Tomasz Matynia Tomasz Matynia
2092
BLOG

Partia Sikorskiego i Lisa

Tomasz Matynia Tomasz Matynia Polityka Obserwuj notkę 17

Obu wiekowo dzieli zaledwie trzy lata. To jest to samo pokolenie. Są elementami charakterystycznymi na polskiej scenie politycznej. Pierwszy dziennikarz III RP Tomasz Lis oraz dumny absolwent Oxfordu Radosław Sikorski, są podobnymi typami człowieka. Próbują przekonywać, że ich spojrzenie zawsze jest szerokie. Potrafią odnaleźć się w każdej sytuacji. Jeszcze nigdy niczego nie przegrali na tyle, żeby później nie podnieść się i stanąć wyżej. Tak naprawdę obaj są, i dziennikarzami i politykami. Pasję dziennikarską Radka Sikorskiego widać przez jego aktywność w serwisach społecznych. Lis jasno formułuje tezy na temat polityki. Jest dużo dalej niż klasyczny publicysta. Tomasz Lis próbuje być sumieniem nowoczesnego, umiarkowanego Polaka. Obaj eleganccy, zawsze w dobrze skrojonym garniturze. W końcu, obaj niezwykle ambitni i egocentryczni.

Zapraszam na www.tomaszmatynia.wordpress.com

Początkowo ten tekst miał być tylko i wyłącznie o polskim Ministrze Spraw Zagranicznych. Jednak dziś wpadł w moje ręce wstępniak Lisa w jego „Wproście”. Broni tam, w sposób niewiarygodnie zaciekły, tezy Radosława Sikorskiego o „narodowej katastrofie”, którą ukuł opisując warszawskie powstanie na Twitterze. Mnie, bardziej od tych słów, zastanowiło odniesienie do strony internetowej, które znajdowało się w tym wpisie. Niestety treści tam zawartych, naczelny „Wprost” nie podjął. Uznał prawdopodobnie, że jest to treść dla historyków. Mimo wszystko starał się potwierdzić tezy zawarte w tej witrynie. Wykorzystał z niej cytaty Stefana Kisielewskiego. Nie będę się spierał w temacie rozważań panów Sikorskiego i Lisa. Chciałbym na zimno przekalkulować, czy obaj panowie mają ze sobą politycznie coś wspólnego, i czy to „coś” mogłoby okazać się śmiałym projektem politycznym.

Nikt nie wie nic na temat ambicji politycznych Tomasza Lisa. Był wymieniany jako kandydat na prezydenta RP w 2005 roku. Jego poglądy nie są odbiciem poglądów rzeszy Polaków. „Wprost” pod jego rządami przeszedł drastyczną metamorfozę. Na pewno nie jest pismem o charakterze lewicowym, jak niektórzy by chcieli. Zajął pozycje liberalne. Potwierdza to tezę o tym, że Tomasz Lis może stać się nowym politycznym liderem salonu, zajmując tym samym miejsce Donalda Tuska, który okazał się w wielu przypadkach zbyt miękki, a w innych zbyt twardy. Mając poparcie w środowisku „Gazety” mógłby odważyć się na krok polityczny. Musi mieć pewność, że ten krok się uda. Tomasz Lis nie idzie w ciemno. Nawet, gdy kończył współpracę z TVN-em, miał w głowie inny plan.

Lisowi brakuje jednak udziału w polityce. Nie posiada kapitału politycznego, bo zawodowym politykiem nigdy nie był. Nie ma pojęcia na temat działania dzisiejszych partii politycznych. Nie posiada zaplecza politycznego, ani społecznego poparcia. Wreszcie nie jest postrzegany jako polityk. Wszystko to wydaje się mniej istotne, gdy obok niego znajdzie się ktoś posiadający odpowiednie aktywa. Bez wątpienia posiadaczem znacznego kapitału politycznego jest Radosław Sikorski. W badaniach zaufania ląduje wysoko. W 2010 roku krwawił jak raniony tygrys, wystawiony do nierównego boju z Komorowskim, o nominację prezydencką Platformy. Dziś jest najważniejszym obok Tuska i Schetyny politykiem Platformy.

Radek Sikorski wydaje się jedynym niezależnym od nikogo członkiem rządu. Po zwycięstwie Komorowskiego w wyborach prezydenckich, zapowiadały się poważne trudności w relacjach między MSZ-em, a Kancelarią Prezydenta. Było z resztą kilka doniesień potwierdzających tezę o zimnych stosunkach. Dla wielu oczywista jest niechęć obu polityków. Prawybory dały Sikorskiemu coś więcej niż porażka w nierównej walce. Zdobył przecież znaczną część głosów w walce o nominacje prezydencką. Wszedł do grona liderów Platformy. Wcześniej trzymała go w górze, tylko banicja ze „złego PiS”, teraz zdobył własny kapitał wśród działaczy partii Donalda Tuska.

Wydaje się, że Sikorskiego boi się nawet sam Tusk. Zlecił mu pracę nad programem partii w nadchodzących wyborach. Wiedział, że jego pominięcie może skutkować poważnymi problemami w łonie partii. Natura absolwenta Oxfordu jest niezwykle egocentryczna. Sikorski nie zniósłby podobnego upokorzenia, jak prawybory. Widać to choćby po jego działalności publicystycznej na różnego rodzaju portalach. Jego wpisy są szeroko komentowane. Można rzec, że Sikorski stał się wreszcie wolnym elektronem. Jest bulterierem. Atakuje najczęściej w podbrzusze. Jego atak przynosi skutek. Jak choćby w ostatnim zdaniu nt. powstania. Nie uwierzę nikomu, kto powie mi, że nie był to zabieg PR-owski. Na co dzień nie chwalący się sukcesami na arenie międzynarodowej(prawdopodobnie z powodu ich braku, bo Sikorski lubi się chwalić), wykorzystuje każdą sytuację żeby zaistnieć. W ostatnim czasie były to m.in.: problem z ofensywnymi komentarzami w internecie, Radek jako szef unijnej dyplomacji, sprawa powstania, sprawa Rydzyka, Breivik. Wygląda na to, że Sikorski dał podwyżkę swojemu specowi od PR. Wracając do osobowości Sikorskiego. Jest jeszcze coś, co doskonale go opisuje: nigdy nie trzyma z przegranymi. Jestem pewien, że w przypadku porażki Platformy Obywatelskiej, będzie jednym z pierwszych, który wypłynie z nabierającego wody statku.

Nie sposób w tego typu tekście nie zagadnąć o poglądach bohatera. Sikorski, kiedyś radykalny antykomunista, nazywający siebie konserwatystą, dziś daleki jest od poglądów z przełomu lat `80 i `90. Porzucił stare hasła dla politycznej kariery. Wśród jego znajomych roi się od ludzi o różnych poglądach. W palecie znajduje się nawet Roman Giertych. Nikt jednak nie wysnuje tezy o endeckich konotacjach ministra. Radek jest pupilkiem salonu, od czasu słów o „dorżnięciu watahy”. Pisze się o nim bardzo dobrze, albo w ogóle. Pozytywny odbiór na świecie załatwia mu sytuacja rodzinna. Wybitna dziennikarka, jaką jest niewątpliwie Anne Applebaum, prywatnie żona Sikorskiego, zapewne pomaga mu w wykreowaniu pozytywnego wizerunku na świecie. Rozmycie ideowe Radka pozwala na jeszcze wiele ruchów na scenie politycznej. Być może jeszcze wiele razy będzie musiał tłumaczyć się z tabliczki „Strefa zdekomunizowana”, ale nigdy nikt mu już nie zarzuci „pisowskości”. Ostatnim, który tego spróbował był Komorowski, w trakcie prawyborów.

Wizerunek Sikorskiego jest wręcz wymarzony. Dla elektoratu, w którym pływa, jest symbolem walki z „polskimi radykałami”. Żartowano, że jest pierwszym polskim politykiem, który zna angielski. Zamożny gentleman sprawia wrażenia człowieka, któremu się udało. Jest samodzielny. Nie dosyć, że posiada zagraniczne wykształcenie, to ma wiele kontaktów ze światowymi mocarzami. Z drugiej strony można go traktować, jako chorągiewkę, zdradzającego ideały wiecznego dzieciaka, nierozumiejącego polskich problemów. Z tym, że krytyka z tych pozycji wzmacnia samego Sikorskiego. To jest powód dla którego posługuje się on radykalizmami. Słowami, które nie są charakterystyczne dla gentleman`a, jak choćby te o „dorżnięciu watahy”.

Wielu jednak Sikorskiego lubi. Lubi go sam Tomasz Lis, który często zaprasza go do swojego programu. Są do siebie na tyle podobni, że są w stanie grać do tej samej bramki. Kto wie, czy w wyborach za cztery lata nie będziemy mieć do wyboru tworu, stworzonego przez tych dwóch panów. Poparcie salonu, stworzenie alternatywy dla kulejącej Platformy, zwiększający się elektorat ludzi, którym się udało, może pociągnąć ich do takiego ruchu. Za nim jednak ten ruch obaj wykonają, to wielokrotnie się nad tym zastanowią. Ambicja obu nie jest ślepa. Zgodzą się na działanie, jeśli korzyści będą naprawdę duże.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka