Tendencja do dezintegracji pojawia się po prawej stronie politycznej w sposób cykliczny. Z Prawa i Sprawiedliwości wyszło już co najmniej kilkunastu polityków, którzy wydawali się ważni dla partii. Powracając w czasie do lat 90, ale także niedawno przeszłego dziesięciolecia, można zauważyć, że prawica konsolidowała się zawsze w obliczu poważnego zagrożenia ze strony lewicy, zbudowanej z postkomunistycznej grupy polityków. Tak było w 1989 roku, ale także w 1997 i 2005. Czynnikiem spajającym miało zawsze być pokonanie ideowego przeciwnika, jakim bez wątpienia były ugrupowania postkomunistyczne. W 2007 roku wszystko całkowicie się zmieniło. Po raz pierwszy zabrakło tak zdefiniowanego wroga. Środowisko konserwatywne utknęło w miejscu. Dwa lata wcześniej wydawało się, że nieważne kto wygra. Ważne, żeby wygrała prawa strona sceny politycznej. Prawdziwym zwycięzcom batalii w 2005 roku był POPiS, który w dostateczny sposób opisywał wówczas kondycje prawicy. Nigdy wcześniej środowisko konserwatywne nie było tak mocne. Hasła PiS były tradycyjnie prawicowe, Platforma używała konserwatyzmu, bo taki był wymóg chwili (miała też w swoim gronie wielu konserwatystów). W jej szeregach byli Zyta Gilowska, Maciej Płażyński, a zwłaszcza Jan Rokita. Dodając do tego Ligę Polskich Rodzin mamy oblicze niewiarygodnego zwycięstwa, które przez politologów nazywane było „rewolucją konserwatywną”. Wydawało się, że scena polityczna w naszym kraju może na długi czas być w uścisku tradycyjnych, konserwatywnych wartości. Jak już stwierdziłem, dwa lata później wszystko się zmieniło.
Zapraszam na www.tomaszmatynia.wordpress.com
Historia ruchu konserwatywnego, historia polskiej prawicy, sięga korzeniami do ideałów „Solidarności”. W 1989 całe środowisko antykomunistyczne skupiło się w jej politycznej reprezentacji. Wśród ludzi Komitetów Obywatelskich warto szukać późniejszych założycieli prawej strony sceny politycznej. Wymóg chwili, jaki w 1989 roku wynikał z przeciwstawienia się komunistycznej władzy, skupił różne środowiska. Należy zaznaczyć, że byli też odszczepieńcy od tego modelu. Własną drogą poszedł KPN. W wyborach z listy Komitetów nie wystartowali Tadeusz Mazowiecki i Aleksander Hall. Sprzeciwiali się formule wspólnoty antykomunistycznej, woleli stworzenie nowych partii politycznych. Ten pierwszy stanie się z resztą głównym bohaterem późniejszej „wojny na górze”.
W Sejmie X kadencji doszło do znacznych podziałów, które potem pozwoliły wystartować nowym partiom politycznym, dezintegrując opozycje antykomunistyczną. Słynna „wojna na górze” to początek rozbicia środowiska postsolidarnosciowego. W opozycji stanęła „Solidarnościowa” lewica, której patronem okazał się Tadeusz Mazowiecki i obóz Lecha Wałęsy. Właściwie głównymi stronami sporu w łonie obozu „Solidarności” byli Adam Michnik (po stronie premiera Mazowieckiego) i Jarosław Kaczyński (wówczas związany z Prezydentem Lechem Wałęsą). W tym momencie stworzyła się polska prawica, której patronem pozostawał Lech Wałęsa, ale szyją i głową był Jarosław Kaczyński. Powstają dwa ugrupowania, która wyrastają z obozu postsolidarnościowego. Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna i Porozumienie Centrum z Kaczyńskim na czele. Jest to moment w którym dzieli się strona „Solidarnościowa”. Kto wygrał ten spór, w krótkiej perspektywie, okazało się jasne 25 listopada 1990 roku, kiedy Lech Wałęsa wygrywa I turę wyborów prezydenckich. Tadeusz Mazowiecki nie wchodzi wówczas do II tury. Musi się pogodzić, że został ośmieszony przez „człowieka znikąd” Stanisława Tymińskiego. Wówczas rodzi się niesamowita wrogość do obozu Lecha Wałęsy, a zwłaszcza do Jarosława Kaczyńskiego, którego Wałęsa wielokrotnie wymieniał, jako współautora swojego sukcesu. To moment, w którym liderem polskiej prawicy zostaje Jarosław Kaczyński. Liderem, który musiał stawić czoła środowisku Mazowieckiego, zwłaszcza ludzi skupionych wokół „Gazety Wyborczej”, a personalnie – Adamowi Michnikowi. Wtedy rodzą się emocje, które do dzisiaj działają pomiędzy Adamem Michnikiem, a Jarosławem Kaczyńskim. Z miejsca przywódcy prawicy spycha Kaczyńskiego sam Wałęsa, po sporach i próbach usamodzielnienia Prezydenta. Jest to moment pierwszego rozbicia prawicy. W pierwszych wolnych wyborach do Sejmu w 1991 roku, objawiają się efekty tego rozbicia. Parlament składa się z ponad 20 ugrupowań. Prawica została radykalnie rozczłonkowana. Dyskusja nad powołaniem nowego rządu i sprawność Jarosława Kaczyńskiego pozwoliła na stworzenie centroprawicowej koalicji w ramach Sejmu I kadencji. Działania Kaczyńskiego doprowadziły do powołania koalicji „Piątki”, która przeprowadziła przez Sejm kandydaturę Jana Olszewskiego na Premiera RP. Wałęsa desygnując Olszewskiego nie miał pojęcia, że temu uda się sformować rząd. Robił wszystko, żeby Olszewskiemu się nie powiodło. Udało mu się rozbić tzw. „piątkę”. Kaczyński uratował rząd Olszewskiego, załatwiając głosy PSL. Rząd Jana Olszewskiego składa się w większości z bezpartyjnych fachowców. Był to sposób na pogodzenie różnych interesów partii koalicyjnych.
Prawica ostatecznie traci swojego nieprzewidywalnego patrona 4 czerwca 1992 roku wraz z upadkiem rządu Olszewskiego. Wówczas Wałęsa decyduje się na całkowite rozbicie obozu „Solidarnościowego” i zmienia front. Popiera po raz pierwszy „solidarnościową” lewicę. Wszystko ma związek z przeprowadzaną wówczas lustracją, która objęła samego Prezydenta. Kaczyński okazuje się za słaby, żeby obronić rząd Olszewskiego w obliczu próby zamachu Prezydenta Wałęsy. Indywidualne interesy Lecha Wałęsy położyły kres polskiej prawicy na ponad 5 lat. Decyzja o zmianie frontów wykopała rów, który udaje się zasypać dopiero w 1997 roku.
Najlepszym przykładem na potwierdzenie tezy, która każe sądzić, że Wałęsa urządził pogrzeb polskiej prawicy, były wyniki wyborów parlamentarnych w 1993 roku, a potem prezydenckich w 1995. W 1993 roku „Solidarnościowa” prawica zostaje całkowicie wykluczona z Sejmu. Ponad 1/3 obywateli nie ma swojej reprezentacji w parlamencie. Rząd tworzy SLD z PSL-em. Z sił „Solidarnościowych” pozostaje UD, tylko dzięki wsparciu „Gazety Wyborczej”. Z Sejmu wypada PC - Kaczyńskich. Jest to najczarniejszy moment w czasie III RP dla polskiego ruchu konserwatywnego. Ofiarą własnych działań stał się także Prezydent Wałęsa, którego pokonuje w 1995 roku Aleksander Kwaśniewski, kandydat postkomunistycznej lewicy.
W latach 1993-1997 podejmowano wiele prób, które miały skonsolidować prawą stronę sceny politycznej. Takimi próbami bez wątpienia były Konwent św. Katarzyny, Przymierze dla Polski czy Porozumienie 11 listopada. Ludzi prawej strony skupiła po raz kolejny dopiero „Solidarność”.
Wiele można mówić złego o Marianie Krzaklewskim, ale jego umiejętności pozwoliły na powstanie AWS. Samą Akcję Wyborczą budowało 39 mniejszych ugrupowań. Zwycięstwo AWS i rządy z Unią Wolnością to czas kolejnej dekompozycji. Rząd Buzka był słaby, a więcej do powiedzenia w koalicji miała Unia Wolności (mimo dużo mniejszego klubu). Próba zmiany tego nastawienia spowodowała odejście UW z koalicji. Kolejne złe decyzje spowodowały odejście SKL-u – Rokity, a także kilku posłów, którzy utworzyli klub Prawo i Sprawiedliwość (sprzeciwiając się odwołaniu Lecha Kaczyńskiego z funkcji ministra sprawiedliwości). Po drodze klęskę w wyborach prezydenckich poniósł kandydat AWS-u – Marian Krzaklewski. Ostateczna klęska to fakt, że koalicja RS AWSP nie dostała się do Sejmu w 2001 roku. Była to klęska idei AWS, ale nie do końca klęska prawicy.
Lata 2001-2005 to rządy lewicowej koalicji SLD-UP-PSL. Prawicę w Sejmie IV kadencji reprezentują Platforma Obywatelska, Prawo i Sprawiedliwość i Liga Polskich Rodzin. Scena wydaje się zagospodarowana, a prawica dobrze reprezentowana. Na prawej stronie nie pojawiają się żadne nowe ruchy. Kryzys nie przejawia się w słabości głosu, tylko braku wpływu na rządzenie krajem. Partie, która reprezentowały konserwatywny światopogląd, są sprawną opozycją wobec słabego rządu Millera.
Wybory w 2005 roku całkowicie odwracają układ rządzący krajem. Niespodziewanie w wyborach parlamentarnych wygrywa PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Podwójne zwycięstwo prawicy zapewnia wygrana Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich. Nadzieja na POPiS zostaje jednak szybko rozwiana. Nie powstaje wielka centroprawicowa koalicja, bo Platforma zmienia swoje zapatrywania. Przesuwa się do centrum. Zachowuje się identycznie, jak Mazowiecki w 1990 roku. Jak się okazuje, jest to najlepszy sposób na późniejsze sukcesy. W międzyczasie pozbywa się swojego prawego skrzydła. Odchodzą Maciej Płażyński, Zyta Gilowska, Jan Rokita. Nowy rozłam idzie po linii „wojny na górze”. Kaczyński po raz kolejny staje w obliczu starego wroga. Nie popełnia jednak tamtych błędów. Niezwykła machina jaką jest Platforma Obywatelska wygrywa sześć kolejnych wyborów. Po każdych partia Tuska przesuwa się w lewo. Są jednak w jej gronie wciąż politycy o prawicowych i konserwatywnych zapatrywaniach.
W tym czasie Prawo i Sprawiedliwość trzyma się swojego stałego elektoratu. Kolejne rozłamy osłabiają partię. Już w zwycięskiej kadencji odchodzi Marek Jurek, który poczuł wiatr w żagle. Później odszczepia się Polska Plus i Ludwik Dorn, który z partii zostaje usunięty. Po czasie Kazimierz Ujazdowski i jego grupa jednak wraca do Prawa i Sprawiedliwości, a Ludwik Dorn zostaje „sprzymierzeńcem ludu PiSowskiego”. PiS zasila ruch ludowy rozłamowców z PSL. Kolejny rozłam, w łonie PiS, dokonuje się w 2010 roku. Tworzy się Polska jest najważniejsza. W ostatnim czasie odchodzą „ziobryści”. Sytuacja przypomina po raz kolejny rok 1991, czy w mniejszym stopniu 2001. Po każdym z odejść PiS uzyskiwał tradycyjny wynik oscylujący blisko 30%. Pytaniem jest, jak wyglądałyby wyniki, gdyby tych rozłamów nie było. Odejście grupy Ziobry najbardziej przypomina próbę podjętą przez Polskę Plus. Efekt tamtego odejścia znamy. Czy sytuacja będzie podobna w przypadku „ziobrystów”? Można się przychylać do podobnego zakończenia banicji, ale pewności nie uzyskamy.
Bardzo często ludzie Prawa i Sprawiedliwości powtarzają zdanie, że „nie ma prawicy poza Jarosławem Kaczyńskim”. Obecny okres trwający już przeszło 6 lat, który zapewnia za każdym razem liczbę posłów, która umożliwia prawicy blokowanie zmian w konstytucji, jest najdłuższy w historii III RP, wydaje się zdanie to potwierdzać. Wszystkie inicjatywy po prawej stronie, które powstały w tym czasie nie osiągnęły dobrego wyniku. Pytaniem jest jednak: Czy polska prawica już zawsze będzie skazana na bycie opozycją w parlamencie? Na pewno nie ułatwia tego wyjścia z impasu – odejście grupy Ziobry. Poważnym ciosem dla PiS, dla polskiej centroprawicy była katastrofa smoleńska. Strata tak wielkiego lidera jakim był Lech Kaczyński, a także wielu osób będących prawicową elitą nie pozwala na odbudowanie w najbliższym czasie formuły dominacji prawej strony sceny politycznej. Kolejne wybory odbędą się dopiero za dwa i pół roku. Do tego czasu muszą po prawej stronie sceny politycznej wyrosnąć nowe pomysły, nowe idee, które otworzą PiS na centrum sceny politycznej. O pomysłach na takie otwarcie później.
Inne tematy w dziale Polityka