Jeszcze w moich czasach gimnazjalnych, gdy przyjeżdżałem na wieś na wakacje, spotykałem drobnego staruszka o lasce spacerującego polami. Był to nie byle kto, bo ponoć pierwowzór Ślimaka z "Placówki".
Swe gospodarstwo oddał w ręce dziedziców, ale codziennie z rana przeprowadzał inspekcję pól.
Nie znałem go osobiście, nie był z naszą rodziną spokrewniony, ni spowinowacony, nie był kumem, ojcem chrzestnym, a mimo bliskiego sąsiedztwa należał do innej parafii.
Być może zresztą powodem było, że chociaż moi dziadkowie ciężką pracą dorobili sie sporego majątku, to zamożnością nie mogli się porównywać z T. a oni, choć mieszkali centralnie i dobrze widoczni na pagórze, trzymali się nieco z boku od społeczności wiejskiej.
Była w tej osobności również jakaś skrywana tajemnica rodzinna. Popytam ciotki przy okazji.
Topografia wsi zgadzała się z opisem w powieści. Byli niemieccy koloniści.
Wieś miała swój początek z przybyciem Ślimaka i jego sąsiadów. Przedtem rósł tu las, o czym świadczyły samotne sosny-samosiejki na miedzach i wąwóz w miejscu starej drogi.
Las sprzedano, wyrąbano, na jego miejscu pojawili się osadnicy.
Każdy pazerny na pracę, wyrywający każdy grosz z ziemi.
Chyba jednocześnie dwa lub trzy gospodarstwa kupili niemieccy koloniści.
Jedno z nich na pagórze naprzeciwko siedziby T. Dom był obszerny, solidny, kryty blachą.
Jeszcze przez długi czas po wojnie był tam wiejski sklep, teraz mieści się tu podmiejska restauracja zawieszona między ekskluzywnością a mordownią.
Jest też i "rzeka", dawniej szeroki na dwie piędzi strumień, wylewający z brzegów w czasie wiosennych roztopów, teraz podmokła i zarosła olszynami i innym chwastem łąka.
Wszystko inne to bujda.
Nie było konfliktów między polskimi i niemieckimi kolonistami. Niemcy przynosili nowe sposoby upraw, maszyny rolnicze, rozmach i kalkulację i byli skrzętnie podpatrywani i chętnie naśladowani przez polskich sąsiadów.
To od nich we wsi pojawiły się truskawki, to oni wprowadzili uprawę buraków cukrowych - przez długie lata źródło bogactwa wsi.
Niemieckie, polskie i żydowskie dzieci chodziły do tej samej wiejskiej szkoły, kierowanej przez mądrego społecznika-pozytywistę, tam nawiązywały się przyjaźnie. Niemieccy chłopcy służyli w polskiej armii.
Nawet różnice religijne zdawały się nie odgrywać większego znaczenia.
Jeden z moich pradziadków parobkował u innego niemieckiego kolonisty w oddalonej o kilkanaście kilometrów wsi. Gdy przyszedł czas przeprowadzki na własne gospodarstwo, kupione za odłożone pieniądze i pożyczką z banku, dostał od swego pracodawcy na pożegnanie cielę rasy holenderskiej - pramatkę wysokomlecznych krów, dumy mojej babci.
O tym wszystkim Prus nie napisał.
Ten najnowocześniejszy ówczesny polski pisarz nie dowierzał widać obserwacji, nakładał na rzeczywistość system anachronicznych i urojonych znaczeń przegranej warstwy szlacheckiej.
Na miejsce upadających folwarków - bo zniknęła darmowa siła robocza, bo brak było kalkulacji ekonomicznej, bo właściciele przenosili się do miast i chcieli jak dawniej żyć ponad stan - pojawili się uwłaszczeńcy i chłopscy dorobkiewicze chciwie wprowadzający niewidziane przedtem nowinki.
Na ich potrzeby powstawały fabryki maszyn rolniczych, ich pracą ku obopólnej korzyści bogacili się i rzutcy żydowscy kupcy i drobni przedsiębiorcy.
Moi dziadkowie korzystali z nowych możliwości. O pokolenie młodsi od chłopskich pionierów z lat zaraz po uwłaszczeniu zwiększali mozolną pracą i przemyślnością gospodarstwo.
A potem przyszła wojna. Niemieccy koloniści zostali po żniwach 1940 roku (?)wysiedleni na tereny Rzeszy, Żydzi wymordowani - ale trzy rodziny zostały przez sąsiadów, przy tajnej wiedzy całej chyba wsi uratowane.
Wojna, powojenne porządki oznaczały ubóstwo i regres cywilizacyjny. Jeszcze walały się w szopie resztki wirówki do mleka szwedzkiej firmy Alfa Laval, ale nie było już żydowskiego kupca odbierającego u babci śmietanę i sery.
Jeszcze leżała w kącie lakierowana tuba patefonu, w domu stały solidne meble, a na strychu, wśród papierów znajdowałem bezużyteczne i nikomu już niepotrzebne przedwojenne poradniki rolnicze.
I mit, niewiele mający wspólnego z prawdą, w kanonie lektur szkolnych.
O Ślimaku-narodowcu.
Inne tematy w dziale Rozmaitości