Naturalnie nie zamierzam porównywać Donalda Tuska do Bolesława Bieruta - obydwaj byli innego kalibru "władcami Polski", aczkolwiek kilka punktów stycznych jak najbardziej można znaleźć. Chodzi raczej o odwieczną socjotechnikę - wiecznie żywą, wiecznie aktualną, wiecznie każącą wszelkim "spin doctorom" (w tłumaczeniu na Polski: Ostachowiczom) ocieplać wizerunek "ukochanego przywódcy". Tak spoglądam na zdjęcie psiaka, tulonego przez Naszego premiera ("Szeryf" się nazywał, więc premier jednak jakieś inklinacje ku surowemu prawu ma - kolejny psiak mógłby się nazywać "sędzia", albo wręcz "Milewski") i się zastanawiam : na co liczy ów człowiek? Bo wielu ludzi nadal jest gotowych nań głosować, to prawda - z różnych przyczyn, niekiedy poważnych, niekiedy mniej - ale po pięciu latach rządów jakiekolwiek próby "ocieplania" wizerunku Donalda Tuska są z góry skazane na porażkę. Zbyt wiele się wydarzyło, zbyt wiele słów padło, zbyt wiele okazji mieliśmy do poznania prawdziwej twarzy premiera.
Gdybyśmy tak spojrzeli wstecz - pamiętacie Państwo Donalda Tuska sprzed premierostwa? Zawsze wydawał się młodym, lekko zahukanym politykiem gdzieś tam obecnym na szczytach władzy, a jednak nie dającym rady przepchnąć się do przodu. Ot, "z zawodu działacz" - nikt nie spodziewał się, co z tego uśmiechniętego człowieka wyrośnie. A co wyrosło? Starczy poczytać podpisy pod jakimkolwiek artykułem na jego temat. Nawet po przefiltrowaniu treści z "rudych ch...", "płemielów" i innych żenujących wycieczek osobistych przeziera gigantyczne rozczarowanie (podejrzewam, że gro piszących to eks-wyborcy) osobą Donalda Tuska. Podobnie jest na ulicy - to już nie jest zwykłe narzekanie, bo ulica narzeka na każdego, kto rządzi. Ludzie są po prostu zawiedzeni sposobem rządów PO - gdy to ugrupowanie wygrywało wybory z PiS, to wmawiano im nową jakość, nowe otwarcie, sprawną politykę (kto pamięta jeszcze hasło "nie róbmy polityki, budujmy Polskę"?) - a teraz widzą premiera w oteczeniu takich ludzi jak Graś, Rostowski, Niesiołowski, Kopacz, Klich i tak dalej, i tak dalej. Wybaczcie tani populizm, ale co odpowiedzielibyście ludziom chorym na raka w Wielkopolsce - niedawno pojawiły się informacje o wyczerpaniu forsy z NFZ na leczenie nieszczęśników - gdyby zapytali Was, drodzy politycy PO, za jakie to zasługi na stanowisku ministra zdrowia Ewa Kopacz została drugą osobą w Państwie? Może za protegowanie swojego znajomego na fotel szefa NFZ (bez konkursu!), znajomego, który obecnie jest pod lupą "odzyskanego" CBA? Nie wiem, czy ktokolwiek z polityków zdołałby wyjść poza oklepane formułki o "sprawdzeniu się" i "zaufaniu". Rozsądnie zresztą, bo przegranej sprawy nie da się logicznie uzasadnić - a ponieważ kłamiąca w żywe oczy Ewa Kopacz jest wam potrzebna, kładziecie kolejny kamyczek do piramidy o nazwie arogancja władzy i pogarda dla własnych obywateli.
Nie znam nikogo, kto nie byłby rozczarowany tymi latami straconych szans w wykonaniu Donalda Tuska. Nie wiem jaki sens ma ocieplanie wizerunku kogoś, kto raz na zawsze rozstał się z image'm wyluzowanego, fajnego polityka - doprawdy, nikt już nie da się na te uśmiechy i żarciki nabrać, zresztą spójrzmy, że i sam premier od dawna takiej pozy nie przybierał. Starczy porównać konferencje prasowe sprzed kilku lat i te aktualne. Różnica - nawet dla człowieka nie będącego psychologiem - jest kolosalna. To już nie jest ten sam polityk, co niegdyś. Albo to prawdziwa twarz Donalda Tuska - a więc pogarda dla oponentów i egocentryzm - albo pod wpływem władzy tak bardzo się zmienił. Wolałbym wersję drugą, by nie mieć poczucia bycia oszukiwanym, zresztą znam kilku posłów PO którzy po zasmakowaniu "Warszawki" stali się zupełnie innymi ludźmi. Z - tu taka ciekawostka socjologiczna - nieodpartym przeświadczeniem, że rządzić będą jeszcze długie, długie lata. Oby obudzili się z ręką w nocniku, bo Polski na taki długoletni festiwal kolesiostwa i nepotyzmu po prostu nie stać.
Utarł się taki zwyczaj, by Donalda Tuska uważać za osobę krańcowo odmienną od Jarosława Kaczyńskiego, swojego odwiecznego nemezis. I to na zasadzie czarno-białości, a zatem małostkowy Kaczyński - wielkoduszny Tusk. Samotnik - człowiek rodzinny (acz część rodziny sprawia kłopoty). Mól książkowy - piłkarz (acz drużyna do haratania w gałę się wykrusza). Oto siła mediów, sprzyjających Tuskowi: dopiero teraz, dopiero po pięciu latach rządów, gdy pewnych wad nie da się już przykrywać tematami zastępczymi widać, że uwielbiany Tusk jest niebezpiecznie podobny do znienawidzonego Kaczyńskiego. A owe wyśmiewane od dawna "wilcze oczy" premiera nie były li tylko lapidarnym zwrotem stylistycznym.
Dobra rada dla premiera jest taka : wizerunku pan już swojego nie ociepli, skoro nie potrafią zrobić tego "Fakty" ani "Wiadomości", to nawet Ostachowicz w najlepszej formie temu nie podoła. Po prostu, ludzie się na panu poznali, i jeśli będą znów na pana głosować, to coraz bardziej z "mniejszego zła" niż z rzeczywistej sympatii. A jeśli chciałby pan nieco poprawić swoje notowania, to chyba najlepiej byłoby wziąć się wreszcie (po pięciu latach!) do ciężkiej pracy nad bałaganem zwanym Polską pod rządami PO.
Albo jeszcze lepszy pomysł. Proszę pójść drogą Jerzego Buzka. Z polityka nieznanego i nielubianego wrócił z Brukselki piękny łabędź (z europejskim "sznytem") którego nagle wszyscy kochają, wielbią i uważają za wyrocznię we wszelkich sprawach Polskich. O niezliczonych honorowych obywatelstwach nie wspomnę. A robota w sumie odpowiadająca oczekiwaniom Donalda Tuska : uściski dłoni, obfite w jedzenie i napitki rauty, uśmiechy do kamer i nic więcej. Au revoir! My też tu troszkę odetchniemy.
Inne tematy w dziale Polityka