Tiwaz Tiwaz
183
BLOG

Przegrał wojnę głupi malarz, a głupi Putin jeszcze bardziej, albo o infantylnym rozumieniu

Tiwaz Tiwaz Polityka Obserwuj notkę 3
W bieżącej publicystyce naszej, a także w amatorskich - siłą rzeczy - notkach blogerów daje się zauważyć skłonność do przedstawiania, czy też malowania, Włodzimierza Putina w barwach podobnych do przedstawień Adolfa Hitlera w folklorze miejskim czasu wojny, czy też hollywoodzkiego (choć nie tylko) kina - najważniejszej ze sztuk. Niespójny logicznie obraz sprawnych dyktatorów skutecznie władających imperiami i równocześnie durniów popełniających podstawowe błędy strategiczne jest bezsprzecznie poznawczo pokraczny. Ale stereotypy, jakimi rządzi się propaganda i jej społeczna percepcja bynajmniej nie muszą spełniać postulatu koherencji.

Pełny tytuł notki:

Przegrał wojnę głupi malarz, a głupi Putin jeszcze bardziej, albo o infantylnym rozumieniu polityki

Według pewnej propagandowej narracji Włodzimierz Włodzimierzowicz wybrał się na Kijów dwudziestokilometrową kolumną wojska poruszając się jedną szosą. Naraził tym sposobem elitę swojej armii na pogrom albowiem w swej głupocie sądził, że Ukraińcy nie ośmielą się/nie będą w stanie zaatakować marsz-kolumny i wszystko pójdzie gładko jak na Krymie. Narracja ta z całą pewnością byłaby prawdziwa, gdyby w wojnach chodziło nie o pieniądze lud inne de facto i w ostatecznym rachunku ekonomiczne korzyści, ale o jakieś prestiżowe sukcesy nieprzynoszące wymiernych pożytków.

Według owej narracji człowiek władający wielkim państwem z ogromnym zapleczem militarnym i szpiegowskim nie ma informacji i rozumu na tyle, by nie podjąć samobójczego marszu na Kijów, bez desantu (mimo panowania w powietrzu), bez rozproszenia, osłony etc. Putin chciał zająć Kijów ale mu, głupiemu, się nie udało bo to źle rozegrał a Ukraińcy stawili opór.

Otóż zakładam, że wojna na Ukrainie nie toczy się o imponderabilia w rodzaju wolności i miłości ojczyzny, a raczej toczy się o te rzeczy w optyce tych, którzy walczą, ale nie tych, którzy tę wojną zlecają. Putinowi nie chodziło o zajęcie Kijowa i utworzenie marionetkowego rządu. Przy takim scenariuszu nie dałoby się przesłać podstawowego komunikatu jego mocodawców: albo się podzielicie, albo kamień na kamieniu tutaj nie zostanie. To trochę tak jak z tworzeniem przez Niemców kolaboracyjnego rządu w okupowanej części Polski. Piękna legenda mówi, że nie było do takiego rządu chętnych, ale ta notka jest na poważnie. Gdyby powstał kolaboracyjny rząd, to, pomijając takie czynniki jak narażenie się Stalinowi, Niemcy miałyby związane ręce w zakresie eksterminacji polskiej elity, co było głównym postulatem ekonomicznych mocodawców Hitlera - "stu rodzin". Bo dopóki ta elita żyła, dopóty nie dało się zamienić Polactwa w niewolników.

Utworzenie marionetkowego rządu w Kijowie wiązałoby ręce ruskiej armii, nie mogłaby ona prowadzić działań niszczycielskich nakierowanych na przekonanie związanej z Ukrainą plutokracji, że może funkcjonować albo pod kontrolą plutokracji moskiewskiej, albo wcale.

Włodzimierz Włodzimierzowicz potrzebował porażki w początkowym okresie wojny aby móc uruchomić machinę zniszczenia. Bo w tej wojnie nie chodzi o żadne ideały i hasła służące duraczeniu nieszczęsnych żołnierzy wysyłanych masowo na śmierć. Ta wojna jest jak wszyskie inne wojną o pieniądze, a Putin nie jest szowinistycznym głupkiem, ale cynicznym graczem realizującym zlecenie silniejszych od niego.

Dodatkowym argumentem przemawiającym za słusznością powyższych spostrzeżeń niech będzie fakt, że Ruscy, pomimo posiadania stosownych środków,  nie niszczą dróg zaopatrzenia Ukraińców w środki walki.  Jak by ktoś chciał mieć sposobność do siania zniszczenia.

Ukraina jest zdepopulowana, na opuszczonych przez Moskali ziemiach nie ma nic prócz min. Takie zlecenie, taka realizacja.

Tiwaz
O mnie Tiwaz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka