trescharchi trescharchi
4724
BLOG

Minister sprawiedliwości nie zna prawa.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 110

Na pierwszy rzut oka brzmi to wesoło, ale wesołe nie jest. Oczywiście Jarosław Gowin jako filozof może mieć do prawa stosunek nieco lekki, podobnie jak inny filozof - Janusz Palikot - do wartości materialnych (oficjalne słowa prokuratury), ale to jakby nie jest dobrą rekomendacją do zajęcia fotela ministra sprawiedliwości. Ostatecznie omnibusem minister być nie musi (Graś, Nowak, Mucha - przykłady można mnożyć) ale ma na swoich usługach armię prawników i ludzi obeznanych w przepisach, którym my wszyscy płacimy ciężkie pieniądze za dobre wykonywanie swojej pracy. A swoją pracę nie zawsze wykonują tak, jak powinni.

Wiadomo - w sprawie Amber Gold mamy do czynienia nie z rzeczywistą, poważną i skrupulatną interwencją Państwa jeno z medialną hucpą na użytek gawiedzi, byleby tylko stworzyć pozory, że "coś się dzieje". Dlatego też słyszymy z Warszawy gniewne pohukiwania, zapowiedzi kontroli, obietnice ukarania winnych - cóż z tego, że stanowczo poniewczasie. Dlatego też Jarosław Gowin - zupełnie niewiarygodnie jak na człowieka tak łagodnego z oblicza - marszczy brwi i planuje posprzątać gdańską stajnię Augiasza. Stąd wielokrotnie zapowiadał w mediach, że akta spraw karnych Marcina P. powędrowały z Pomorza do Stolicy, aby juryści resortu mogli się z historią tych sądowych fars w spokoju zapoznać. Na pierwszy rzut oka - wszystko jest w porządku. Państwo po raz kolejny "zdaje egzamin".

Na wiosnę tego roku jednak - a zatem za wiedzą i błogosławieństwem zarówno Gowina jak i jego współpracowników - znowelizowano ustawę o ustroju sądów powszechnych. Jeden z rozdziałów mówi jasno: nie ma żadnej możliwości, aby akta procesowe wychodziły z sądu i były przesyłane do ministerstwa do skontrolowania przez tamtejszych urzędników. "Dziennik Gazeta Prawna" cytuje byłego ministra Ćwiąkalskiego, który wskazuje na - w zamyśle - wzmocnienie tymi nowymi przepisami niezależności i niezawisłości sądów od władzy wykonawczej. Profesor Ćwiąkalski nie ma żadnych wątpliwości, że już żądanie wydania tych akt, a co dopiero ich przesłanie do Warszawy było złamaniem prawa, które sam Gowin współtworzył i pod którym składał zapewne niejeden podpis.

Resort oczywiście nabrał wody w usta, ale podobno podstawą prawną do wydania tych akt był artykuł głoszący - teraz proszę o uwagę - że prezes sądu może udostępnić akta "...zainteresowanemu dziennikarzowi, historykowi czy pełnomocnikom stron...". Ot, taka swoista falandyzacja prawa przez urzędników - jak widać dobre wzorce nigdy nie zginą. Być może jednak Jarosław Gowin rzeczywiście chce na ten temat napisać artykuł prasowy - wówczas zwrócę honor. Tak czy siak - całe przesłanie akt odbyło się nielegalnie i z pogwałceniem prawa.

Niby drobiazg, ale drobiazg symptomatyczny: oto żyjemy w Kraju, w którym minister sprawiedliwości albo nie zna (co jest złe) prawa albo też świadomie je łamie (co jest jeszcze gorsze) - bo "góra" naciska, a premier musi na konferencji prasowej pochwalić się dziennikarzom swoją gniewną postawą i strugać absolutnie przejętego i zdeterminowanego w wyjaśnieniu tej sprawy. To że przy okazji kompromituje Jarosława Gowina i wielu urzędników - cóż, po trupach do celu. A celem tym musi być stwarzanie wrażenia, że Państwo "zdało egzamin".

Jak zdawało, to się od wczoraj dowiadujemy w coraz bardziej skandalicznych doniesieniach z cmentarzy. Strach pomyśleć, na ile jeszcze rzeczy będzie musiał przymknąć oko Jarosław Gowin, ile ustaw i praw złamać, byleby Donald Tusk zachował pozę zafrapowanego męża stanu.

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (110)

Inne tematy w dziale Polityka