Półtora roku temu rozważałem kondycje polskiej lewicy. Już wtedy jawne dla mnie było, że lewica pod wodzą Grzegorza Napieralskiego długo nie przetrwa. Szefa SLD zniszczyła wewnętrzna opozycja. Na jego miejscu rozsiadają się już jego adwersarze: Ryszard Kalisz czy Wojciech Olejniczak. W jego fotelu, fotelu lidera polskiej lewicy, już rozsiada się Janusz Palikot. Pytaniem jest czy Ruch Palikota ma coś wspólnego z lewicą, po za hasłami antyklerykalnymi oraz innymi wątkami światopoglądowymi. Dla wielu ludzi lewicy jest on liberałem bądź populistą. I tak jest naprawdę. Ja sam jestem zwolennikiem tej drugiej opcji. Dla wielu Palikot jest depozytorem miejsca, w którym lewica być powinna: trzeciej siły politycznej w Polsce.
Zapraszam na www.tomaszmatynia.wordpress.com
Te wybory po raz kolejny pokazały, że w Polsce umacnia się system dwóch partii wiodących. Platforma Obywatelska i Prawo i Sprawiedliwość umacniają się na scenie politycznej. Po czterech latach wciąż zagospodarowują prawie 70% sceny politycznej. Osłabienie SLD potwierdza tę tezę. Wejście do Sejmu Ruchu Palikota wynika z zamiłowania wielu Polaków do populistów. Polacy dali się nabrać na to, że Palikot jeszcze przy władzy nie był. Głosowanie na Palikota może także, okazać się lżejsze psychologicznie. W oczach jego wyborców nie niesie on ze sobą bagażu władzy. Głosowanie na Palikota wynika z tego, że istniej ważny dla polskiej demokracji argument: „on jeszcze nie rządził”. Jest wykorzystywany mimo oczywistej nieprawdy w nim zawartej.
Interesującą nas kwestią jest jednak sama „lewicowość” Janusza Palikota. Czy można mówić o nim, jako o człowieku nowoczesnej lewicy? Czy jest politykiem idei? Czy w polskich warunkach może zająć miejsce postkomunistycznej lewicy? Hipotetycznie możemy założyć, że na wszystkie te pytania odpowiedź będzie przecząca. Po pierwsze, „nowoczesny lewicowiec” Palikot, był wcześniej politykiem o wiele bardziej umiarkowanym. Swoją przysięgę poselską zakończył słowami „Tak mi dopomóż Bóg”, finansował katolickie pismo, sprzeciwiał się ściągnięciu krzyża z Sali sejmowej, a także uważał go za symbol narodowy. Dziś używa argumentów całkowicie odwrotnych. Palikot nie jest więc nowoczesnym lewicowcem, ale przedstawicielem nowej rasy polityków, a raczej postpolityków. Celem samym w sobie jest sukces wyborczy. Podobni politycy zmieniają się na potrzeby każdych wyborów, tak jak każą im się zmienić: sytuacja polityczna czy preferencje wyborcze. To wszystko sprawia, że nie można mówić o nim, jako o polityku wiernym idei. Ostatnie pytanie, które każe widzieć w Palikocie mesjasza polskiej lewicy, musi być podparte zupełnie innymi argumentami. Janusz Palikot jest nielubiany wśród elity polskiej lewicy. „Krytyka polityczna”, Stowarzyszenie „Ordynacka” to ciała, które będą się od niego dystansowały. Winiarza z Biłgoraja nie kochają także politycy Sojuszu Lewicy Demokratycznej. To oni są głównymi ofiarami jego działań. Może się okazać, że w przyszłym Sejmie, Palikot będzie całkowicie izolowany, również przez polityków SLD.
Pojawiały się jednak głosy, że sam lider Ruchu może liczyć się w walce o fotel lidera Sojuszu. Doszłoby wówczas do zjednoczenia obu grup w Sejmie. O ile są może na górze partii Napieralskiego ludzie, którzy byliby skłonni do takiego rozwiązania, to Palikota nikt nie zaakceptuje na dole partii. Scenariusz okazuje się całkowicie nierealny. Sam Palikot nie ma, więc żadnych predyspozycji do bycia liderem lewicy w Polsce. Siłą tego człowieka jest medialny wizerunek, politycy się na taki wizerunek nie nabierają.
W konsekwencji uważam, że Janusz Palikot jest wybrykiem, którego szybko rozliczy demokracja. Jednak jest w Sejmie. Chcąc nie chcąc identyfikuje się jako przedstawiciel lewicy.
Zajmijmy się teraz tymi, którzy miano lewicy noszą ze sobą od lat 90. Sojusz Lewicy Demokratycznej przegrał, co mógł. Reprezentacja tej partii w Sejmie jest najniższa w jej historii, partia nie wprowadziła posłów we wszystkich okręgach wyborczych, nie jest pewne czy będzie jej dane mieć swojego wicemarszałka. Grzegorz Napieralski już zakończył swoją misję. Nie tylko jego winą jest obecna kondycja Sojuszu. Jeszcze żaden lider tej partii nie miał tak gigantycznych kłopotów z wewnętrzną opozycją. Drużyna Napieralskiego wyniknęła z obaw ustępującego szefa SLD. Była budowana z myślą o obronie przed zjednoczonymi siłami Kalisza, Olejniczaka, Czarzastego i innych. Napieralski miał szczęście, że nikt wcześniej nie skonstruował grupy działaczy, która strąci go z fotela.
W SLD wszystko jest przeszłością. Partia musi budować się od nowa. W jakim pójdzie kierunku? Kto będzie liderem? Czy będzie liderować lewicy? Te wszystkie pytania są ważne, bo mimo wyborczej porażki, SLD wciąż jest politycznym depozytorem wartości lewicowych w Polsce. Przynajmniej w umysłach elit lewicy. Wydaje się, że dzisiaj w SLD potrzeba buldożera. Partia jednak nie zniknie. Ma za sobą dużą machinę partyjną, ogromne zaplecze działaczy i środków trwałych, wiele kontaktów z biznesem, środowiskami establishmentu. Ma także tradycje, która tu będzie decydująca. Być może ze zmienioną nazwą, zmienionym kierownictwem, zmienionym programem - idea Sojuszu przetrwa.
Kierunek obrany przez Sojusz musi być atrakcyjny i dla lewicowych elit, i dla potencjalnych wyborców. Na świecie w ostatnich dniach przeszły marsze „Oburzonych”. Jest to naturalne zaplecze lewicy politycznej. W Polsce ta manifestacja nie wyszła, ale na pewno istnieje elektorat, który utożsamia się z postulatami ruchu, który zapełnił ulice miast. SLD dla takich ludzi jest całkowicie nieautentyczny. Brak autentyzmu wynika z nadmiernego zliberalizowania programu partii. Ponad to przesadą była umowa z Bussines Centre Club. Takiego ugrupowania nie można już nazywać lewicą. Politycy tej partii całkowicie zatracili wrażliwość społeczną. Tego lewicowy elektorat nie wybacza. On oczekuje ciągłego zainteresowania. Dużo lepiej w tej dziedzinie radzi sobie „centrowa” Platforma Obywatelska.
Kwestia wyboru nowego lidera Sojuszu rozbija się w mediach od dnia wyborów. Napieralski zostanie zastąpiony przez kogoś nowego. Giełda nie jest pełna nazwisk. Po za tym polityczni bukmacherzy nie dają szansy komuś nowemu, komuś z zaplecza metapolitycznego lewicy w Polsce. Idealnym kandydatem dla SLD, w obecnej sytuacji, jest Sławomir Sierakowski. Tylko czy zechce wejść do już teraz, poważnie rwącej rzeki. Taka decyzja, podparta osobami które zajmą się strukturą partii, może być początkiem budowania prawdziwej lewicy.
Palikot się skończy. To nadzieja Sojuszu Lewicy Demokratycznej na lepszą przyszłość. W tym upatrywać trzeba ewentualnego liderowania lewicy przez SLD. Możliwy jest jeszcze jeden, co najmniej ciekawy scenariusz. System partyjny już niedługo może zbliżyć się do dwupartyjnego, z ewentualnymi, małymi partiami trzecimi. W takiej sytuacji miejsce lewicy może zająć …Platforma Obywatelska. Lider PO w tej kampanii zgłaszał zainteresowanie lewicowymi postulatami. Za taką drogą przemawia wciągnięcie lewicowych polityków(Arłukowicz, Rosati, Borowski), ale także możliwe przesunięcie elektoratu na lewo.
Ostatnim pytaniem jest: czy może pojawić się ktoś trzeci? Wydaje się, że będzie to naprawdę trudne. W tej chwili nie widać ewentualnego środowiska, które mogłoby zaistnieć ponad tymi, którzy już są na scenie politycznej. Dlatego nie potrafię teraz rozważyć takiej ewentualności. Zakładam, że nie jest to możliwe w przeciągu nowej kadencji Sejmu.
Inne tematy w dziale Polityka