żółwik żółwik
196
BLOG

JAK TO DOBRZE UMIEĆ WINNEGO ZNALEŹĆ

żółwik żółwik Polityka Obserwuj notkę 2

„Jak to dobrze umieć winnego znaleźć” – tak mówiła babcia żółwia, gdy któreś z dzieci nabroiło i potem próbowało zwalić winę na kogoś innego.

To całkiem tak, jak z ustawą refundacyjną. Ktoś uchwalił ustawę. Ktoś ją wdrożył. Powstał bałagan, a teraz twórcy chaosu wskazują: „winni są lekarze”. Wołają: „karać lekarzy”.

Gwoli ścisłości muszę zaznaczyć, że żółw nie jest lekarzem, nie ma żony czy też dzieci będących lekarzami. Jest natomiast, jak większość z nas, pacjentem i na sprawę patrzy z punktu widzenia pacjenta.

Przed chwilą odbyła się konferencja Premiera na ten temat. Popłynęło wiele słów, jak to wszystko rząd robi dla dobra pacjenta, a ci paskudni lekarze nic tylko się temu sprzeciwiają walcząc z ustawą refundacyjną. Premier zapowiedział karanie lekarzy, którzy jego zdaniem łamią prawo przybijając pieczątkę „refundacja do decyzji NFZ”.

Czy rzeczywiście łamią?

Czy lekarz ma w ogóle możliwość sprawdzenia czy pacjentowi przysługuje refundacja, a jeśli tak to jaka?

Tak naprawdę, to najczęściej nie ma. Nie istnieje w Polsce centralny rejestr ubezpieczonych, którym można by się posłużyć.

Napoleon kiedyś wybaczył merowi francuskiego miasta, który nie powitał cesarza salwą armatnią. Na swoje usprawiedliwienie mer powiedział: „Nie mamy armat”.

Cóż, nasz premier Napoleonem nie jest. Armat nie daje, ale strzelać z nich każe.

Tu nasuwa się pytanie, czy prawo łamie lekarz wpisując stopień refundacji bez możliwości sprawdzenia jaki się pacjentowi należy, czy też przybijając inkryminowaną pieczątkę.

W pierwszym przypadku może dojść  do, nieumyślnego wprawdzie, poświadczenia nieprawdy, w drugim lekarz sygnalizuje, że nie jest w stanie sprawdzić refundacyjnego statusu pacjenta.

Jest jeszcze jedna sprawa.

Pacjenci onkologiczni leczeni lekami niestandardowymi w tzw. programach zdrowotnych.

Tych leków nie ma na liście refundacyjnej.

Pan Minister Arłukowicz w swojej wypowiedzi na konferencji prasowej zapewnił, że pacjenci ci są bezpieczni i będą leczeni w swoich programach i dodał że to przez 6 miesięcy a potem będą jakieś decyzje i szybko przeszedł do następnej sprawy.

A co będzie za 6 miesięcy. Taki sam bałagan?

Ponieważ problem jest mało znany tym, którzy nie ćwiczą tego na własnej skórze, pozwolę sobie opisać jak takie leczenie wygląda na przykładzie pacjenta P. Sprawa jest prawdziwa.

rok 2001 –

P jest operowany – nowotwór złośliwy, nie poddający się chemioterapii i radioterapii.

Po 7 latach występują przerzuty rozsiane

Na szczęście wymyślono już leki. W Polsce są one lekami niestandardowymi.

Lekarz pisze wniosek do NFZ o leczenie lekami A i B (muszą być razem). 

Sukces. Dostał zgodę. Na 6 tygodni i co sześć tygodni musi występować o leczenie na nowo. W związku z tym P musi co 6 tygodni robić 2 tomografie. musi bowiem wykazać, że lek skutkuje. Na radiologii krzyczą na niego, że tak często nie można. Musi się tłumaczyć.

Na szczęście lek niszczy powoli raka, lecz po 1,5 roku stosowania nieomalże zabija pacjenta.

Lekarz występuje do NFZ o lek C, a potem o lek D. Przez pół roku trwa walka o dalsze leczenie. NFZ odmawia, zgodnie ze swoimi przepisami, które sam przecież tworzy. Między innymi jest w nich przepis, że do programu leczenia pacjenta lekiem C nie może zostać włączony ktoś, kto był już leczony innym lekiem. Logiczne nie? Nie pomógł jeden lek, to po co stosować inny? Rak oczywiście skwapliwie te pół roku wykorzystał.

Ostatecznie pacjent dostaje lek D. Teraz robi 2 tomografie co 3 miesiące, bo co 3 miesiące musi występować o dalsze leczenie. Ostatnio 3 miesięczny cykl skrócono by dopasować się do końca roku.

Od złożenia wniosku przez lekarza do otrzymania zgody NFZ mija co najmniej miesiąc. Wniosek opiniowany jest najpierw przez konsultanta wojewódzkiego (lekarza), a potem zatwierdzany przez urzędnika (zazwyczaj po jakichś 2 tygodniach). Żeby leczenie przebiegało bez przerwy lekarz wypisuje zlecenie zrobienia tomografii natychmiast po otrzymaniu zgody na stosowanie leku, pacjent pędzi na radiologię i żebrze o jak najszybszy termin, pędem dostarcza wyniki tomografii, lekarz pisze wniosek do NFZ, NFZ proceduje, a zestresowany pacjent czeka – czy aby dostanie zgodę.

Nie można się więc dziwić, że teraz P będzie się przez 6 miesięcy martwił co go ze strony władzy czeka. Czy stres wyjdzie mu na zdrowie? Wątpię.

 

żółwik
O mnie żółwik

Społecznie uczę emerytów posługiwania sie komputerem (UTW). Lubię mieć coś do roboty. Nie lubię nieróbstwa. Wciaż sie uczę, bo wiedzy nigdy nie jest za wiele.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka