I o ile czasem jestem złośliwy, to tym razem piszę całkowicie serio. Z ministrem spraw zagranicznych absolutnie nie jest mi po drodze - nierzadko wprost zdumiewam się, że ktoś tak infantylno-egocentryczny może wciąż reprezentować majestat Rzeczypospolitej - to jednak, jak widać, czasem sam Sikorski albo jego współpracownicy wpadną na interesujący pomysł. W resorcie wykoncypowano, że do urzędów marszałkowskich w całej Polsce oddelegowani zostaną pracownicy ministra celem pomagania marszałkom w kontaktach międzynarodowych. Pomoc takowa miałaby polegać na organizowaniu spotkań zagranicznych, wyszukiwaniu odpowiednich "ścieżek" nieformalnych kontaktów z decydentami z obcych krajów i tym podobne. Na papierze - bardzo fajna sprawa. Jak zwykle jednak w Polsce Donalda Tuska papier jest bardzo cierpliwy. I papier swoje, a praktyka życia publicznego swoje.
Samorządowcy nie palą się do ściślejszej współpracy z rządem. W obecności tych "życzliwych" doradców dopatrują się ograniczenia ich samodzielności i pola do nacisków. Przy czym warto też zauważyć, że nie będą to najpewniej jacyś eksperci (eksperci albo wybierają lepiej płatną pracę, albo w ostateczności żądają pozostawania w Warszawie), tylko partyjni działacze, wysłani w nagrodę (lub za karę) "na prowincję", jako udzielni urzędnicy mogący grać na nosie miejscowym samorządowcom. Całą skalę problemów samorządów z rządem Donalda Tuska ujawniło posiedzenie (pierwsze od bardzo, bardzo dawna) zespołu dwustronnego do spraw europejskich. Działacze lokalni utryskiwali na rząd i Sikorskiego (a przypomnijmy - w większości samorządów rządzi PO, zatem trudno zwalać te zarzuty na "złośliwość opozycji") - a to dlatego, że nie doczekali się żadnej pomocy w reprezentowaniu Polski w Komitecie Regionów, a to dlatego, że ze świecą szukać aktywności i wsparcia rządu w samorządowych pracach samej Rady Europy. Podobno też rząd z Warszawy torpeduje inicjatywy współpracy transgranicznej między Polskimi i niemieckimi samorządami, najwyraźniej nie tolerując spijania śmietanki przez "maluczkich". Ktoś mógłby powiedzieć - zarzuty z kosmosu, ale starczy przyjrzeć się sposobowi sprawowania rządów przez Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego - o, ta arogancja, niechęć do współpracy z niższymi sobie i zadufanie we własne (mierne) umiejętności bardzo legitymizują uwagi samorządowców.
Na razie wszystko jest w fazie projektów - nikt nie wie, kto ma łożyć na tych "doradców", na czym ich obowiązki mają polegać, kto będzie ich nominował, czy samorządy będą miały jakikolwiek wpływ na obsadę personalną, czy po prostu będzie to wyglądało tak, że z Warszawy przyjedzie znudzony aparatczyk, rozwali się w luksusowym (przecież ma podejmować gości zagranicznych, nie wypada mieszać się z "motłochem" w kilkuosobowym pokoju) gabinecie i będzie obrazowo mówiąc "pierdział w stołek" za grube pieniądze. Znając standardy polityki lokalnej w wykonaniu PO - szykuje się Nam kolejna pożądana fucha.
Ale sam pomysł jest naprawdę wart rozważenia i rozsądnego przeprowadzenia, bo "dyplomacja" samorządów nierzadko woła o pomstę do nieba. "Dziennik Gazeta Prawna" donosi, że miasta i gminy nie wydały nawet połowy z pół miliarda euro, zawarowanych na międzynarodowe projekty współpracy z innymi samorządami w Unii. Nie to, że nie chcą - po prostu przesiąknięci są tak dalece partyjnym desantem, że nie potrafią samodzielnie decydować bez rozgniewania "Warszawki". Przykład bliski (geograficznie) mojemu sercu - Województwo Śląskie, zarządzane przez "fachury" z PO (to doprawdy temat wart kilkunastu notek) wycofuje się ze Zgromadzenia Regionów Europy. Dla oszczędności, bo zyskają na składkach 150 tysięcy złotych rocznie. Oczywiście w żaden sposób nie przeszkadza to lokalnym partyjniakom zadłużać województwa do granic możliwości kredytowych celem dokończenia budowy Stadionu Śląskiego, który - kiedy wreszcie będzie ukończony - zostanie największym w Europie stadionem bez przeznaczenia i bez celu użytkowania.
Takich to niestety czasów dożyliśmy - i widzę tu ogromną winę Donalda Tuska - że każdą cenną inicjatywę (przecież w PO nie brakuje ludzi rozsądnych) musimy rozpatrywać przez lupę partyjniactwa i załatwiania posadek "kolesiom", którzy to kolesie zazwyczaj mają o zarządzaniu materią Państwową zerowe pojęcie. Nie wspominając już o tym, jak daleko odpłynęły rządy PO w Warszawie od własnego zaplecza w regionach, co dobitnie pokazało choćby to posiedzenie dwustronnego zespołu. Lekceważenie samorządów i próba odgórnego sterowania nimi może się rządzącym odbić mocną czkawką. Czego im niniejszym życzę.
Inne tematy w dziale Polityka