Dziś felieton na temat szczególnie dla mnie ważny - trochę o książkach, polityce wydawniczej i estetyce. Po co się kłócić o politykę, skoro możemy się wykłócać o literaturę? ;)
Muszę przyznać się do czegoś krępującego. Ostatnio coraz trudniej jest mi przeczytać książkę po polsku. Uspokajam - to nie wtórny analfabetyzm spowodowany głupotami z internetu, nie chodzi też o zanik mojej narodowej tożsamości. Nadal „Jestem Polakiem i mam obowiązki polskie”, nadal wiem, „że Polacy nie gęsi i swój język mają”, nadal „litery znam, więc czytam sam”. O co więc chodzi?
Chodzi o to, że znacząco spadła jakość wydawania i tłumaczenia książek!
Doskonałym przykładem tego zjawiska jest tzw. literatura rozwoju osobistego, którą od kilku lat się interesuję. Problem w tym, że w książkach z tego zakresu jest tak dużo językowych potworków, że czasem aż ciężko je czytać. Poniżej garść przykładów:
****
Ryan Holiday jest czołowym myślicielem, strategiem i autorem bestsellerów [„Stoickie ścieżki życia”, wyd. OnePress, Gliwice 2020] Oczywiście kalki z angielskiego, w języku polskim nikt nie używa słowa „strateg” w kontekście innym niż wojsko; ten „czołowy myśliciel” też brzmi przynajmniej dziwnie. Nie lepiej napisać „znany myśliciel”?
To Seneka, stoicki filozof ery rzymskiej, daleki od akademii, rzekł dość dosadnie, że na nic zda się czytanie i studiowanie, jeśli nie prowadzi to do szczęśliwego życia [tamże]. Znowu kalka – w języku angielskim "academia" znaczy działalność naukową, uniwersytecką, a nie tylko uczelnię – wtedy mówi się "academy". Poza tym, co to znaczy „era rzymska”? Kiedy mówimy o Rzymie, mówimy na ogół o kilku epokach – królestwie, republice, pryncypacie, dominacie i późnym imperium. Takie koślawe sformułowania mnie dziwią tym bardziej, że tłumacz tej książki jest prawie na pewno filologiem klasycznym albo filozofem (swobodnie posługuje się greką i doskonale orientuje się w dziedzinie starożytności, co widać w przypisach i redakcji książki).
Jako znana osobowość medialna i liderka komunikacji, Oprah Winfrey zbudowała wyjątkowe więzi na całym świecie. […] Jej osiągnięcia jako filantropki, a także zaangażowanie w w edukację i czytelnictwo sprawiły, że stała się jedną z najbardziej szanowanych i podziwianych osób publicznych. [Arthur C. Brooks, Oprah Winfrey; „Życie, którego pragniesz”, wyd. Znak Litera Nova, Kraków 2024]. Tutaj jest tyle koślawych sformułowań, że aż nie wiem, od czego zacząć. Najbardziej mnie zastanawia, co znaczy „liderka komunikacji” – to brzmi jak żywcem wyjęte z maili służbowych wysyłanych w najmroczniejszych zakątkach korporacji Amazon. Może tam właśnie pracowali redaktorzy Znaku?
Brian Tracy jest od 40 lat światowym liderem myśli (...). [Brian Tracy, „Nawyki warte miliony”, wyd. OnePress, Gliwice 2024, wyd. III]. Znowu nie po polsku – można pisać o myśli w znaczeniu filozoficznym, tj. „myśl zachodnia”, „myśl konserwatywna”, „myśl marksistowska”, ale bez przymiotnika brzmi to dość głupio. Ale Tracy nie jest filozofem, a przede wszystkim znakomitym specem od marketingu i biznesu, więc to zdanie za bardzo nie ma sensu.
****
Dobrze, już wystarczy przykładów. Wydaje mi się, że już wiecie, Szanowni Czytelnicy, o co chodzi. Ale skąd się bierze taka epidemia niedbalstwa w wydawaniu książek?
Podejrzewam, że jakość tłumaczenia wynika z pośpiechu. Duży dom wydawniczy zakłada sobie, że musi wydrukować w ciągu roku, powiedzmy, 15 poradników, bo "tak im wyszło w Excelu". Tłumacze więc realizują tłumaczenie tak szybko, jak to jest możliwe.
Innym irytującym zjawiskiem - nie tylko w książkach, ale i w prasie - jest beznadziejna korekta w tekstach książek, a właściwie – jej brak. Coraz częściej za korektę w tekście odpowiada „zespół”, czyli nikt. W rezultacie często mam do czynienia z tekstem, który brzmi jak zapis pijanego snu dyslektyka. Jasne, w gangsterskich latach 90., krainie wielkich możliwości, kiedy chyba w każdym mieście powiatowym ktoś chciał wydawać książki, nie brakowało książek wydanych po prostu koszmarnie. Każdy wie, o czym mówię – brzydka okładka, dziwne tłumaczenie i papier o wytrzymałości serwetki. Relikty tej epoki wciąż straszą w każdej szanującej się bibliotece publicznej… Ale rynek zweryfikował i obecnie jakoś zarówno druku, jak i okładek jest wielokrotnie lepsza. Obecnie nie brakuje wręcz wydań bibliofilskich – dobrym przykładem są książki wydawnictwa Vesper. Skoro więc „rynek zweryfikował” jakość druku, to dlaczego jednocześnie jakość korekty i tłumaczeń spadła na łeb, na szyję? Ot, kolejna zagadka dla ekonomistów.
Wobec tego, co przytoczyłem nasuwa się pytanie – jakim cudem takie książki są wydawane i ktoś je w ogóle kupuje? Mam pewną teorię. Otóż takie książki nałogowo czytają tzw. korpoludki – czyli ludzie, którzy przyzwyczaili się do regularnego profanowania języka polskiego. Dla takich ludzi nie ma już różnicy, czy tekst jest zapaskudzony kalkami z angielskiego albo niemieckiego. Oni po prostu tego nie widzą! Nie widzą – albo i nie słyszą, bo wśród takich ludzi częsty jest zwyczaj kupowania audiobooków i hurtowego „odsłuchiwania ich”.
Po części to rozumiem. Stacje radiowe stały się dostarczycielem medialnej mielonki, składającej się z propagandy, nie zawsze dobrej muzyki i reklam. Z kolei wyszukiwanie muzyki na serwisach streamingowych może być czasochłonne (no i trzeba mieć zawsze włączony internet). Rozumiem to, ale jednocześnie potępiam to i odradzam. Pożeranie kolejnych poradników rozwoju osobistego, obojętnie czy mówimy o słowie mówionym czy pisanym, uważam za coś antyrozwojowego. Przecież tę wiedzę psychologiczną, filozoficzną, społeczną trzeba jakoś przyswoić, zrozumieć i zapamiętać. Tego nie da się zrobić w drodze do pracy w korku!
Szybkie wydawanie książek i ich pożeranie przez czytelników to kolejny przykład dążenia do efektywności i maksymalnej wydajności – co daje zupełnie odwrotny efekt. Socjolog George Ritzer nazwał to „nieracjonalnością racjonalizacji” (patrz: „Makdonaldyzacja społeczeństwa”, wyd. Muza S.A., Warszawa 1997). Można książkę szybko przeczytać, a nawet po prostu przejrzeć (ulubiony sposób naukowców i polityków) – ale czy to oznacza, że skorzystałeś/aś z tej książki, że przetworzyłeś/aś zawarte tam informacje? Wątpliwe. Tym trudniej jest skorzystać z książki, która została przetłumaczona na szybko i jest po prostu trudna w odbiorze!
Zarówno wydawcom, jak i klientom radzę, żeby w ramach rozwoju osobistego ćwiczyli cierpliwość i skupienie. Dobrą książką warto się nacieszyć! I żeby dojść do tego wniosku, nie muszę czytać książek Peale’a, Tracy’ego czy Carnegiego. Wystarczy zwykłe, polskie „Co nagle, to po diable”!
Kryptos
Źródło obrazka: Pixabay/AnnieSpratt [wolna licencja]
Tagi: #książki #wydawnictwo #rozwójosobisty
Witaj, Drogi Gościu, na moim blogu.
"Szuflada Kryptosa" realizuje koncepcję dziennikarstwa obywatelskiego. Wpisy umieszczam za darmo, w wolnej chwili, bo tak lubię i chcę tak robić. Sztuka, literatura, wielkie idee, sprawy poważne i niepoważne - to wszystko znajdziesz w tym miejscu!
"Szuflada Kryptosa": twój ulubiony blog hobbystyczno-humanistyczny!
Zapraszam do lektury!
[zdjęcie w tle: Pixabay, zdjęcie profilowe autorstwa Kryptosa i Pawła P.]
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura