Sprawa ma już wprawdzie kilka dni, ale warto o niej - jak sądzę - jeszcze raz napisać. Bo jest to kwestia nieco bulwersująca, bardziej śmieszna (główne bohaterki poprzez dobór słów i tematów zdają się swoją groteskowość jeszcze uwypuklać) a przede wszystkim przykra. I pokazująca, że komu się w Polsce podstawi mikrofon pod nos, ten może palnąć co mu się żywnie podoba - a media, miast wzruszyć ramionami i delikatnie zasugerować, że gada się bzdury, nuże, podtrzymują temat i judzą do kolejnych zwierzeń. Jak to kompromituje całą ideę, którą zasłaniają się wciąż Nasze bohaterki - oceńcie Czytelnicy sami.
"...żadna z osób w żadnym rządzie nie była przedmiotem tak ostrych i nieuzasadnionych ataków..." prawi "Gabinet Cieni" Kongresu Kobiet. Tu mała dygresja - organ ów (ministrą pracy jest tam Henryka Krzywonos - to chyba najlepiej podsumowuje poziom zabawy drogich pań) powstał, jak mniemam, aby walczyć z dyskryminacją i seksizmem - zatem naturalnym jest, że z tymi paskudnymi zjawiskami najlepiej zmagać się w ściśle jednopłciowym gronie. Używanie partytetów zależy jak widać od punktu widzenia, a gdyby powstał gdzieś konkurencyjny Gabinet Cieni Kongresu Mężczyzn (z całym szacunkiem dla pań, ale większość facetów ma ciekawsze rzeczy do robienia w weekendy), o wa, to byłoby dopiero gardłowanie o egoistycznych samcach, zamykających drogę przed kobietami.
Wróćmy jednak do cytatu, który wybrałem jako motto tej notki - i przy okazji dolejmy oliwy do ognia kolejnym : "...ministra Joanna Mucha jest dobrym ministrem, czego nie można było powiedzieć o niektórych jej porpzednikach. A ataki na nią związane są nie tyle z oceną jej kompetencji, a płcią...". Żeby daleko nie szukać - kilka krzeseł obok ministry Muchy siedzi minister (ta chce być nazywana po ludzku i chwała jej za to) Elżbieta Bieńkowska - też czasem atakowana przez opozycję (święte prawo), ale nikt jej kompetencji i zaangażowania w rozwój regionalny nie podważa. A też jest kobietą nader urodną - mimo to w jakichkolwiek planach rekonstrukcji rządu jej nazwisko pojawia się zawsze przy odpowiednim resorcie. Bo po prostu zna się na swojej robocie, płeć nie ma nic do tego.
Według szanownych pań zatem jest to "bezprecedensowa"oraz "nieuzasadniona" nagonka na biedną ministrę Muchę. Okazuje się że w samczym spisku tkwią niemal wszyscy bez wyjątku - Donald Tusk (dzisiejszy "Wprost" rozpisuje się o niechęci premiera do Muchy), środowiska sportowe, opozycja (nawet tak hołubione przez feministki SLD - czujecie Państwo ten dwugłos?), dosłownie wszyscy. Jak znam jedną z sygnatariuszek oświadczenia, profesor Środę, to całkiem serio wmawiała koleżankom że ataki na "dobrego ministra" inspirują bezpośrednio jezuici albo inne Opus Dei.
Można się z tego śmiać, naturalnie, i delikatnie dawać do zrozumienia zaaferowanym feministkom, że jednak nie jest tak jak piszą : że Joanna Mucha na sporcie i zarządzaniu tym resortem się nie zna, nauczyć się tego nie nauczy (miała rok - jakiś postęp?) i sama się w swojej pracy męczy. Byłaby dokładnie tak samo krytykowana za bycie na ten przykład fatalnym ministrem kultury - to, że w oczach pań z Kongresu ("...liga broni, liga radzi, liga nigdy cię nie zdradzi...!") resort sportu jest "samczym" resortem, to absurd - mieliśmy już kobietę na stanowisku ministra sportu i jakoś nie pamiętam, by ktokolwiek atakował ją za to, że jest kobietą.
Feministki zatem - co wystawia im fatalne świadectwo jako ewentualnej poważnej sile społecznej i politycznej - uparcie twierdzą, że kompromitująca się na każdym kroku Joanna Mucha jest dobrym ministrem. Przepraszam za używanie oklepanego sformułowania, ale trudno o lepszy przykład "solidarności jajników"; kobieta psuje wszystko, czego się dotknie, w jej resorcie nepotyzm kwitnie w najlepsze, ale wara od podnoszenia na nią ręki, bo to kobieta! Piękna kobieta! I wszyscy ONI atakują ją tylko za to, że jest kobietą. Jest w tym oczywisty pomyślunek, broń obosieczna; "Gabinetu Cieni" nikt zaatakować nie może, ponieważ byłby to obrzydliwy seksizm i zarzuty powodowane tylko i wyłącznie płcią drogich pań - ministr.
Nie zajmowałbym się w zasadzie tą farsą dłużej, bo obrona Joanny Muchy takimi słowami jest dostatecznie wymowna, ale okazało się, że feministki mają jednak jakiś posłuch: "Wprost" podaje, że Tusk przestraszył się opinii tego środowiska i dlatego - między innymi - oszczędził Joannę Muchę po skandalu na Narodowym. Akurat z powodu niedoszłego wtorkowego spotkania z Anglią zwalniać jej nie powinien - z tej prostej przyczyny, że już dawno nie powinna być ministrem. Okazuje się przeto - mamy już tak zaawansowaną demokrację, że wystarczy gniewny pomruk z jakiegoś środowiska, by wbrew logice pozostawić fatalnego ministra na stołku. Nader wyśrubowane standardy etyczno-polityczne, nie ma co.
I tak dziękujmy Niebiosom, że nie mamy jeszcze parytetów w wykonaniu skandynawskim - choćby owego słynnego "obowiązku" obsadzania paniami zarządów spółek. Ale i do tego dojdziemy, jak sądzę, jeśli Polscy politycy (obojętnie jakiej płci) będą uginać się przed bzdurnymi postulatami grupki kobiet, mieniących się być reprezentantkami całego środowiska.
Inne tematy w dziale Polityka