Wzbudza z pewnością wiele kontrowersji. Także i u mnie, nie ukrywam tego: sytuacja, w której były agent służby państwowej ze skutecznym ściganiem korupcji u przeciwników politycznych (skutecznych, bo chyba nikogo już nie przekonują łzy posłanki-złodziejki) na koncie zostaje posłem partii opozycyjnej, nie jest sytuacją wymarzoną i świadczy raczej o pewnym "samobóju" PiS - Kaczmarek może znaleźć poklask wśród twardego elektoratu (mit "szeryfa" wiecznie żywy) ale nieprzekonanych wyborców raczej odstraszy niż przyciągnie. Niegdyś już tłumaczyłem w jednym z komentarzy, że wyjaśnienia byłego agenta CBA w jego wywiadzie dla "URze" brzmią dla mnie całkowicie niewiarygodnie; po prostu nie potrafię przełknąć wersji, iż "biedny miś" poczuł się tak zaszczuty w "odzyskanym" przez PO CBA, że aż musiał zrezygnować z pracy i szukać nowej. Owszem, nie można wykluczyć wersji, że ktoś z nowego kierownictwa chciał wywrzeć na nim swoistą zemstę za upokorzenie posłanki Sawickiej, ale w żaden sposób nie tłumaczy to zaskakującego akcesu do partii Jarosława Kaczyńskiego. O ile wiem - biorąc rzecz na logikę - Kaczmarek nie prowadził żadnych działań przeciwko nieuczciwym członkom PiS tylko PO; z pewnością poszukiwanie "czarnych owiec" w środowisku pisowskim zablokowałoby jego drogę do zostania posłem. Nie imputuję tu bynajmniej, że w otoczeniu Kaczyńskiego roi się od nieuczciwych posłów chcących "robić lody" na prywatyzacji szpitali, ale chcę podkreślić pewien niesmak towarzyszący przejściu ze służby w CBA do opozycyjnej "służby' w PiS.
Ostatnio Kaczmarek nie cieszy się dobrą prasą; zwłaszcza "Wyborcza" - co dziwić nie może - z uporem godnym lepszej sprawy punktuje kolejne wpadki posła-agenta. Cóż, "cynglom" Michnika zabrakło paliwa w związku ze sprawą Sawickiej (w końcu ileż można bronić "zakochanej, skrzywdzonej" materialistki?) więc trzeba było zabrać się z innej strony. A - przykro to pisać - Kaczmarek wielu okazji do ataków dostarcza. Abstrahuję tu od żenującego dziennikarskiego zwyczaju uporczywego nazywania posła "agentem Tomkiem" (to tak, jakby o Janinie Paradowskiej z okazji jej niegdysiejszego akcesu do PZPR do dzisiaj wypisywać "towarzyszka redaktorka") - po prostu poseł ma taki sposób bycia, który naraża go na ciągłe "czepianie się" prasy. Na ile ma grubą skórę by to wytrzymać, tego nie wiem, ale z pewnością PiS-owi w ten sposób wizerunku nie poprawia. Bo jeszcze raz podkreślę, cóż z tego, że owe 20 procent elektoratu ślepo wierzy w "twardego szeryfa", skoro owymi 20 procentami żadnych wyborów się nie wygra, o "wariancie węgierskim" nie wspominając? Wiedzy o stosunkach wewnętrznych w PiS wyczerpującej nie posiadam, ale nie uwierzę, że wszystkie ostatnie "akcje" Kaczmarka podejmowane są na własną rękę bez oglądania się na opinię "góry". Zapewne zatem starą polityczną metodą ktoś namaścił go na harcownika i sonduje różne podatne grunta.
Tyle tylko, że Kaczmarek naprawdę staje się problemem PiS, a problem ten będzie - w ramach odkrywania przez dziennikarzy nowych rewelacji związanych ze szczegółami jego poprzedniej pracy - narastał. Żurnaliści z pewnością nie odpuszczą, Kaczmarek też dotąd niewiele (z racji tajności) zwierzał się z tych spraw, więc czekać Nas może jeszcze kilka niespodzianek. Nawet jeśli będą to sprawy błahe, to jednak redaktorzy z Czerskiej znajdą sposób by odpowiednio je podkoloryzować na szkodę Kaczmarka i jego partii. Ot, choćby dzisiejsza nowina - pod wielce mówiącym tytułem "Ofiara agenta Tomka walczy o odszkodowanie".Oczywiście musimy pamiętać, że autorem publikacji w "GW" jest Wojciech Czuchnowski, a zatem rzecz leży bardzo daleko od obiektywności i wiarygodności dziennikarskiej, niemniej - zgodnie z zasadą Goebbelsa - któreś rzucone błoto w końcu się trwale przyklei.
Były prezes Wydawnictw Naukowo-Technicznych został oczyszczony z zarzutów korupcji. Trzy lata temu CBA - poprzez dwóch agentów (a zatem wiarygodny tytuł powinien brzmieć: "Ofiara agenta Tomka i jeszcze jednego agenta walczy o odszkodowanie" - niestety, ten drugi agent nie zrobił żadnej kariery w PiS zatem jest zupełnie bezużyteczny) rozpracowywało prezesa i "z zawodu celebrytkę" Weronikę Marczuk. Przez niemal rok pracowano nad tą sprawą, jednak bezskutecznie (zatrzymanie Marczuk było bardziej wydarzeniem medialnym niż wymierną walką z korupcją). Prokuratura umorzyła w końcu śledztwo, w zamian zaś podjęła nowe pod kątem złamania prawa przez owych dwóch agentów. W śledztwie tym były prezes ma status poszkodowanego.
Sam prezes zaś - wedle jego słów przytaczanych przez "Wyborczą" - sprząta dziś w barze i nalewa piwo za "co łaska". Samo CBA nazywa "oprawcami" i ma spory żal do państwa za dopuszczenie do takiej sytuacji - kto wie, być może żal uzasadniony. Domaga się wielkiego odszkodowania za straty moralne i materialne - naturalnie według redaktora Czuchnowskiego "wydaje się pewne, że pieniądze otrzyma" - a i druga pokrzywdzona, Weronika Marczuk, szykuje kolejny pozew. Przeciwko państwu, czyli przeciwko Nam wszystkim podatnikom, którzy zrzucimy się na efekt nieskutecznych prac dwójki agentów. Z których jeden do dzisiaj jest na Naszym garnuszku w zupełnie innej roli. Niezbyt komfortowa sytuacja dla wyborcy, zwłaszcza tego, którego trzeba dopiero do PiS przekonać.
Specjalnie pomijałem w tej notce takie sprawy jak picie piwa na ulicy czy wydzwanianie do studia TVN z doniesieniem o narkotykach. To są kwestie mało poważne, raczej wystawiające świadectwo o osobowości i charakterze Tomasza Kaczmarka - być może po prostu czuje podskórnie, że jako neofita w PiS musi wykazywać się kilka razy mocniej. Ale przy całej życzliwości dla partii Jarosława Kaczyńskiego - nie mam bladego pojęcia, co zyskała tym transferem. Czy plusy równoważą minusy. Na cóż ma się im ów Kaczmarek przydać, czy ma być dla niego miejsce w "rządzie cieni", jaka byłaby jego ścieżka w wypadku powrotu PiS do władzy - też bladego pojęcia nie mam. Jeśli rzeczywiście i Marczukowa i były prezes WNT otrzymają odszkodowania za niesłuszne aresztowania, nie widzę dla Kaczmarka powrotu do CBA (po przejęciu władzy - przynajmniej dla mnie - Kamiński byłby naturalnym kandydatem na powrót na fotel szefa, a zatem mógłby zagospodarować i Kaczmarka). Niestety, nie widzę też dla kogoś z tak "niepewną" przyszłością, kogoś będącego tak łatwym celem dla niechętnych dziennikarzy miejsca w największej partii opozycyjnej. A przynajmniej - w interesie samego PiS - lepiej byłoby, gdyby Kaczmarek nie wysuwał się wciąż do przodu i nie brylował w mediach. To raczej kula u nogi niż realne wzmocnienie.
Inne tematy w dziale Polityka