Gospodarka