Kiedyś wbijano mi do głowy postulaty Szczególnej Teorii Względności. Jednym z
nich jest postulat stałości prędkości światła w odniesieniu do każdego
obserwatora.
Minęły lata a ja nadal czytam, słyszę, czuję i na swej skórze doświadczam,
że ten postulat nadal ważny jest i nadal obowiązuje. A moim zdaniem on nadal
jest absurdalny i w dodatku wewnętrznie sprzeczny.
Problem wyjaśniam na przykładzie opartym o obowiązujące nadal te einsteinowskie
zwidy.
Mamy stacjonarne źródło światła i stacjonarnego obserwatora. Światło pada na
niego i uderza go ze stałą prędkością i częstotliwością równą powiedzmy
1000Hz. Czyli źródło pulsuje z częstością 1000 impulsów na sekundę.
On jakoś tę częstotliwość mierzy i wierzy, że to światło ma w stosunku do
niego również stałą prędkość c.
Teraz ten obserwator zaczyna się do tego źródła zbliżać z jakąś dowolną
prędkością v. I zdziwi się gdy on na te impulsy świetlne będzie się nadziewał
częściej niż wtedy gdy stał. Zmierzy ją jako większą od 1000 Hz.
Więc pomyśli sobie, że ta prędkość światła w stosunku do niego, gdy się
zbliża, musi być również większa od tej jaką zmierzył gdy stał nieruchomo.
A ten fakt ewidentnie narusza ten postulat stalości prędkości światła, wg
którego każdy obserwator, niezależnie od stanu swego ruchu,musi zawsze
prędkość światła zmierzyć jako równą c.
Co na to wierni?
Wierni w te postulaty i całą tę teorię względności twierdzą, że ruch
obserwatora 'jakoś' zmniejsza dystans między tymi impulsami ale prędkość
światła w stosunku do niego nadal pozostaje stała.
Ten argument i takie wyjaśnienie uważam za normalnie idiotyczne.
No bo jakim cudem ta prędkość światła ma być identyczna i niezależna od
prędkości każdego z obserwatorów? Jakim cudem czyli konkretnie jak to jest możliwe.
aby prędkość obserwatora miała jakiś wpływ na to, że to światło 'jakoś'
powiększa swoją częstotliwość? Mnie słowo "jakoś", jakoś nie przekonuje do
uznania prawdziwości tego postulatu.
Problem ten poruszałem kilkakrotnie i zawsze spotykałem się z ukrytym czy
jawnym wyśmiewaniem się, dowodzeniem, że ja tego nie rozumiem a nawet
spotykałem się z wyzwiskami. Czy słusznie? Jaki jest obecny stan wiedzy na ten
temat?
Drugi odłam czy też grupa wiernych twierdzi, że tę stałość prędkości światła
potwierdza eksperyment Michelsona. Ale na propozycje czy próby namówienia do
jego komisyjnego powtórzenia ale w próżni lub chociażby pod zmniejszonym
ciśnieniem jak zrobił to Dayton Miller, słyszę, że już tyle, wręcz tysiące
takich lub podobnych eksperymentów wykonano, że na dodatkowe po prostu szkoda
pieniędzy. Każdy sypie wręcz przykładami że te nowe eksperymenty
potwierdzające stałość prędkości światła w próżni, zostały wykonane z
niesłychanie dużą precyzją i co do poprawności ich wyników nie można mieć
żadnych, nawet najmniejszych wątpliwości. Tacy nagle oszczędni stali się
zatwardziali zwolennicy tej teorii.
Ale tego, że większość tych eksperymentów została wykonana na przyrządach o
wymiarach kieszonkowych oraz tego, że panowie Michelson z Morleyem swe
pomiary wykonali w mrocznej piwnicy zatem w powietrzu atmosferycznym, które
obraca się wraz z Ziemią zawsze na wschód, badacze pisma pana Einsteina, już
nie zauważyli i fakty te ignorują. A one są kluczowe.
W sumie do zrozumienia tych postulatów nie trzeba jakichś ponadprzeciętnych
wysiłków lecz w ich poprawność należy wierzyć. Wierzyć w dodatku w to, że takie
same jak na Ziemi prawa i zjawiska występują w całym Wszechświecie i my na to
żadnego wpływu nie mamy. Szczególnie studenci nie powinni dyskutować o tym,
lecz przyjąć za prawdę objawioną, że ta prędkość światła jest stała, niezmienna
i taka sama w odniesieniu do każdego układu odniesienia i wszystkich obserwatorów
razem wziętych i niezależna od stanu ich ruchu. Względnego oczywiście.
A ja w te kanony wiary jakoś uwierzyć nie mogę.
A jakie jest zdanie Czytelników?
Komentarze