Tomasz K Tomasz K
276
BLOG

Koniec sporów na linii Chiny-Filipiny?

Tomasz K Tomasz K Polityka Obserwuj notkę 1

Chińska polityka wobec sporów terytorialnych na Morzu Południowochińskim od dawana mnie zastanawiała. Asertywna postawa Chin zdążyła wywołać już obawy u większości państw tego regionu, bardzo ułatwiając Stanom Zjednoczonym prowadzenie polityki „zwrotu ku Azji”. Można by niemal pomyśleć, że Chiny chcą być otoczone łańcuchem amerykańskich sojuszników. Zupełnie jakby dylemat Malakki nie był dla nich wystarczającym problemem. Oczywiście sytuacja stanie się o wiele bardziej zrozumiała, gdy uświadomimy sobie, że system międzynarodowy nie jest jedynym czynnikiem determinującym politykę międzynarodową. Jest to szczególnie gorzka pigułka dla zwolenników neorealizmu (w tym dla mnie), którzy patrzą na politykę głównie przez pryzmat problemu równowagi sił. W rzeczywistości uwarunkowania wewnętrzne i ambicje przywódców poszczególnych państw mogą popychać poszczególnych aktorów stosunków międzynarodowych do działań nieoptymalnych z punktu widzenia globalnego rozkładu sił. Właśnie w taki sposób postrzegałem chińskie działania na Morzu Południowochińskim. Konieczność zrównoważenia amerykańskich wpływów w regionie przegrała z chęcią budowania narodowej dumy i możliwością uzyskania nowych źródeł surowców.
Ostatnio, jednak pojawiła się szansa na zmiany w chińskiej polityce wobec tego regionu.  Chodzi o nowego prezydenta Filipin Rodrigo Duterte. Do tej pory Filipiny były jednym z najważniejszych elementów w amerykańskiej polityce „zwrotu ku Azji”. W 2014 roku po trudnych negocjacjach administracji Baraka Obamy udało się zawrzeć z Filipinami umowę pozwalającą amerykańskim wojskom na powrót do tego państwa (powrót obwarowany licznymi ograniczeniami). Po decyzji o zakończeniu amerykańskiej obecności podjętej przez Filipińczyków w 1991 r. powrót wojsk dawnego kolonizatora wydawał się niemożliwy, jednak rosnące zagrożenie ze strony Chin pozwoliło przezwyciężyć historyczne niesnaski. Dziś jednak w przemówieniach prezydenta Duterte ponownie pojawia się pomysły zakończenia wojskowej współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Co więcej stara się on poprawić relacje łączące jego kraj z Chinami.
Oczywiście ciężko powiedzieć coś ze 100% pewnością o polityce Rodrigo Duterte. Polityk ten dał się już poznać jako populista łatwo ulegający emocjom. Jeszcze przed objęciem urzędu prezydenta wskazywał on sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, jako jeden z atutów Filipin. Opinia ta bardzo zmieniła się po krytyce jego antynarkotykowej kampanii ze strony amerykańskich polityków. Na domiar złego jego radykalne wypowiedzi nie są konsultowane z członkami rządu. Czasem muszą oni łagodzić wypowiedzi prezydenta. Gdy Duterte, podczas swojej wizyty w Chinach, ogłosił odseparowanie się od Stanów Zjednoczonych, minister handlu natychmiast zaznaczył, że nie oznacza to końca wymiany handlowej i wspólnych inwestycji. Również powtarzające się wypowiedzi o zakończeniu współpracy wojskowej z Ameryką uległy złagodzeniu. Sekretarz obrony Filipin stwierdził, że nie były one konsultowane z jego resortem a współpraca wojskowa że Stanami Zjednoczonymi przebiega zgodnie z planem. W tej chwili prawdopodobne jest jedynie zmniejszenie liczby wspólnych ćwiczeń wojskowych.
Ciężko powiedzieć, czy za działaniami Duterte stoi jakiś plan, ale wygląda na to, że Chińskie władze postanowiły spróbować wykorzystać nową sytuację. Podczas 4 dniowej wizyty w Chinach Duterte spotkał się z serdecznym przyjęciem a do Filipin powrócił z zawartymi umowami o wartości 24 mld USD. Chiny zgodziły się udzielić otworzyć Filipinom linię kredytową oraz zainwestować w Filipińską infrastrukturę. Chiny wyraziły też zainteresowanie powołaniem strefy współpracy gospodarczej w Filipinach. Jednak najbardziej znacząca może być zmiana zachowania Chińskich jednostek straży przybrzeżnej. Z raportów wynika, że przestały one nękać Filipińskich rybaków zapuszczających się w sporny rejon Scarborough Shoal. Nieoficjalnie mówi się, że Chiny są zainteresowane umową regulującą te kwestię.
Koncyliacyjna postawa Duterte może doprowadzić do przełomu w relacjach z Chinami, jednak jest on zbyt barwną postacią, by powiedzieć coś z pewnością o jego polityce. Jest on skłonny do kompromisu, ale wciąż waha się co do metod jego uzyskania. Że strony Prezydenta Filipin padła nawet propozycja wielostronnych rozmów z udziałem Japonii. Takie rozwiązanie z pewnością byłoby nie do przyjęcia dla Chin.
Pomijając kwestie drogi do kompromisu, warto zastanowić się jeszcze, czy zawarcie go jest korzystne dla Filipin. Zwłaszcza teraz po wydaniu korzystnego wyroku przez Międzynarodowy Trybunał w Hadze. Moim zdaniem już na wstępie trzeba ustalić tu jedno. Filipiny nie mają szans na uzyskanie kontroli nad spornymi obszarami. Trybunał nie ma środków, by wymusić wykonanie swojego wyroku, a Stany Zjednoczone z pewnością nie użyją siły, by doprowadzić do jego rozwiązania. Trwanie w tym sporze ma tylko jeden efekt: skazuje Filipiny na współpracę z Ameryką. Rozwiązanie go pozwoliłby Filipinom na rozgrywanie przeciw sobie Stanów Zjednoczonych i Chin. Potencjalnie wiązałoby się to z dużymi korzyściami gospodarczymi dla tego państwa. Rozwiązanie sporu byłoby również korzystne dla Chin. Dzięki niemu pojawiłaby się możliwość rozluźnienia amerykańskiego łańcucha wokół Państwa Środka.

 

Tomasz K
O mnie Tomasz K

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka