Urodzili się gdzieś na początku zeszłego wieku, zostali ochrzczeni w wiejskiej cerkwi.
A kiedy dorośli:
Dano im do ręki karabin na sznurku, ubrano w szynele, założono na głowy spiczaste czapki z filcową, krzywo przyszytą czerwoną gwiazdę i popędzono tysiące kilometrów. Kazano walczyć w sprawie, której nie rozumieli, choć pewnie oficer politycznych coś im tam tłumaczył.
Bali się, bardzo się bali, żaden nie chciał umierać, ale ginęli tysiącami, bo ktoś nad ich głowami zadecydował.
Matki, wiejskie kobiety - to zawsze były chłopskie dzieci - z drżeniem serca żegnały ich na drogę znakiem krzyża, z trwożną nadzieją, że moloch wojny ich nie pożre.
Byli wśród nich chrześcijanie (krestianin znaczy chłop), muzułmanie, żydzi, buddyści. Rosjanie, Ukraińcy, Tatarzy, Kałmucy.
Zginęli w nieznanym kraju, pogrzebano ich w obcej ziemi, w mogile bez nazwisk.
Znak krzyża nie uchronił ich od śmierci.
Nie lubię pomników, za dużo ich wzniesiono w Polsce. Nie podobała mi się aranżacja tej masowej mogiły, za dużo w niej było tandetnie wzniosłego kiczu. Ale oni o pomnik nie prosili, milczeli od 90 lat.
Ach, wygrzebcie ich białe kości z grobów, rzućcie psom. Im nie zaszkodzicie. Wam - lepiej wam teraz? Milej? Weselej? Lżej na duszy?
Inne tematy w dziale Polityka