Teutonick Teutonick
1862
BLOG

Sąd sądem, a sprawiedliwość… no właśnie - czym?

Teutonick Teutonick Sądownictwo Obserwuj temat Obserwuj notkę 72

   Cały ciąg wyroków sędziowskich, których sentencje zdołały w ostatnim czasie przebić się do opinii publicznej, każe po raz kolejny postawić zdeklarowanym obrońcom tzw. „wolnych sądów” pytanie w brzmieniu: czy aby na pewno tego rodzaju obraz krajowego sądownictwa spełnia ich najskrytsze marzenia dotyczące „równości, wolności, demokracji”, ale także pomijanej w tej wyliczance sprawiedliwości (no chyba, że za takową uznamy pojęcie równości, tyle że wobec prawa) występujących w naszym nieszczęśliwym kraju? Bo czy istotnie na o wiele surowszą karę od bandziorkowato-bolkowego wnuczka, skazanego za przekopanie do nieprzytomności Bogu ducha winnej dziewczyny, zasługuje za nazwanie swołoczy swołoczą (mowa rzecz jasna o dyżurnej sejmowej, najwyraźniej pozbawionej nie tylko piątej, ale i pozostałych klepek joance, udzielającej się jak na wzorową upiorną pajęczycę przystało we wszelkiego rodzaju „czarnych” „przedsięwzięciach”) ze względu na samą swoją „faszystowską” reputację niejaki eks-ksiądz Międlar”? Czy faktycznie pewien pisarz s-f za (niezwykle delikatną zresztą) sugestię dotyczącą dość hmm… kontrowersyjnej urody pewnej hmm… niech będzie, że korpulentnej „osobowości medialnej”, która ostatnio po raz kolejny raczyła zabłysnąć, tym razem w odkrywaniu swojej kombatanckiej przeszłości, wspominając na którychś spośród tradycyjnie niezwykle gościnnych łamów jak to za komuny przyszło jej ponoć nie raz dostać „pałą po plecach” (będąc pełni dobrej woli załóżmy przez chwilę, że w przypadku tejże samej zainteresowanej nie był to jedynie wykwit jej wybujałych fantazji, niekoniecznie natury brr… erotycznej – w końcu ponoć po latach brylowania na wszelkich możliwych antenach wraz z przybocznym prokopem dostała ona w końcu do prowadzenia jakowąś tyleż tajemniczą, co ekscytującą audycję, w której to wzorem przeróżnych namiętnie lansowanych ostatnim czasem łonetowo „edukatorek” i „twórczyń” spersonifikowanych w osobach jakowychś hirszfeldów i buchholzów na przemian z innymi langerami i rubinami – wszystko rzecz jasna do wygooglania, miałaby również nauczać prosty lud nie tylko tego jak jeść bezę, w której to akurat materii mogłaby z pewnością stanowić wybitny autorytet, ale także i przede wszystkim na temat – o zgrozo – seksowania się, co w kontekście fizjonomii tejże pani może przynieść efekt zgoła odwrotny, skutkujący przemożną awersją do tejże czynności) miałby wybulić równowartość połowy dużej bańki? Czy rzeczywiście w przypadku kolejnego, podstarzałego już stosunkowo cwelebrycko-etatowego młodzieżowca o wdzięcznej ksywie „Jurek”, może okazać się, że słowa na „k” i na „p” nie są tak naprawdę wulgaryzmami, a otwarte, niebiletowane spotkanie w galerii handlowej nie spełnia definicji zgromadzenia w miejscu publicznym?

   Kolejne tego rodzaju pytania można by mnożyć. Oto okazuje się, że całkowicie legalnym jest wprowadzanie funkcjonariusza na służbie w błąd odnośnie własnych danych personalnych, a jaśnie pan „działacz” jest na tyle powszechnie znaną osobistością, że nie ma w obowiązku owych danych osobom do tego uprawnionym podawać bo przecież wystarczy aby ten czy ów pooglądał sobie telewizję. W tejże sytuacji już nawet immunitet poselski wydaje się instytucją zbędną. Pan Władek-Niedowładek z racji samej powagi swego jestestwa jest oto predestynowany do traktowania go na specjalnych zasadach, a samo ciąganie go po sądach za jakieś symboliczne przewinienia w postaci sponiewierania tego czy innego funkcjonariusza mundurowego samo w sobie jest już wyrazem małoduszności obecnej władzy. Na szczęście wysoki sąd po raz kolejny stanął na wysokości zadania orzekając „niską społeczną szkodliwość czynu”, a w mej skromnej opinii powinien tradycyjnie dołożyć jeszcze zły stan zdrowia obwinionego, co ostatecznie - tak jak to się dotąd odbywało w przypadku niejednego „człowieka honoru” - powinno zamykać tego rodzaju sprawy, oddalając je niejako z urzędu. A właściwie powinno już na stałe wprowadzić się do systemu orzekania nową kategorię „ze względu na stan dotychczasowych zasług dla demokratycznego społeczeństwa”. Przecież komu jak komu, ale takiemu Władziowi, chociażby ze względu na heroiczne czyny z przeszłości, ze szczególnym uwzględnieniem pokonania komuny za pomocą taboru transportowego, którym w kluczowym momencie rzeczony wyjechał prosto z lasu na wroga, aby następnie ruszyć nim na międzynarodowe trasy, z pewnością wolno. Podobnie jak panu redaktorowi, który prowadząc z zawrotną prędkością swojego rumaka potrącił wprawdzie jakąś roszczeniową staruszkę na przejściu dla pieszych, ale z pewnością było to jedynie konsekwencją jego zamyślenia nad stanem demokracji w Polsce tudzież – podobnie jak w przypadku doliniarskiego epizodu w karierze pewnego sędziego – legendarnego wręcz roztargnienia, podobnie zresztą jak brak wymaganej dokumentacji w postaci ważnego prawa jazdy, ubezpieczenia OC oraz przeglądu technicznego prowadzonego pojazdu. Przecież jaśnie pan dziennikarz, jako stworzony do celów wyższych, nie może zaprzątać sobie jakże drogocennego narządu umysłowego tego rodzaju przyziemnymi zobowiązaniami, stanowiącymi codzienność ludzi lichych i durnowatych czy jak kto woli – słowiańskiego pospólstwa. W związku z powyższym już na miejscu zdarzenia należało życzyć panu redaktorowi szerokiej drogi, a staruszkę pouczyć co do konsekwencji: a) prawnych będących skutkiem nieuprawnionego wtargnięcia na jezdnię b) zdrowotnych stanowiących możliwy epilog przedłużającego się wysiadywania na zimnym asfalcie. Po raz kolejny okazuje się, że nieodżałowany Bareja miał niebywałe zdolności, nie tylko analityczne, ale też profetyczne. A nam maluczkim pozostaje jedynie żałować, że nasz system prawny nie przewiduje niestety instytucji precedensu. Inaczej każdy z nas mógłby na ten przykład, przystosowując się do zasady „hulaj dusza, piekła nie ma”, udać się swoim osobistym rumakiem na, nieskrępowany jakowymiś prozaicznymi przepisami ruchu drogowego, podbój polskich dróg. A ewentualnej napotkanej kontroli drogowej w odpowiedzi na prośbę o dokumenty rzucić co najwyżej: „a sprawdźcie se w systemie po blachach, a najlepiej popytajcie okoliczne chłopstwo, mie tu w okolicy znajom”. Pozostaje pytanie czy ferujący wyżej wzmiankowane wyroki przedstawiciele najwyższych kast robią to z pełną świadomością konsekwencji podejmowanych decyzji, czy może są tyleż roztargnionymi, co bezrefleksyjnymi kretongami, a może jednak stanowią zbiorowisko zwyczajnych prowokatorów na usługach kaczystowskiej junty. Odpowiedź na tak postawioną kwestię raczcie wybrać sobie Państwo sami.



Teutonick
O mnie Teutonick

szydercza szarańcza

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo