To jeden z największych parków otoczonych przez miasta - w Europie na pewno, a w Polsce to już rarytas i fenomen. Taki Nasz Śląski Central Park, powód do dumy i jedno z najbardziej udanych dzieł generała Jerzego Ziętka. Czytelnicy ze Śląska z pewnością nieraz na miejscu byli i podzielają moje uczucia; sam niżej podpisany do dziś zanosi modły za duszę śp. Jorga (po Naszymu to ten generał) że ma gdzie wyprowadzać psa czy chodzić na przytulne randki. Z Parkiem byłoby wszystko w porządku, chociaż jak każda rzecz powstała dawno temu wymagał pewnego liftingu i unowocześnienia; miał jednak nieszczęście pozostać pod kuratelą urzędu marszałkowskiego w Katowicach, a co się wiąże z każdym urzędem marszałkowskim, to doskonale wiadomo: żadna tam troska o mienie wojewódzkie, jeno beztroskie rozdawnictwo środków ku chwale aktualnie rządzących kolegów. Naturalnie tak samo było i w tym przypadku.
Wczoraj w sejmiku śląskim odbyła się debata - sprokurowana przez radnego opozycji - odnośnie dalszych losów Parku Śląskiego (dawniej zwanego Wojewódzkim Parkiem Kultury i Wypoczynku, w skrócie zaś - Parkiem Kultury). Nim pokrótce omówię przerażające rzeczy, które wynikły w czasie debatowania, czas na chwilę wspomnień: degrengolada Parku rozpoczęła się już dawniej, ale ostatnim dzwonkiem na poprawę czegokolwiek była data graniczna, rok 2008; wówczas to ku "pokrzepieniu serc" po przegranych wyborach prezydenckich prezesem Parku został niedoszły władca Chorzowa, Andrzej Kotala - jakże by inaczej, członek PO. Pamiętajcie Państwo o datach, bo są kluczowe - to dopiero niecały rok po przejęciu władzy i trzeba wszystko "odzyskiwać" obsadzając stanowiska własnymi ludźmi. Mimo doświadczenia w zarządzaniu (własna firma) Kotala mitrężył swój i Parku czas raczej dumaniem, jakże by tu jednak przewodzić miastu, zatem pożytek z partyjnego prezesa był zerowy. W tym też czasie - nie remontowane z "braku środków" - poczęły obracać się w ruinę tak sztandarowe wizytówki Parku jak kolejka linowa "Elka" (jedyna "śródlądowa" w Polsce, przez kilka lat spacerowiczów straszyły tylko kikuty słupów) czy kąpielisko "Fala".
Przyszły w końcu wybory 2010 i przyszło spełnienie marzeń pana prezesa; został prezydentem Chorzowa i jest z nim - z sukcesami (kupno luksusowych mebli z firmy własnej córki na przykład) do dziś. Ponieważ śląska PO doceniła walory terapeutyczne Parku Śląskiego, kolejnym prezesem został Arkadiusz Godlewski, też niedoszły prezydent Katowic. Porażka wyborcza zahamowała świetnie rozwijającą się karierę; wprawdzie złe języki mówiły o tym, że cała ta kariera jest owocem bliskiego pokrewieństwa imć Godlewskiego z byłym marszałkiem województwa (obecnie europosłem) Olbrychtem, ale to wilki, nie ludzie; dowodem na niebywałe kompetencje polityka PO było trzyletnie sprawowanie funkcji wiceprezydenta Katowic. Dowodem czasowym wprawdzie, bo zapytany przed wyborami dlaczego krytykuje działania miasta, na które to działania sam miał niebagatelny wpływ, odpowiedział całkowicie szczerze że jako zastępca prezydenta nie miał wpływu na nic, nic nie robił i generalnie gest Piłata. Po czym wymknął się po angielsku, żeby jakiemuś dziennikarzowi nie przyszło do głowy spytać o dalsze losy pensji wiceprezydenckich pobieranych za nic nierobienie.
Ów "młody, rzutki" działacz PO został zatem prezesem Parku i z "kopyta" wziął się za reformowanie zastanej materii. Znalazł się przy tym w kiepskiej sytuacji, bo zastał - oględnie mówiąc - syf i burdel, ale jednak syf i burdel pozostawiony przez kolegę partyjnego, stąd wypadało robić dobrą minę do złej gry. Wpierw załatwił sobie (jest jeszcze przewodniczącym Rady Miasta, no i działa w PO, a zatem człek to mobilny) samochód służbowy, oczywiście godny prezesa, to jest wypasione terenowe Subaru. Później "oczyścił" kadry z wszystkich nie pasujących mu ludzi (do dziś tłumaczy się przy tym, że wszyscy oni "odeszli na własną prośbę") zatrudniając na ich miejsce nowych...o nowych zbyt wiele powiedzieć się nie da, bo plotek powtarzać nie wypada, ale wszystkich łączy upodobanie do pewnego logo przedstawiającego uśmiech w środku Polski. Z nowym samochodem i nowym zaciągiem wypadało dokonać "rebrandingu", a zatem wysłużoną nazwę "WPKiW" zastąpiła nowa - "Park Śląski". Jest europejsko i nowocześnie, a z województwa (od Nas wszystkich) udało się drogą fochów i szantażu wyszarpnąć 600 tysięcy złotych na akcję reklamującą nowe szaty Parku. Kto bogatemu zabroni?
Następnie nowy prezes wszedł w konflikt z miejscowymi dzierżawcami budek z jedzeniem i zabawkami (nazywając ich "cwaniaczkami" i notorycznie spóźniając się na organizowane przez marszałka spotkania pojednawcze), aż wreszcie wymówił tym pracującym w Wesołym Miasteczku (kolejna wycieczka do epoki PRL - zapraszam, lepsze niż niejeden skansen) umowy i zawarł "intratną" umowę z jedną tylko firmą, międzynarodowym molochem, przy tym umowę tak skonstruowaną, że owa firma nie musi płacić Parkowi czynszu (Wesołe Miasteczko jest częścią Parku - przyp. autora) dopóki nie osiągnie określonego obrotu, obrotu niemożliwego do wykręcenia, a zatem monopolista cieszy się bezpłatnym funkcjonowaniem. Przyznacie Państwo, że to już jest "managment" najwyższych lotów. Oczywiście zgodnie z nową polityką "bliżej ludzi" rzecznik Parku Śląskiego odmawia kategorycznie wypowiedzi na ten i inne (np. odwołanie dyrektora Wesołego Miasteczka z powodu "niezadowalającej jakości współpracy") tematy.
Za 33 miliony złotych ma powstać nowa "Elka" - kolejka "na miarę naszych możliwości". Wybuduje ją firma o światowej renomie, gondole zaś będą całkowicie zamknięte i zakryte, zapewne również z dymnego szkła, by nikomu nie przyszło do głowy spoglądać na mizerię rozpościerającą się pod stopami. Jest taka kapitalna praca pewnego internauty na stronach slaskiemiasta.pl/parkslaski który wpadł na o wiele lepszy pomysł niż ja - miast produkować się z tak długim tekstem porobił po prostu zdjęcia w Parku i okraszał je odpowiednimi podpisami. Efekt - piorunujący, ale gorąco polecam. Znalazło się tam również miejsce dla słownie pięciu trzepaków, które sam prezes otwierał z wielką pompą (jak można otwierać trzepak?), ciesząc się, że dzieciaki będą mogły porobić wygibasy. Tak tak, wizja pana Godlewskiego jest ostra jak brzytwa, a orli wzrok sięga daleko, w stronę nowych reform.
Podsumowując - obiecałem opisać debatę; zwołana została dlatego, że stowarzyszenia działające na dobro Parku alarmują o coraz gorszej kondycji finansowej tegoż miejsca; podobno przygotowywany jest projekt sprzedaży części terenu (pod osiedla, pod "Biedronki", pod cokolwiek, byleby uniknąć komornika). Zdaniem alarmujących dochodzi do "przerostów kadrowych na wysoko opłacanych stanowiskach kierowniczych" a sama polityka kadrowa w Parku "jest oparta o przynależność partyjną i nepotyzm". Gdzie byli ci ludzie przez ostatnie pięć lat (bo na pewno nie w Polsce PO) że się temu dziwią - pojęcia nie mam. W każdym razie prezes odpiera zarzuty traktując je jako "medialną nagonkę" a przychodząc do Parku wykrył sam "wiele nieprawidłowości" (aż korci zapytać - pozostawionych przez kolegę z PO?) i naruszył "szereg interesów odbywających się ze szkodą dla Parku". Ot, kolejne tłumaczenia, kolejne debaty, a Park jak się kruszył, tak kruszy...
Należą się Państwu pewne wyjaśnienia - jak widać, nie uniknąłem w tym tekście subiektywizmu i negatywnej oceny partyjnych "komisarzy" oddelegowanych na front parkowy. Mniejsze znaczenie ma dla mnie fakt, że są z PO; podejrzewam że dokładnie tak samo zachowywaliby się członkowie innych partii, gdyby mieli szansę dorwać się do tak atrakcyjnego "koryta". Wychowałem się w okolicach Parku, mój dziadek pomagał - w czynie społecznym, ale z prawdziwą ochotą - go budować, w Parku poznali się i chodzili na pierwsze randki moi Rodzice. Im dłużej obserwuję karnawał kolesiostwa i nepotyzmu w wydaniu śląskiej PO, tym bardziej obawiam się, że już moje dzieci Park znały będą tylko z opowiadań, bo będzie sprywatyzowany, rozparcelowany i ogrodzony.
Dziś nie będzie konkludującego motta o tym, by żyło się lepiej, miast tego historyjka posłyszana z pierwszej ręki: gdym zajadał "wursta" w jednym z lokali gastronomicznych w Parku, zatrzymała się obok mnie grupka rowerzystów, zirytowana "crossowym" pokonywaniem nierównych, powybrzuszanych ścieżek rowerowych. Spojrzeli dookoła na mizerię i syf ich otaczający i mruknęli po prostu : "trzeba dać na mszę, że ten facet nie został prezydentem Katowic". Coś w tym jest.
Inne tematy w dziale Polityka