Stacja radiowa TOK FM, jeszcze niedawno udająca jakiś tam pluralizm poglądowy (czasami do studia zapraszany był redaktor Lisicki, a z rzadka nawet Semka), stając przed perspektywą porażki wyborczej Bronisława Komorowskiego, wyzbyła się owego pluralizmu w trybie ekspresowym i awaryjnym. W stacji panuje niepodzielnie wilczyca poglądów jedynie słusznych – Janina Paradowska. Wspierana przez bezwzględną dla wrogów PO, Wielowieyską i roztrzepanego, ale wiernego, parodystę Andrzeja Dudy – Jana Wróbla. W drugiej linii i na flankach kroczą: Wroński, Baczyński, Grochal, Kraśko, Imielski i Szostkiewicz. W takim towarzystwie, zrzuciwszy białe rękawiczki, próbuje Paradowska gasić pożar w Belwederze, jawnie i samodzielnie, w tercecie, kwintecie, czy sekstecie sobie podobnych głosów, radząc i podpowiadając Bronisławowi Komorowskiemu, co powinien zrobić aby wygrać wybory.
Niczym pochłonięci jakąś nadrzędną ideą, sprawiają owi wyrobnicy idei „Bronku musisz” wrażenie gotowości na każde słowne szalbierstwo w próbie reanimowania owej zastałej, zakisłej, wśród styropianowych doradców i fasadowych działań, komorowskiej prezydentury. Niczym mitycznego potwora Frankensteina, wsadzając mu elektrody w różne części ciała i kopiąc prądem swoich rad, starają się postawić go na nogi. Zamiast spalić w młynie obywatelskiego niezadowolenia, Paradowska chce pozostawić Frankensteina w Belwederze, na pohybel polskiej racji stanu, a na korzyść beneficjentów magdalenkowych układów.
Jednak wśród powarkiwań sztabu Komorowskiego i charkotu wszystkich jego dyżurnych Niesiołowskich, wśród dziennikarskich zagończyków, mających uniemożliwić Dudzie przyłożenie Ruskiej Budzie, słychać już falsetowy ton paniki. Nie pozostało już nic czym można by osłonić swojego przaśnego kandydata elyt. Można już tylko opluwać i szydzić. I stawiać fałszywe tezy w sposób jaki lubi Paradowska, czyli jako sprawdzone fakty, pewniki, bo głoszone ustami ponoć autorytetów, a faktycznie autorytetów ujemnych.
Tego potwora już się nie uda ożywić, a jeśli uda, to na chwilę, na moment. Bo on i tak, jeśli mu będzie dane ponownie, na ostatnia kadencję, zasiąść w belwederze, oklapnie i zacznie rozkładać się w nieróbstwie, mając gdzieś jakieś obietnice swoje i swoich totumfackich.
Zróbcie więc to, o czym pisałem wyżej. Spalcie tego Frankensteina w młynie obywatelskiego niezadowolenia.
Inne tematy w dziale Polityka