Teutonick Teutonick
707
BLOG

Cui bono, qui prodest albo pierścień okrążenia zaciska się

Teutonick Teutonick Rząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 6
   Podczas gdy na naszym krajowym podwórku nieustannie tracimy czas i energię na nasze małe wojenki z tworzącymi awangardę postępu harcownikami, co do których niezwykle trudno pozbyć się wrażenia, że pozostają na stałe na cudzym żołdzie (choć istnieje także teoria, wedle której niektórzy spośród tego towarzystwa skłonni są w swym nowomodnym pędzie oddawać się każdemu, kto o to poprosi, całkowicie za darmo), tymczasem jak świat długi i szeroki wszędzie poważne organizmy państwowe metodycznie dokonują stopniowego oczyszczania przedpola wraz ze spektakularnie zakrojoną rozbudową fortyfikacji, uzupełnianiem zbędnych luk i zabudowywaniem wyłomów. Owe luki i wyłomy pozostały już obecnie na tyle nieliczne, że gdzie tylko zwróci się nasz miłościwie panujący rząd w swej misji naprawy państwa, zdaje się niezwłocznie odbijać jak od ściany postawionej przez starszych i mądrzejszych, czy to zasiadających we władzach naszej dobroczynnej Jewropejskiej Ujnii, czy dla odmiany dzierżących stery zaoceanicznych imperiów medialnych i niemedialnych. A to warknie złowrogo jakiś chunijny owczarek, a to znów fuknie gniewnie jakowaś „ucząca się dyplomacji” stara pudernica z judeohamerykańskiego nadania. Kolejne upokorzenia, które za sprawą kładących uszy po sobie naszych krajowych decydentów są nam niemalże regularnie serwowane, utwierdzają nas w przeświadczeniu, że wyśmiewane niegdyś powszechnie słowa mówiące o nadwiślańskim kondominium, w rzeczywistości - dzięki realizowanej całymi latami, a nieodmiennie uzależniającej nas od ościennych mocarstw i innych niekoniecznie ościennych międzynarodówek polityce - okazały się chyba w sposób najtrafniejszy z możliwych opisywać sytuację, w której wszyscy oto ni stąd ni zowąd w tzw. „wolnej Polsce” się znaleźliśmy.
   Przez całe lata bezwzględnego drenowania gospodarki wraz z przygotowywaniem jej resztek do finalnego wrogiego przejęcia, przez następujące po sobie okresy hodowania rasy niewolników pracujących w pocie czoła za przysłowiowo-taśmową miskę ryżu dla swoich - bynajmniej najczęściej nie-aryjskich - panów, przez następujące po sobie sezony otumaniania owych proli kolejnymi igrzyskami dla ubogich krewnych i błyskotkami gorszego sortu przeznaczonymi dla nieoświeconego plebsu, wreszcie przez biegnące jeden po drugim etapy rozkładania naszej armii, z najbardziej jaskrawymi akordami tegoż procesu pod postacią postawienia na czele kluczowego resortu pewnego znanego w partyjnych kręgach pizzaboy’a, o którym mówiono, że zastąpił na ministerialnym stołku pewnego równie niewydarzonego psychiatrę bo jakiemuś innemu asowi jego nazwisko - najpewniej ze względu na obecny w nim anagram - skojarzyło się z MON-em, że o nigdy chyba nie zaistniałych pod (właściwą państwom uznawanym powszechnie za poważne) autonomiczną postacią tzw. służbach nie wspomnę - otóż przez cały ten czas, cierpliwie oczekując właściwego momentu do podjęcia ostatecznych działań wieńczących wieloletnie dzieło, trwali wokół nas, symbiotycznie zblatowani ze sobą niewidzialną dla niewprawionego oka siecią, nasi wrogowie zewnętrzni i wewnętrzni, niczym sępy zasadzające się na zdobycz celem rozszarpania tego sienkiewiczowskiego postawu sukna, nie omijając rzecz jasna przy tym żadnej z okazji aby w międzyczasie odpowiednio nie pomusztrować sobie na swoją modłę tutejszego nieszczęśliwego ciemnego ludu.
   Tresować usiłuje się nas zresztą z przeróżnych, czasami dość nieoczekiwanych, stron. Na ten przykład pewna wielce patriotyczna pani redaktor, brylująca od dłuższego czasu w tzw. mediach prawicowych, posiadając przy tym najwyraźniej pewne niezbyt starannie skrywane ambicje wylansowania się na kogoś w podobie lustrzanego odbicia TW Stokrotki, postanowiła ostatnio na pewnych gościnnych łamach, niejako przy okazji potępienia faktu nieprzerwanej obecności postkomunistycznych złogów w zasobach kadrowych naszej błyskotliwej dyplomacji, dołożyć Bogu ducha winnym Palestyńczykom jako narodowi terrorystów, nie marzącemu o niczym innym, jak jedynie o unicestwieniu państwa Izrael wraz z jego niebywale szlachetnymi mieszkańcami, twierdząc na dodatek, że mówienie o tym, iż obie strony powinny zaprzestać stosowania przemocy, stanowi coś w rodzaju bluźnierstwa, w sytuacji gdy w przypadku tegoż ciągnącego się od przedwojnia konfliktu, trudno doprawdy mówić o symetrii. Rzeczywiście niełatwo o symetrię tam gdzie przybysze z internacjonalnego kosmosu wszelkimi dostępnymi sposobami (a należałoby w tym miejscu nadmienić, że w przeciwieństwie do - wyposażonego głównie w chałupniczą metodą poskładane "rakiety" - przeciwnika, posiadają ich całą dostępną na rynku światowym paletę, przy czym doprawdy paradnym akcentem pozostaje niuans, w ramach którego zarządzane przez owych przybyszów wzmiankowane bliskowschodnie państewko buforowe usiłuje na arenie międzynarodowej rozliczać inne kraje z ich własnych programów nuklearnych, nie posiadając do tego absolutnie żadnej legitymacji i nie poczuwając się przy tym żadną miarą do tego, aby samemu wytłumaczyć się z własnych arsenałów, których przecież oficjalnie „nie ma”, bo w końcu żadna MAEA nie ośmieliła się jakimś dziwnym trafem jak dotąd ani jednego z mieszczących je obiektów zwizytować) eksterminują arabskich tubylców za murem getta niczym wściekłe zwierzęta do odstrzelenia, przy akompaniamencie dobiegających skądinąd głosów (w tym Sz. P. redaktor) nie posiadających się ze zdziwienia, że ci ostatni ośmielają się od czasu do czasu - dość nieudolnie zresztą - odgryzać, a nie lezą potulnie jak barany na rzeź.
   Najwyraźniej promowania takiej właśnie postawy życzyliby sobie ci wszyscy macherzy medialni, wbijający codziennie tysiące gwoździ w tysiące głów, snujący dzień w dzień w naszych państwowych (sic!) mediach swe rzewne opowieści o tym jak to winniśmy kultywować dziedzictwo tych wszystkich, którzy - niecierpliwie przebierając w kolejnym pokoleniu nóżkami - już się nie mogą wprost doczekać, kiedy wreszcie spełni się ich stare porzekadło o stosunkach właścicielskich dotyczących tak ulic, jak i kamienic. Tymczasem jednak, jako się rzekło, toczy się wokół nas tu i ówdzie gra do jednej koszernej bramki, tyle że prowadzona różnymi skrzydłami, gdzie niekoniecznie lewica wie co aktualnie porabia prawica bo i przecież tzw. robota frakcyjna nie stanowi jedynie naszego polskiego patentu. Za to wiodąca refleksja, jaka może w obecnej sytuacji nachodzić podczas rozważań dotyczących wyznaczania akcentów w doborze realnych priorytetów naszej rodzimej racji stanu, które winny z kolei wskazywać kierunki prowadzonej na szczeblu centralnym, stosownie asertywnej polityki, zawiera się w banalnym z pozoru stwierdzeniu, że stosunki pomiędzy dwoma - jakby tego było mało ponoć (jak wielu fantastów chciałoby widzieć rzeczywistość) „bratnimi” - narodami, nie mogą na dłuższą metę wyglądać tak, iż przeróżni judeopozytywni eskimosi raz po raz kopią nas w zadek, a my w rewanżu nieustannie ich w tę samą część ciała całujemy. Niestety - jak widać chociażby na przykładzie ostatnio odnotowanych przypadków, na które dziwnym zbiegiem okoliczności natknął się był nasz nieoceniony minister kultury i sztuki („bo jak się ma taką sztukę przed sobą, to trudno zachować kulturę”), pomimo jego rozlicznych zasług i wyasygnowania - niemałych w końcu - środków na jak najbardziej szczytne cele zapędzany po staremu do kąta przez odpalane każdorazowo w takich razach polowanie z nagonką - nie dla wszystkich pozostaje to nadal z takich czy innych względów oczywiste.



Teutonick
O mnie Teutonick

szydercza szarańcza

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka