Teresa Torańska postawiła interesującą kwestię. Janina Jankowska dała wibrujący emocją odpór, nie zagłębiając się w meritum. Dysząca tłuszcza wpisała setkę komentarzy ociekających głupotą i zacietrzewieniem,
A sprawa jest ciekawa i nieograniczona do jednostkowego procesu Agory z Rymiewiczem, a mianowicie:
Kto powiniem stawać przed sądem obwiniony o przestępstwa popełnione w prasie (czy szerzej środkach masowego przekazu)?
Zarówno kwestia, jak daleko sięgać powinna granica wolności słowa jak i kwestia kogo powinno się pociągać do odpowiedzialności w razie jej przekroczenia to są pytania interesujące i zasadnicze dla działania m in prasy i innych środków masowego przekazu.
Wcale nie jest powiedziane, że za treści opublikowane w prasie odpowiadać powinien (w tym przypadku) Rymkiewicz. Zaiste, odpowiedzialność w znaczniejszym stopniu ponosi dziennikarz przeprowadzający wywiad, a ostatecznie za publikację odpowiedzialny jest redaktor naczelny, akceptując materiał do druku.
Tradycja redaktora odpowiedzialnego, istniejąca w przedwojennym polskim prawie prasowym, a i obecnie w wielu krajach, wydaje się być bardziej cywilizowana, niż pociąganie do odpowiedzialności uczestników wywiadów prasowych.
Redaktor odpowiedzialny w systemie prawa prasowego to jedyna osoba, którą można postawić przed sądem za treści publikowane w gazecie. Prawodawca wyszedł z założenia, że:
1. Przestępstwa nie ma dopóki nie nastąpiła publikacja. W tym konkretnym przypadku, rozmowa dziennikarza z Rymkiewiczem, jak i każdy inny wywiad prasowy, póki nie opublikowany jest wypowiedzią prywatną i w zasadzie nie ma żadnych konsekwencji prawnych.
2. Udzielający wywiadu nie ma adnego wpływui na redagowanie materiału (obowiązkowa autoryzacja, po niedawnych orzeczeiach Trybunału Europejskiego. przestała być obowiązkowa), na treści przez redakcję wyeksponowane, na niuanse, które uległy zagubieniu w trakcie obróbki redakcyjnej. Wreszcie, co najważniejsze, nie m wpływu na publikację lub nie materiału.
3. Również dziennikarz, spisujący wywiad nie ma wpływu na jego publikację. Tę władzę posiada redaktor naczelny lub osoba przez niego delegowana. A w takim razie, skoro do momentu publikacji nie ma przestępstwa, to za ewentualne przestępstwo w rozumieniu prawa prasowego można pozwać jedynie osobę, która o publikacji zadecydowała.
Szkoda, że brak dyskusji nad przywróceniem instytucji redaktora odpowiedzialnego, a polskie prawo bardziej skupia się na wymierzaniu personalnej zemsty a mniej na mądrym regulowaniu życia społecznego.
Refleksję Teresy Torańskiej odnieść można i do przerażającej jakości dyskusji, jakie odbywają się w S24. Czy jesteście przekonani, o redaktorzy odpowiedzialn, że łagodne napominanie do opamiętania się przynosi rezultaty, że oszczerców przekonuje się argumentem z prawdy?
Ich są zastępy i kohorty, rozsądni i umiarkowani stanowią cichą mniejszość, oni wrzeszczą, uczciwi usuwają się zbrzydzeni na bok, nie wdając się w słowne bijatyki z internetową kibolią.
Ciąc i plewić, ot co, jeśli chce się mieć ogród dobrze utrzymany i miły.
Szerzej o instytucji redaktora odpowiedzialnego i kwestiach związanych z prwaem do informacji pisałem w:
http://tekstykanoniczne.salon24.pl/286698,prawo-do-informacji-na-przykladzie-szwedzkim
Inne tematy w dziale Polityka