Zbliżają się święta.
Nic odkrywczego w tym stwierdzeniu.
Miasta i miasteczka świątecznie oświetlone i udekorowane. Wystawy sklepowe kuszą. Z wnętrza sklepów wylewa się lepki lukier muzaka - każdy znajdzie tu dla siebie swój włąsny obiekt muzycznej nienawiści - Jingle Bells tu, Stille Nacht tam, zewsząd Przybieżeli do Betlejem pastyrze, przygrywają dzieciąteczku na lirze.
Galeriami przelewają się tłumy. Ci ze skrupulatnymi karteluszkami odhaczający systematycznie pozycje, inni kłusują od gondoli do gondoli zdając się na instynkt łowiecki. Ten jeden specjalny prezent dla specjalnej osoby, i coś dla teścia, i dla teściowej, dla kuzyna i kuzynki, dla szwagra i nielubianej szwagierki, i dla ich nieznośnych dzieci, i dla babci, co babcia lubi? trzeba będzie jeszcze wstąpić do Empiku. Coś małego dla A, coś fikuśnego dla B, czy C coś wzmiankowała?
W tym tłumie ja, zdezorientowany, spocony, objuczony, klnę z cicha lub na głos, zamęczam ekspedientki, próbuję na chwilę wyobrazić siebie w postaci hormoniastej czternastolatki i co by mnie czternastoletnią uszczęśliwiło.
Zakradam się ukradkiem, po sztubacku, do świątyni koronek i zwiewności, popatruję na twarze innych mężczyzn, stężałe w udawanej pewności siebie.
Pocę się, ręce mi się obrywają pod ciężarem pakunków.
Lubię to.
Lubię za długie posiedzenia przy świątecznym stole, lubię patrzeć na bliskich zgromadzonych w ten szczególny dzień, lubię obżarstwo i nadmiar i niespecjalnie wyszukane pogwarki, między "Proszę jeszcze trochę sałatki" i "Wspaniały ten karp".
Wiem, zawijając w kolorowy papier coś koronkowego, że i mnie czeka coś miłego pod choinką, w noc wigilijną.
Lubię to. Niech będzie, że tradycja, a ja do tradycji mam stosunek prześmiewczy.
Ale też są i tacy, co nową wykuwają tradycję. I jak co roku wypisują, że komercjalizacja. Że spłycenie. Że brak powagi. Vanitas, głupota, powierzchowność, niefrasobliwość i bezmyślność. Że nie widzimy prawdziwego sensu.
A prawdziwy sens to cisza i skupienie, krwawa refleksja, popiół na głowę, post i żal za grzechy.
W świętoszkowatej trosce martwią się o cudze, CUDZE, zbawienie.
I chcą się z nami podzielić, jak opłatkiem, swoją goryczą, chcą nam oddać część trucizny, która toczy ich dusze.
Nie wierzcie ponurakom.
Wesołych Świąt.
Inne tematy w dziale Polityka