Jednym z obszarów w których ogólna "fajność" Naszego Państwa jest najbardziej dyskusyjna jest z pewnością Marynarka Wojenna. Lata zaniedbań - nie tylko zresztą tego półamatorskiego rządu - sprawiły, że idealnym obrazkiem podsumowującym Nasze starania o nowoczesną flotę jest korw...jest kadłub "Gawrona" - niedokończone, horrendalnie drogie "coś" stojące od wielu sezonów w stoczni i czekające na jakieś polityczne rozstrzygnięcia. Oczywiście nie aspirujemy do bycia potęgą morską w skali Bałtyku, ale wypadałoby jednak - choćby ze względów prestiżowych (NATO) - jako takie siły posiadać. Inaczej będziemy w niedalekiej przyszłości organizować wielkie manerwy morskie bez udziału Naszych jednostek, a goście z zagranicy mogą nie uwierzyć w bajeczkę, że w ten sposób "dajemy fory" ich słabszym flotom.
Oczywiście premier Donald Tusk ma na głowie masę ważniejszych spraw niż dozbrojenie Polskiej floty (in vitro, Stadion Narodowy, nowy "Tuskobus" etc.), a i będący formalnie zwierzchnikiem sił zbrojnych prezydent Komorowski jest akurat zajęty przymierzaniem płaszcza i kotyliona na marsz niepodległości, któremu zamierza przewodniczyć. Sugeruję uprzejmie wyposażyć się w rezerwowy zestaw butów (najlepiej adidasów do biegania), bowiem może się zdarzyć, że Seweryn Blumsztajn po raz kolejny (wraz z "Krytyką Polityczną") zaprosi do Stolicy gości, którym nie podobają się Polskie grupy rekonstrukcyjne. Wracając jednak do floty; ukazała się informacja, że za około półtora miliarda złotych będziemy kupować trzy niemieckie okręty - pierwszy może trafić już za 4 lata, następne zaś przed 2022 rokiem. Oczywiście będą to "nówki", nie żaden szrot, a zastąpią bardzo już wysłużone okręty z lat 60-tych (mimo to mają na swoim koncie - pewnie dzięki świetnemu wyszkoleniu Polskich marynarzy - niebagatelne sukcesy w NATO).
Tu nasuwa się pytanie, dlaczego musimy kupować okręty w zagranicznych (pal licho, że niemieckich) stoczniach: być może na to pytanie odpowiedziałby najlepiej pan, który obiecywał Nam wszystkim "katarskiego inwestora", a obecnie - dzięki byciu w orbicie PO, no i oczywiście swoim nieskromnym zasługom - będzie się zajmował Polskim atomem. W takim wypadku naturalnie nie ma przypadku, po prostu uchylamy kapelusza rozlicznym ekologom, odchodząc sukcesywnie od energii atomowej na rzecz starej, chwiejacej się w posadach sieci energetycznej pamiętającej czasy głębokiej komuny, bo w sukces i wyrobienie się w terminach przez skompromitowanego podczas bycia ministrem Aleksandra Grada pewno nikt (łącznie z premierem) nie wierzy.
W każdym razie, ujmując rzecz czysto populistycznie - dajemy dorobić Niemcom, zamiast Polskim stoczniowcom (ich możemy co najwyżej - cytując nadmorskiego klasyka - "pałować"), ale cóż, takie są realia. Na ponowne uruchomienie mocy produkcyjnych w Polskich stoczniach czekalibyśmy pewnie zbyt długo (wątpię, by rząd Donalda Tuska miał na stocznie jakikolwiek pomysł), a Nasza flota z powodu rdzy i starości gremialnie zamieniłaby się we flotę podwodną. A, byłbym zapomniał: okręt podwodny (też półtora miliarda) planujemy również kupić. Generalnie plany są umiarkowanie obiecujące, chociaż sytuacja jest naprawdę nieciekawa; jeśli uprzemy się, by kupować nowe jednostki to siłą rzeczy będziemy musieli na nie nieco poczekać - tymczasem z miesiąca na miesiąc coraz większą czkawką odbija się niedoinwestowanie floty i brak na nią pomysłu.
Czego najbardziej brakuje Polskiej flocie? Paradoksalnie, brakuje jej wizjonera, kogoś nie bojącego się sporych wydatków i opinii publicznej, kogoś ufnego we wsparcie premiera i swojego rządu, kogoś, kto nie zawaha się przed kosztownym remontem wysłużonych jednostek w oczekiwaniu na nowe (które może nadejdą, a może nie; historia kupowania samolotów dla VIP-ów utwierdziła mnie w przekonaniu, że generalnie nie dojrzeliśmy jeszcze do czegoś takiego jak "ciągłość decyzyjna"). Powiecie, że takiego kandydata w Polsce nie ma? Ależ mylicie się. Jest, w pięknym stołecznym królewskim mieście Krakowie: to Bogdan Klich, były szef MON-u; kto jak kto, ale pan senator bez żadnej żenady gotów byłby posłać Polski statek na remont do sojuszniczej Rosji (że też w NATO nie pukali się w głowę, naprawdę) i zapłacić zań koszt przekraczający cenę nowego okrętu - ku chwale Naszej Marynarki Wojennej.
Premierze Tusk, proszę zatem przywrócić Bogdana Klicha na stanowisko ministra: będzie jednocześnie i śmieszno i straszno, bo remontować będziemy w Rosji, a kupować nowe - w Niemczech.
By żyło się lepiej!
Inne tematy w dziale Polityka