Przyznaję - bardzo kaloryczna. Jednocześnie jednak ... zdrowa. Raz na jakiś czas można sobie na nią pozwolić.
Porcja dla pięciu osób:
5 ziemniaków (dobrych! ja, wbrew propagandzie, nie lubię typowo sałatkowych - do sałatki preferuję ziemniaki czerwone), pół szklanki oliwy - dobrej! smak sałatki w dużej mierze zależy właśnie od niej!), dwie-trzy łyżki soku z cytryny lub octu winnego albo jabłkowego, zimowy (mały) pęczek pietruszki - obrywamy tylko płatki, łodyżki zostawiamy na wywar do zupy, jedna duża szalotka, sól, pieprz
Umyte ziemniaki gotujemy w mundurkach do miękkości (około godziny), wodę odlewamy. W kubku dokładnie mieszmy sok, sól i pieprz z oliwą. Natkę kroimy niezbyt drobno, szalotkę obieramy, przekrawamy na pół, a potem na cieniutkie półplasterki.
Gdy tylko ziemniaki przestygną na tyle, by można było je wziąć w dłoń, obieramy je ze skórki i kroimy w niezbyt cienkie plasterki, które natychmiast polewamy oliwą. Następnie całość bardzo delikatnie mieszamy. Gorące ziemniaki chciwie wchłoną całą oliwę, a potem oddadzą nam ten smak i aromat.
Salatka jest niezawodna i zawsze zbiera komplementy :O a jednocześnie jest niedroga i bardzo prosta. Można ją zrobić wcześniej i szczelnie przykryć, chowając do lodówki, ale co najmniej na godzinę przed podaniem wyjąć, aby smaki się uwolniły.
P.s. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że Pan Sowiniec nie lubi.
Komentarze