wynajmując jedną ze swych rezydencji którejś z partii politycznych. Przypadkowo tej, której szefem jest jego brat.
Być może brat prowadzi ostry trening przed zgłoszeniem startu w przyszłych lub zaprzyszłych wyborach prezydenckich i w ramach suchej zaprawy wypróbowuje miękkość reprezentacyjnych foteli i ciepło prezydenckiej pierzynki. Tzn, jeśliby marzenia braci się ziściły prezydent Polski nazywałby się Kaczyński przez kolejne kilkanaście lat.
Być może też, że Lech K. pominął się z powołaniem i lepiej sprawdziłby się w branży noclegowej. Mały rodzinny interes B&B. Z żoną, córką i którymś z zięciów.
Satyrycy i karykaturzyści tylko ostrzą pióra i temperują ołówki. Od czasu upadku komunizmu nie było tak dobrej i, jeśli wszystko się uda, długotrwałej koniunktury na dowcip polityczny.
Prezydent skomentował doniesienia prasowe w sposób zadziwiający: "- Robienie z tego sprawy - mówił prezydent - jest klasycznym przykładem dwóch standardów: jednego dla tych, którzy obecnie sprawują władzę, drugiego dla opozycji. - Na ogół opozycja jest łagodniej traktowana przez media. Od roku mamy sytuację zupełnie odwrotną. Społeczeństwu trzeba to uświadamiać, bo jest to w demokracji patologia - dodał."
Ze słów prezydenta wynika, że nie sprawuje on już najwyższej władzy w państwie i po abdykacji postanowił przejść do opozycji. Tylko w takim razie, kto rezyduje obecnie w Pałacu Namiestnikowskim? Sobowtór? Bliźniak?
Inne tematy w dziale Polityka