Teutonick Teutonick
946
BLOG

Nie płacz Ewka

Teutonick Teutonick PO Obserwuj temat Obserwuj notkę 4
   Właściwie po tych wszystkich latach wprowadzania do krajowej polityki kolejnych wcieleń powieściowego Dyzmy, nie powinny nas już dziwić jakiekolwiek próby przekraczania kolejnych granic żenady ze strony naszego dzielnego totalniactwa. Jednak w obecnych okolicznościach przyrody, kiedy w życie zaczął być wcielany tak usilnie oczekiwany przez niemałą część rodaków program #Cela+, możemy chyba spodziewać się kolejnych akordów ogarniającej to środowisko histerii oscylującej w coraz to wyższych diapazonach. Wprawdzie nasza ex-premierzyca zdążyła nas już przyzwyczaić do tego, że wypowiadane przez nią kwestie nieczęsto mają cokolwiek wspólnego z logiką i zdrowym rozsądkiem, a poza „wpadkami” językowymi „naszej pani dochtór” do klasyki przeszły już chociażby jej ekwilibrystyczne wyczyny na - przemierzanym miarowym krokiem w takt wybijany przez orkiestrę - czerwonym berlińskim dywanie (nie mylić z hollywoodzkim), kiedy sama frau Merkel została zmuszona do powściągnięcia zapędów najwyraźniej rozochoconej „koleżanki zza Odry” brutalnym chwytem za łokieć i wyprowadzeniem we właściwym kierunku (i wbrew złośliwym komentarzom nie był to ponoć kierunek na wytrzeźwiałkę – w końcu nie odbywało się to w czasach świetności dostojników państwowych od wzmacniania lewej goleni i wsiadania do auta przez bagażnik, chociaż wskoczyć na krzesło zawsze jeszcze było można – żeby wspomnieć jedynie te najbardziej spektakularne spośród jakże licznych, a nie do końca konwencjonalnych zachowań będących na porządku dziennym wśród przedstawicieli naszych „jelit”), jednak wczorajsze nawiązanie do sławetnego występu usmarkanej posłanki od „robienia biznesu na służbie zdrowia” ma szansę przejść do annałów naszej krajowej polityki. Choć w gruncie rzeczy nic w tym dziwnego - w końcu dziedzina działalności obu pań była tożsama, a ostatni prokuratorski powrót do sprawy nacisków na podpisanie przez NFZ kontraktu ze ściśle określonym podmiotem ze strony przybocznego Niuńka wskazywałby, że coraz więcej będzie takich spraw „zdrowotnych” z mocą i uporem bumerangu powracać, co chyba w sposób całkowicie zrozumiały może miss Kopacz niepokoić.
   Jednak wyraźnie postępujące zaniepokojenie wydaje się być w totalniackich kręgach dość powszechne, o czym świadczyłby nie tylko drżący głos „Yjwy”, ale także zawieszona w tle grobowa mina żałobnika w wykonaniu przewodniczącego partii, przywołująca obrazki z niedawnych protestów sądowo-świeczkowych, na których obok różnych przejętych rolą Kiń „Gimbaz” Gajewskich ze smartfonowymi zniczami tudzież „znanych i szanowanych” tuzów polskiego światka prawniczego, w dziwnej zadumie zagłębiał się odziany w gustowną koszulkę polo Schet Schrekliwy, który to malujący się na obliczu wyraz głębokiej refleksji w obecnej sytuacji wydaje się nabierać nowego znaczenia. Tymczasem jednak, jak zwykła uprzejmie donieść korespondentka pewnej komercyjnej stacji radiowej, współpracująca dodatkowo na co dzień z pewnym dekanowym brukowcem (i nie mam tutaj bynajmniej na myśli „Faktu”), blady strach padł również na naszego „prezydęta jewropy”, który - jeśli wierzyć jej słowom - w panice co i rusz począł użalać się nad niechybnym aresztanckim losem własnym oraz umoczonego w piramidę finansową synalka osobom zainteresowanym i tym mniej zainteresowanym napotkanym na brukselskich korytarzach. Jeśli do tej pory totalniacka ferajna spodziewała się, że zgodnie z wielokrotnie przećwiczoną tradycją kolejni wybrańcy ludu zaraz po wyborach doznają nagłej amnezji (podobnej do tej, która masowo wręcz dotyka osoby zeznające przed komisją dowodzoną przez panią Wassermann), zapominając o obowiązku realnego rozliczenia afer nagrabionych przez poprzedników, zgodnie z powiedzeniem mówiącym nam, że „kobiety o określonej profesji” zwane też zgodnie z obecnie obowiązującą terminologią także „sex workerkami” nie są w stanie sobie nawzajem niczego skutecznie urwać, to wiele wskazuje na to, że teraz - po zrobieniu jako takiego porządku z „niezawisłymi sądami” - niejednego żyjącego dotąd w niewzruszonym niczym przeświadczeniu o własnej bezkarności ancymona z tego szacownego grona może spotkać niemiłe zdziwienie.
   Stąd właśnie możemy spodziewać się w nadchodzących dniach i miesiącach coraz częściej i gwałtowniej występujących nerwowych reakcji w szeregach OT (Opozycji Totalnej), apogeum którego to procesu osobiście oczekiwałbym w momencie zawinięcia do ałesztu Pani Płezydent Wałszawy, ucieleśnienia którego to z kolei wydarzenia spodziewałbym się jeszcze przed terminem tegorocznych wyborów samorządowych, co stanowiłoby wspaniałe ukoronowanie pasma jakże rozlicznych tudzież spektakularnych sukcesów nie tylko Pani Płezydent, ale całego związanego z nią zarówno obecnie, jak i w przeszłości towarzystwa. Nie bez znaczenia pozostaje także smutna perspektywa „rozprucia się” w śledztwie Jowialnego Staśka umieszczonego póki co na 3 miechy pod celą jak zwykły śmiertelnik (!), a nie - jak to się dotychczas odbywało w gronie świętych krów - zwolnionego do domu za poręczeniem sobie podobnych „autorytetów”. Jazgot, jak już raczył zapowiedzieć sam przewodniczący, będzie się niósł po całej Europie, a pewnie i dalej, jednak czego należy życzyć obecnie rządzącym, to żelaznej konsekwencji przynajmniej w tej sferze bo póki co o - na ten przykład - polityce zagranicznej nie ma nawet co mówić. Będziemy mieli też okazję obserwować jak ów eksperyment na wciąż żywym organizmie, występujący pod nazwą reformy sądownictwa, sprawdza się w codziennej praktyce, a na ile wskutek chociażby zadeklarowanych już ustępstw wobec brukselskich biurokratów, może on stanowić jedynie zestaw działań pozorowanych.
   Tak czy inaczej wydaje się, że nic już nie będzie takie samo, a wizja miss Bufetowej - kolokwialnie rzecz ujmując - pierdzącej w pasiaki, może stanowić coś na kształt urealnionego sennego marzenia, o którego wcieleniu w życie dotąd nie śmieli roić najwytrwalsi idealiści. Słowo pomału staje się ciałem, do ostatecznego rozliczenia (tym razem przez wyborców, a nie przez prokuraturę) działań obecnej ekipy zostało jeszcze 1,5 roku, czas wprawdzie biegnie nieubłaganie, ale innych alternatyw nadal na horyzoncie nie widać. W kontrze do „piątki Morawieckiego”, jakkolwiek by zawartych w niej propozycji nie oceniać (chciałoby się więcej, może nieco inaczej, ale przede wszystkim również w odmiennych obszarach), po stronie tzw. opozycyjnej nie istnieje nic poza histerycznymi spazmami, groźbami i niezbyt udolnymi próbami zastraszenia wszystkich wokół w rodzaju rzucanych co jakiś czas pomysłów odpalenia na nowo kolejnej Berezy „dla tych co nie z nami”. Póki co – jak się spodziewam – obóz rządzący szykuje realizację kolejnych postulatów oraz zestaw pomysłów i zapowiedzi na kolejną kadencję do ogłoszenia już w następnym roku wyborczym – w końcu w dobrym tonie byłoby pozostawić sobie jakoweś asy w rękawie i nie musi to dotyczyć jedynie harmonogramu zatrzymań. W tym wszystkim aby osiągnąć ostateczny sukces należałoby jednak bezwzględnie powściągnąć kolejne egzotyczne pomysły ze stajni różnorakich gowinowych sabotażystów w rodzaju wprowadzenia opłat za wjazd do centrów miast czy też kolejnych „rewolucyjnych” zmian w ordynacji wyborczej.

Teutonick
O mnie Teutonick

szydercza szarańcza

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka