To, co ostatnimi czasy wyprawia wicepremier Gliński przepraszając za to, że się urodził i rugając dziennikarza telewizji publicznej, woła o pomstę do nieba. Nie aby dziennikarz był świętą krową, której nie można kaloszem pognać jeśli wejdzie w szkodę, ale tutaj żadnej szkody ze strony krowy nie było, jeno muczała bo gość programu głupoty opowiadał.
Wczorajsze wystąpienie Glińskiego w TVP1 miało być sensowną ripostą premiera na zarzuty pochopnego zaangażowania się po stronie fundacji w których bryluje progenitura poprzedniej opcji rządzącej Polską. Niestety rzetelnego wyjaśnienia i klarownej prezentacji swoich opinii nie było w zamian - pohukiwania i połajanki oraz protekcjonalno agresywny ton w stosunku do prowadzącego rozmowę dziennikarza.
Profesor Gliński nie raczył zmierzyć się z pytaniami postawionymi przez dziennikarza wybierając drogę drwin, kpiny i połajanek ozdabianymi passusami słownymi o niekompetencji, nagonce i nierzetelności dziennikarskiej. No cóż, można i tak, ale podobna metoda rozmowy kojarzy mi się jednoznacznie z zupełnie inna opcją polityczną.
Premier Gliński mając okazję do zakończenia medialnej burzy, moim zdaniem, pochopnie rozpętanej niepotrzebnymi przeprosinami, w imię fałszywie pojętej lojalności ze środowiskiem z którym i w którym funkcjonował przez długie lata, z okazji tej nie skorzystał. Nie widząc, albo nie chcąc dojrzeć szerszego kontekstu sprawy w imię ratowania róż, kiedy płoną lasy, Gliński podniósł temperaturę sporu i dał amunicje wszystkim tym, którzy źle życzą zmianom w Polsce. Wybierając nieczytelne, gubiące się w mętnej sferze niedomówień, ideały Gliński uderzył nie tylko we własną klasę polityczną, ale ględząc o paradygmatach i nie odpowiadając w ogóle na pytania, ustawił się wprost po stronie przeciwników. Za to powinien Gliński ponieść polityczne konsekwencje.
Inne tematy w dziale Polityka