Teutonick Teutonick
1276
BLOG

Subiektywny przegląd "faktów medialnych"...

Teutonick Teutonick Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

    ...zgodnie z frazeologią zastosowaną swego czasu przez wymienionego w tekście niezwykle wybitnego pana profesora


   Rzeczywistość medialna obfituje nam ostatnim czasem nie tylko w kolejne spazmy i podrygi zakiwanej do imentu w swej nieustającej walce o wolność i demokrację totalniackiej opozycji, wspieranej dzielnie przez ustawionych na nieusuwalność przedstawicieli nadzwyczajnej kasty i wszystkich świętych jautorytetów „świata zachodniego” z podtrzymywanym troskliwie przez usłużnych koleżków (czyżby w owym czasie nasz etatowy garderobiany Dondinho zbyt był zajęty pilnowaniem marynarki aby i tam pospieszyć z pomocą?), toczącym heroiczną walkę z własnym błędnikiem pijaczyny tudzież kolejnymi gwiazdami rocka na czele. Można by dodać do tego coraz to nowe wyczyny i „wypowiedzi” naszego czołowego (obok Papieża Polaka) człowieka-symbolu, rozsławiającego ponoć nieodmiennie nasz kraj w świecie, ale po cóż byłoby zajmować się wydawanym cyklicznie (werbalnie i pisemnie) przez imć Bolesława bełkotem w obliczu faktu, że chyba nie warto pseudodziałalnością ćwierćgłówka zaprzątać sobie głów całych. Z tegoż i podobnego sortu osobistości inteligentnych inaczej ograniczmy się więc może do zauważenia kolejnej publicznej drzemki w wykonaniu niezawodnego Brąka, zwanego również ponoć przez co poniektórych Bredkiem (to od Bredzisława), którego nie były w stanie dobudzić wygłaszane ze sceny podczas nowoczesnoplatformianoszaluporatunkowego parteitagu kolejno po sobie następujące histeryczne akty strzeliste.

   Z sąsiednich podwórek dochodzą nas kolejne akordy tyleż nierozerwalnego (tymczasowo w oczekiwaniu na nowy kulturkampf), co egzotycznego sojuszu muslimgenderowego, którego najbardziej jaskrawy przykład dały ostatnio protesty italiańskich feminodziwadeł, które – jak podobnież miały ogłosić – „nie życzą sobie” by w tamtejszych nadmorskich kurortach przed zakusami dzikusów z przeróżnych stron świata, ochraniały i strzegły je lotne patrole słowiańsko-faszystowskich młodzieńców rodem z naszego jęczącego pod kaczystowskim knutem nieszczęśliwego kraju. A więc na złość mamie tamtejsze kazie szczuki i inne lemparcice wolą odmrozić sobie uszy czy raczej sparzyć inne części ciała przy nieodzownym współudziale jurnych przybyszów skądinąd, którzy w przerwie pomiędzy takim czy innym zwierzakiem parzystokopytnym, także i takim rodzajem zdobyczy są w stanie nie pogardzić. Nie ma co się temu dziwić bo - jak już swego czasu zdążył był z całą swą chamską butą zauważyć w rozmowie z pewnym niezbyt mile widzianym na Wyspach Brytyjskich youtuberem o niewątplwie nazistowskich ciągotach* niejaki tow. Sklepowicz - dla owego ściśle wyselekcjonowanego sortu niewiast może być to ostatnia, jakże rozpaczliwa szansa na zaznanie tego rodzaju ziemskich rozkoszy. A że w tych pozaziemskich wszelkiego rodzaju genderówny jakoś szczególnie wiary nie pokładają, pozostaje im na tym łez padole jedynie jeść, pić i popuszczać, niekoniecznie pasa.

   Na tym politpoprawnościowym tle, przy kolejnych regulacjach FIFA, usiłujących ostatnim czasem wpływać na obraz z kamer transmitujących mecze piłkarskie mediów, tak aby nie narażać nas maluczkich na wstawianie w ekrany telewizorów seksistowskich migawek przedstawiających Bogu ducha winne, absolutnie nie łaszące się do obiektywów kolejne „miss euro” czy inne mundialowe piękności, nadspodziewanie korzystnie wypada nawet nasz rodzimy prezes, bynajmniej nie z tych skarlałych, a raczej – o zgrozo – z tych zrudziałych, który z pewną dozą nonszalancji, zanim jeszcze raczył był namaścić na trenera-selekcjonera kolejnego ze swoich nie mogących się poszczycić jakimś szczególnym dorobkiem zawodowym fumfli, w przerwie między zasięgnięciem porady u jednego czy drugiego sommeliera, postanowił przy pełnym wparciu ze strony nader obiektywnych dziennikarzy opieprzyć tych, którzy ośmielili się wytykać jego piłkarzykom głośne imprezy urządzane w okolicznościach, w których raczej chyba nie było specjalnie czego świętować, czym zarazem potwierdził, że zjawisko hodowania sobie na własny użytek gromadki pijaczków, nie stanowi jedynie domeny brukselskich salonów, posiadających najwyraźniej także i w tym względzie błogosławieństwo ze strony Tante Angeli. Mamy więc swego rodzaju powrót do przeszłości, co najwyraźniej mogło poluźnić hamulce nawet u starającego się od jakiegoś czasu trzymać utracony w dawnych czasach – jak się niektórym (być może nie bez kozery) zdawało, bezpowrotnie – fason, Andrzeja Iwana. I tylko trochę żal człowieka (i bynajmniej nie mam tu na myśli wspomnianego ryżego prezesa). Choć z drugiej strony, jak mawiało się u mnie w rodzinie trawestując starorzymską maksymę - „co się komu chciało, tym się nie otruje”. Tyle przynajmniej z teorii.

  Tak czy inaczej jako się rzekło w obrazkach z trybun podczas telewizyjnych transmisji będą teraz dominować kibice płci męskiej, o ile również w ich imieniu ktoś nie poczuje się wyseksistowany, ewentualnie – zawsze chętne zająć miejsce zarówno przed obiektywem, jak i tym bardziej przed mikrofonem – wspomniane feminodziwadła, z samej definicji nie grzeszące, a już na pewno nie urodą, stąd nie będące narażone na żaden „narastający” podobnież - według relacji specjalizującej się w tejże materii, specjalnie ku temu powołanej, „antydyskryminacyjnej” komórki w FIFA - „seksizm”. Przytoczona perspektywa oburzyła nawet znanego na lewicy konesera kobiecych wdzięków pod postacią „prawdziwego mężczyzny”, który ostatnim czasem, podobnie jak na ten przykład tow. Jakubowska, na tle wszelkiej maści homodziwolągów i innych ledwo odrośniętych lwiczek lewicy sprawia wrażenie, że lepiej kończy niż zaczął. Czego niestety nie można powiedzieć o na nowo ujawnionych psychofanach pewnego profesora brylującego swego czasu gdzie bądź z nieodłączną fajeczką, a będącego współstwórcą i mentorem całej stajni naszych dzielnych dyplomatołków do dziś hołdujących idei naszej czołobitno-wiernopoddańczej „polskiej szkoły dyplomacji”, czego żywy przykład może stanowić chociażby nasz obecny szef MSZ - mister Ciapuciewicz, co do którego przez chwilę co poniektórzy łudzili się, iż trudno będzie mu napsuć w tejże jakże delikatnej dziedzinie jeszcze więcej niźli jego poprzednicy. Przy okazji rocznicy śmierci wspomnianego profesorskiego autorytetu nie omieszkały się pochwalić znajomością z tymże demiurgiem różne medialno-polityczne flanele, by wspomnieć jedynie pewnego znanego nocnikarskiego (bo przecież nie dziennikarskiego) fana Hamasu czy nową nadzieję stolicznych lemingów pod postacią pięknoustego i bywałego w świecie kandydata-niekandydata, uprawiającego wedle jego własnej relacji ze swym profesormasterem, stając u progu swych jakże błyskotliwych karier, namiętną francuszczyznę, niekoniecznie tę przydrożno-samochodową, tak ponoć umiłowaną przez owego „poważnego, zadumanego i srogiego” (aż strach pomyśleć cóż tam się musiało wyprawiać!) jegomościa, będącego najwyraźniej swego rodzaju „nauczycielem życia” dla młodocianego, jeszcze nie do końca opierzonego „Czaskosia”.

   Tymczasem jednak opinię publiczną obok wędrującego pytona w towarzystwie innych zbiegłych gadzin, poruszyły tudzież zelektryzowały ostatnie informacje dotyczące - srogiego jak nie przymierzając wspomniany profesore - zamczyska budowanego na - osuszanych okresowo w tymże właśnie celu - rozlewiskach w samym sercu Puszczy Noteckiej. Wbrew początkowym doniesieniom okazało się, iż z ową (zgodnie ze stanowczymi twierdzeniami czołowych autorytetów ekologiczno-przyrodniczych, specjalizujących się zarazem w przykuwaniu się do czego popadnie w imię obrony kornika-drukarza grasującego w nieco innej, jak się dziś okazuje, głęboko niesłusznej puszczy) absolutnie nienaruszającą okolicznych ekosystemów budowlą, nie stanowiącą zarazem jakimś dziwnym trafem scenografii planu filmowego kolejnego współfinansowanego przez PISF obrazu o naszych rodzimych, wywodzących swą niechlubną tradycję wprost z mroków średniowiecza, zoologicznych antysemitnikach, nie miała absolutnie nic wspólnego córka naszego czołowego, obdarzonego nieprawdopodobnym wręcz talentem (czyt. kiepełą) do robienia jedynie wielkich interesów, krajowego "papieża biznesu", znajdującego się podobno od jakiegoś czasu niejako w stanie spoczynku (nie to co sędzina Gersdorf) po nieudanym kosmetycznym zabiegu w renomowanej austriackiej klinice (ach ten ośrodek wiedeński ze swoimi tajemnicami), zwana ponoć również w pewnych, stołujących się swego czasu „u Sowy” kręgach, nie wiedzieć czemu podstolicznym ssakiem (tekst ukryty pod umieszczonym w drugim akapicie odnośnikiem opowiada również co nieco o innych, równie uzdolnionych zresztą, córkach).

   Jak więc już widać wyjdzie nam z tego cała menażeria – stoliczne lemingi, inne podstoliczne ssaki, wspomniane gady-dusiciele (można by tu wymienić co najmniej kilku światowych przywódców, należy jedynie ubolewać, że nie z naszego własnego podwórka), rozliczne płazy (także te koalicyjne, z niewątpliwą przewagą jednak tych mieniących się być opozycją, występujących z dumą pod szyldem najgorszego sortu - bo i trzeba przyznać, że do tej pory za tzw. wolnej Polski święta ziemia, nawet za czasów niesławnych rządów eseldowskich towarzyszy i towarzyszek, nie nosiła równie żałosnej zbieraniny złożonej z absolutnie wypranych z wszelkiej, szczątkowej nawet idei, skończonych zdrajców i sprzedawczyków z profesorsko-uniowolnościowego chowu - ludzi, którzy dla własnej korzyści i garści unijnych srebrników byliby w stanie zaprzedać własną matkę i dzieci w pakiecie), do tego na deser zgraja jaskiniowych szczurów-ocaleńców wiedzionych na swą pewną-niepewną jak się finalnie okazało, zgubę przez ex-buddyjskiego mnicha. Jednym słowem szmelc, mydło i powidło. Pozostaje jedynie z pewną dozą konfuzji zadać sobie i Państwu pytanie czy może ktoś to jeszcze ogarnia? Bo przyznać się muszę na koniec, że osobiście jest mi chyba coraz trudniej…


*http://naszeblogi.pl/50805-stare-kadry-na-nowych-frontach


Teutonick
O mnie Teutonick

szydercza szarańcza

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura