Aparatura
Aparatura
Republikaniec Republikaniec
490
BLOG

Drożdże a sprawa polska

Republikaniec Republikaniec Społeczeństwo Obserwuj notkę 25

Jednym z produktów, którego niedobór na rynku nagle i niespodziewanie objawił się przy  okazji ogólnopolskiego gromadzenia kwarantannowych zapasów, niespodziewanie stały się świeże drożdże piekarskie. Słuchy chodzą - tu nie ma, tam nie ma, słowem –deficyt, niczym za czasów dawno i zdawałoby się bezpowrotnie minionych. Można więc mniemać, że lud, przerażony wizją zarazy nabywszy drogą kupna znaczne zapasy miedzy innymi mąki, gotuje się powszechnie do przywrócenia sympatycznej tradycji domowego wypieku chleba. Dobrze zrobiony domowy chlebek w istocie rzeczywiście przewyższa smakiem produkty przemysłowych piekarni, więc zdawałoby się nic dziwnego. Ale zaszedłszy do lokalnego sklepu, w którym jak raz pojawiła się jednak świeża dostawa, stałem się świadkiem następującej scenki. Oto klient, któremu sprzedawczyni zaoferowała pozostałą jeszcze kostkę, nieoczekiwanie przejawił ogromne niezadowolenie, stwierdzając, że za mało. Jemu trzeba od razu ze sześć takich, a jedna to zupełnie a zupełnie na nic. W domu u owego sąsiada akurat trzy osoby, skąd więc taka nagła, a widoczna na twarzy gorąca potrzeba ogromnego wypieku?  I wtedy zaskoczyłem. Tak, oczywiście, 1410! Nie, wiekowy jestem, stan wojenny oczywiście dobrze pomnę, ale pod Grunwaldem, moi drodzy nie stawałem. To nie data wiekopomnego starcia z krzyżacką zawieruchą, a znany niegdyś wszystkim przepis:
1 kg cukru
4 l wody
10 dag drożdży!

Po fermentacji i destylacji ten najprostszy z zacierów powinien dać litr mocnej wódki.
Ech, przypomniały się stare, kartkowo-przydziałowe czasy, kiedy to sposobem na zrobienie dobrej i nie skutkującej pomosowym  (droga młodzieży, nie chodzi o Pomos - wieś na Cyprze, jak wam po wpisaniu w wyszukiwarkę sugeruje Wilkipedia, tylko słusznie zapomniany Państwowy Monopol Spirytusowy i jego wredne produkty) kacem była własna produkcja. Aparat do destylacji przemyślnie poskładany z metalowej bańki na mleko i deficytowych nierdzewnych rurek, skrzętnie ukrywany przed czujnymi oczyma Platformy…, tfu, Milicji Obywatelskiej, wymieniane z przyjaciółmi coraz doskonalsze receptury. Nalewki, nastojki, mikstury – a wszystko bez pomocy wszechobecnego wujka Google, któren się jeszcze naówczas nie był narodził.


Jednak w ciężkich czasach duch w narodzie nie ginie!





Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo