Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
83
BLOG

Autolustracja czyli wyznanie po 30 latach

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Polityka Obserwuj notkę 3

A to się porobiło ostatnio. Blogerzy ujawniają się na wyprzódki.

Najpierw Chevalier pochwalił się byciem TW. Przeczytałem i chciałem skomentować cytatem z Kataryny - czymś w rodzaju: "Czy wkrótce nie okaże się, że Ch. mijał się z prawdą (tzn podając się za TW)?" Nie chciało mi się jednak cytatu za bardzo szukać, a potem było już po wszystkim, bo Ch. szybciutko zdementował.

A poterm i sama Kataryna doznała nobilitacji na gwiazdę tabloidową.

Nawet przez chwilę zastanawiałem się nad "sprawą Kataryny", ale pisać nie zamierzam, bo wszystko, co mądre i co głupie, przede wszystkim głupie, albo nawet wyłącznie głupie, boć wiem z doświadczenia co i jak się pisze na P24, zapewne już o sprawie Kataryny napisano.

Wszyscy więc piszą o Katarynie, a ja w takim razie na o wiele bardziej interesujący temat - czyli o sobie.

Pisanie o sobie to w pewnym wieku frajda większa niż seks. Nie wiem, ale zaczynam robić przymiarki.

A, że jak widać, maj to miesiąc niespodziewanych ujawnień i utrat anonimowości więc i ja się ujawniam co nieco. Tu i tam. Resztę proszę sobie wyguglać.

Oto mój przyczynek do autolustracji:

W zamierzchłych latach późnosześćdziesiątych, chłopięciem będąc
dziewiętnastoletnim (niech jasna cholera polskie znaki diakrytyczne) byłem
hipisem.

Był rok 68, wiosna, jak teraz, koledzy szkolni znikali jeden za drugim, a ja
beztrosko zostałem dziecięciem-kwiatem.

Miła była zabawa, ciekawych spotkałem ludzi w tej przystani nieodpowiedzialności od i za realny socjalizm za oknem. Prawdę mówiąc zupełnie go nie zauważałem.

Ja wiem, że straszy się mną dzisiejszą młodzież (wszechpolską). Ale to
wszystko dość niewinne było. Niby "sex, drugs and rock´n´roll".

Tak naprawdę to jedynie to ostatnie - Hendrix, Cream, Donovan, Dylan.

 
Ci co chcieli odurzali się "klejem", czyli płynem do wywabiania plam "tri",
zdaje się szybko wycofanym ze sprzedaży, inni zażywali pochodną amfetaminy - fermetrazynę sprzedawaną bodaj bez recepty jako środek na odchudzanie, a
niektórym udawało się zdobyć przemycane z Zachodu (to się pisało wówczas dużą literą) źdźbła konopi indyjskich. Przezornie nie używałem.

Być może i zwyczajne polskie konopie też by się nadały. Wywary z maku i inne
polskie osiągnięcia chemiczne to historia dużo późniejsza i nie mam z nią nic
wspólnego.

No a a sex - z tym było marnie. Były dziewczyny - ale z dobrych domów i
"szanujące się".

Zaraz też wzbudziliśmy zainteresowanie organów. W dość hermetyczne środowisko trudno było jednak wprowadzić infiltratorów z zewnątrz. Rzuciły więc służby na odcinek walki to co miały najlepszego - najmłodsze i najładniejsze współpracowniczki.

Nietrudno było je zidentyfikować - odstawały od uduchowionych i wychuchanych hipisek porażającym realizmem życiowym i niezbyt przyswajały sobie dewizę "peace and understanding".

Modus operandi miały klasyczny. I bardzo szybko zaczęły go sobie doceniać. Z
pierwszym członem wzmiankowanej dewizy - "love" - nie miały dziewczyny zahamowań.

I tak oto pewnego wiosennego poranka 1968, w promieniach słońca padających przez zakurzone okno kawalerki na Nowolipkach 10 mieszkania 18, przeciągała się, ziewając leniwie, stojąca obok łóżka szczęśliwa piękność z Pałacu Mostowskich, a ja spod wpółprzymkniętych powiek podziwiałem cud Stworzenia.

Więc świadomie współpracowałem?

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka