Teutonick Teutonick
494
BLOG

Kościół a sprawa polska

Teutonick Teutonick Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6
   W sumie już od dawna przestało dziwić, że tzw. salon jest w stanie wygrzebać ze śmietnika historii każdą ex-ikonę kaczyzmu, faszyzmu, reakcjonizmu i w ogóle wstecznictwa, żeby owo indywiduum, kimkolwiek by ono nie było, mogło za garść judeuszowych miedziaków wywnętrznić się w tym czy innym medium na wraży PiS, bądź też szerzej na cały obóz „narodowo-niepodległościowy”. Mamy takich nawróconych grzeszników całe multum poczynając od jegomościa, który chciał na powrót zuniformizować polską dziatwę szkolną, poprzez modelowego zdradka, który w swych neofickich zapędach planował dorzynać watahy, następnie pewnego wysokiej klasy „specjalistę od PR-u”, którego fizyczna postać przywołuje na myśl wizerunek zaokularzonego obleśnego wieprzka prosto z kart powieści Orwella, bujającego się latami od krawężnika do krawężnika, dzierżącego laur rekordzisty w ilości zaliczonych środowisk niekoniecznie partyjnych – od Narodowego Odrodzenia Polski aż po izraelskich lobbystów, kolejno „trzeciego bliźniaka” z kibucowo-KPP-owskiego chowu, wreszcie krzywoustego pajaca robiącego za toaletowego analityka „tego co się dzieje w PiS”, który swego czasu zajmował nawet – o zgrozo – premierowski fotel, aż do ostatnio koncertowo wyd… niech będzie, że „wydumanego” przez przebiegłego Scheta wraz z kompanionami, pana na Ujeździe, który pośród rozlicznych meandrów swojej bogatej kariery politycznej wykazał się był do tego ostatnim czasem recydywą, a zarazem swego rodzaju rekordem, już po raz drugi zdradzając środowisko polityczne, które uprzednio wywindowało to wielce oczytane bydlę na piedestał - mówiąc Żorżem Ponimirskim.
   Znajdziemy tutaj również osobny gatunek tzw. żurnalistów i żurnalistek, którzy będąc w wieku co najmniej dojrzałym nagle ni z tego ni z owego postanowili dokonać rewizji swoich dotychczasowych przekonań i zacząć śpiewać zgodnym chórem z tymi, których dotąd sami niezwykle zaciekle przywykli zwalczać. Można by tutaj wyróżnić znaną w środowisku nocnikarskim plagiatorkę, czy na ten przykład kolegę przytoczonego akapit wyżej tucznego okazu od wspólnych wojaży z ryngrafem do gen. Pinocheta. Być może niebagatelną rolę w tego rodzaju woltach należałoby przypisać roli ich własnych oficerów prowadzących wraz z wydawanymi przez nich - niejednokrotnie być może sprzecznymi - komendami, najczęściej jednak chyba powodów należałoby szukać w sferach bardziej prozaicznych, związanych ze źródłosłowem - idealnie wręcz komponującego się z działalnością wielu przedstawicieli tego znamienitego towarzystwa wzajemnej adoracji - określenia „presstytutki”. Tak czy inaczej aby znaleźć się w łaskach tego czy innego medium, a w konsekwencji na ten przykład zostać zaproszonym do telewizyjnego studia, gdzie z wypiekami na twarzy będzie można opowiadać o straszliwym terrorze ludożerczego kaczystowskiego reżymu, niejedna z wymienionych osób jest gotowa naprawdę na wiele. Rezultatem zwyczajowo jest odpuszczenie wszystkich grzechów przeszłości, dany delikwent awansuje w niedługim czasie na „niezależnego komentatora”, zasłużywszy sobie zresztą tym samym niejako przy okazji na miano „demokraty”, a następnie jest dopuszczany do grona „ludzi na odpowiednim poziomie”, światłych i rozumnych jak się patrzy, a bywa nawet, że ten czy ów dostępuje zaszczytu reprezentowania takiego bądź innego liberała-aferała w procesie politycznym, stając się kimś w rodzaju nadwornego adwokata lumpenliberalnej jaczejki.
   To wszystko już doskonale znamy, jednak w przebiegu tego rodzaju procesów wciąż zdarzają się kwiatki, które zasługują sobie na szczególne uwypuklenie. Oto z chórku na co dzień domagającego się nieodmiennie i w nieubłagany wręcz sposób stanowczego rozdziału Kościoła od państwa, w przypadku gdy tylko któryś duszpasterz kwiknie cokolwiek nieprzychylnego na temat działań obecnej władzy, natychmiast dobiega aplauz w reakcji na ów „ważny głos Kościoła”, na rękach noszeni są „nowocześni duszpasterze” w rodzaju polityka Sowy czy niejakiego Lemańskiego, tytułującego swoich kolegów po fachu „klechami” (w zależności rzecz jasna od ich własnego światopoglądu, kolegi Sowy bynajmniej przecież nie śmiałby tak ów „duszpasterz” określić). Dochodzi do tego jeszcze rzecz jasna dziadzia Boniecki wraz ze swoim kumplem, niejakim Holocausto (oj tam oj tam, stare to przecież dzieje) Darskim i cała czereda im podobnych worów w takim bądź innym zakonie, z których wypowiedzi, niejednokrotnie niezgodnych z katechizmem głoszonym przez Kościół Powszechny, niezbicie wynika, że niezwykle ciasno im w habicie i już, już - szykowaliby się do jego zrzucenia i skoku na wzburzone fale świeckiego życia. Ostatecznie jednak najczęściej wracają niczym potulne owieczki na łono swej macierzystej instytucji, bo gdzieżby było im lepiej niźli pod patronatem przeróżnych prawomyślno-purpurackich patronów i dostojników, wśród których niejeden ma również tyle wspólnego z patriotyzmem, co dawni księża-patrioci, a i niejednokrotnie w prostej linii – jak przeróżne TW Filozofy i inne emerytowane pieronki – z tego środowiska się wywodzą. Jednym słowem jedynie wtedy gdy któryś z dyżurnych „przedstawicieli Kościoła” wyrzuci z siebie jakowyś antypisowski czy szerzej antynarodowy tekst, może on warunkowo u światłych elit uzyskać dyspensę na zabieranie głosu w sprawach publicznych.
   Jednak w tym wszystkim jednym z okazalszych fenomenów pozostaje to, jak przeróżne pseudopublicystyczne podnóżki potrafią sobie wycierać obślinione gęby autorytetem Kościoła w sprawach z gruntu błahych (ostatnia kwestia ordynacji w wyborach do PE), nie dostrzegając jego głosu w zagadnieniach niejako fundamentalnych - jak chociażby ochrona życia, lub prawa do tego głosu w takich razach mu oficjalnie odmawiając. Kolejnym wielce zastanawiającym zagadnieniem jest gotowość „ludzi Kościoła” do wysługiwania się środowiskom, które jawnie ów Kościół zwalczają i na niego plują. Być może dla taniego poklasku czy też pogłaskania po dłoni - na obraz i podobieństwo bezwzględnych „pisowskich siepaczy”, odstraszających tym sposobem niewinne studentki UW od protestowania pod Sejmem (cóż to za przewrotna forma molestingu na wzór samego mistrza Schweinsteina prosto z hollywoodzkiej jaskini perwersji), być może dla innych, bardziej wymiernych korzyści, wyciąganych raczej chyba dla siebie personalnie niźli dla całej instytucji, co tym bardziej zasługiwałoby na potępienie takowych (nawiązujących w tychże poczynaniach - w równym stopniu jak sam pewien nieświętej pamięci profesor we wspomnieniach swego najwierniejszego ucznia - do swych biblijnych protoplastów) „hierarchów-patriarchów” stojących na czele takiej czy innej diecezji, przez własne owieczki, które ktoś chyba tutaj chciałby zwyczajnie przerobić na gotowe do strzyżenia stado bezrozumnych „wełnianych istot” (patrz końcówka skeczu KMN pt. „Jadłopodawca”). Tak jak i w sprawie tzw. uchodźców: ktoś - jakby usiłując za wszelką cenę wychodzić przed szereg - odrywa się nie tylko od skrzeczącej mu do ucha rzeczywistości, ale także od poglądów wyznawanych przez milczącą większość wydeptującego co niedziela ścieżkę do bram parafii w całej Polsce elektoratu. Nie wiadomo jedynie czy w myśl przypinania kwiatka do kożucha czy raczej, przy okazji szukania taniego poklasku, popisywania się przed antypisowsko rozżartą tzw. opinią publiczną opacznie pojętą „postępowością”. I szczerze mówiąc nie mam za bardzo pojęcia, która z przytoczonych wersji motywacji do podejmowania takowych działań świadczyłaby gorzej o ich pomysłodawcach.




Teutonick
O mnie Teutonick

szydercza szarańcza

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo