trescharchi trescharchi
2338
BLOG

Pudrowanie "Mira" Drzewieckiego.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 17

Wracałem wczoraj z dość długiej podróży (przy okazji ślę pozdrowienia dla tych firm budowlanych, które jeszcze nie zbankrutowały i nadal remontują w pocie czoła Nasze drogi zgodnie z maksymą festina lente), nie chcąc zaś po raz kolejny katować ulubionych płyt, włączyłem radio TOK FM. Audycja zapowiadała się ciekawie, bo była o sporcie, a i skład personalny mógł zadowolić konsera, bowiem w studio zasiedli Roman "To znaczy Mati powiem tak" Kołtoń i Krzysztof Materna, a między nimi...ten trzeci. No właśnie.

Wypadku wprawdzie nie spowodowałem (na pewnych odcinkach "gierkówki" niemożliwym jest osiągnięcie prędkości kwalifikującej zdarzenie drogowe do wypadku), ale i tak kierownica zadrżała. Tym trzecim był Mirosław Drzewiecki, były minister sportu, człowiek na tyle majętny, że nie zdający sobie sprawy ze stanu swojego posiadania (słynne florydzkie nieruchomości). Niby zaproszono go w zgodzie z tematem - Stadion Narodowy, NCS, ministerstwo sportu - niechybnie warto było usłyszeć głos człowieka, który niegdyś się tym tematem zajmował, ale jest jedno ale. Cała ta sytuacja musiała u uczciwego obywatela wzbudzać pewne zażenowanie : to picie sobie z dzióbków ("Mirku" - "Tak, Krzysiu?"), to odwoływanie się do eks-ministra jako wyroczni, to wreszcie zapraszanie do studia kogoś o takiej przeszłości i toczenie z nim rozmowy jak gdyby nic się nie stało.

Pantoflowa poczta głosi, że "Miro" do dzisiaj ma świetne kontakty na warszawsko-łódzkich salonach i wpadka z aferą hazardową nie nauczyła go pokory; jeszcze bardziej bezkarny się poczuł, gdy mimo bezwstydnych łgarstw w oświadczeniach majątkowych prokuratura odmówiła zajęcia się tą sprawą. No dobrze, każdy ma prawo do pielęgnowania swojej kariery - i braku zasad moralnych, bo człowiek honorowy po takiej burzy usunąłby się w cień na dobre - ale dlaczego w takim swoistym pudrowaniu zabrudzonego wizerunku pomagają media? Studio w TOK FM to nie jest wyjątek od reguły, "Miro" regularnie nawiedza swoją skompromitowaną personą wszelkie programy radiowe i telewizyjne, a żadnemu dziennikarzowi nie przyjdzie do głowy pytanie, czy takim wsłuchiwaniem się w prawdy objawione byłego ministra czasem się jego osoby i działalności nie rozgrzesza.

Oczywiście gdybyśmy byli Krajem normalnych, zdrowych zasad medialno-politycznych, to ktoś taki jak "Miro" skazany byłby na śmierć cywilną; analogicznym, a też ciekawym przykładem jest tu Adam Gessler, bezczelnie kantujący Państwo na grube miliony a mimo to hołubiony w Państwowej (sic!) telewizji i zapraszany na przeróżne "eventy". Ta medialna bezkarność pokazuje zwykłemu człowiekowi, że jest nikim, ściganym za przysłowiowy zły przecinek w PIT-37, podczas gdy "salonowe lwy" podejrzanej konduity fetowane są ze wszystek stron, występując w dodatku w roli "ekspertów". Tak być nie powinno i nader dziwi mnie wygładzanie wizerunku człowieka, który ponosi część odpowiedzialności politycznej, społecznej i moralnej za aferę hazardową, która dobitnie pokazała obywatelom słabość Państwa Donalda Tuska.

Chyba, że przyjmiemy inną optykę, zgodną z optyką nagrodzonego świetną fuchą w ministerstwie Mirosława Sekuły, niewątpliwie mieszczącego się w "TOP 10" najbardziej żenujących i skompromitowanych parlamentarzystów III RP; żadnej afery nie było, więc "Miro" jest czysty jak łza. Ale w takim razie dlaczego ta ostoja niewinności podawała się do dymisji w atmosferze skandalu?

Naturalnie tekst ten zakończyć można tylko nieśmiertelnym bon-motem bohatera : Dziki Kraj!

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (17)

Inne tematy w dziale Polityka