Jak się nie potrafi rządzić, albo bierze się na barki zbyt dużo odpowiedzialności (ulubione od niedawna słowo pana premiera) - to cóż, nie ma cudów, potem wychodzą takie klopsy jak takowy. Chociaż z tą odpowiedzialnością to nieco przesadziłem, bowiem jak to zwykle bywa w przypadku Polskich polityków - obiecają złote góry, przed dziennikarzami poimitują zakasanie rękawów i wszystko skończy się hasłem "by żyło się lepiej". Gdy jeszcze w grę wchodzi urażenie delikatnego i nerwowego koalicjanta (pamiętajmy o trzech głosach, na których huśta się parlamentarna większość) to już w ogóle sprawa jest od początku przegrana. Atencja sfer rządowych do PSL-u jest powszechnie znana, a miłość (zgodnie z tym co deklarował w wieczorze powyborczym) pana Tuska wobec pana Pawlaka tak wielka, że premier gotów nawet się skompromitować publicznie, byleby tylko wynajmującego Stadion Narodowy za złotówkę polityka/strażaka nie podrażnić. Tak przecież było z hucznie zapowiadanym "ręcznym sterowaniem" resortem rolnictwa, a skończyło się w taki sposób, że nawet zaprzyjaźniona (Żakowski, Paradowska) "Polityka" uprawia gorszące podśmiechujki z pana Tuska - jak to biedak dał się panu Pawlakowi przechytrzyć i wyszedł na fajtłapę.
Na takiego samego fajtłapę - rzecz już nieomal przesądzona - wyjdzie pan Jarosław Gowin. Szeryf, ostatni sprawiedliwy, samotny kapitan żeglujący na morzu przeciwności losu; jak zwał tak zwał, ale dla wielu jedyny przyzwoity człowiek w PO. Nie dość zresztą że przyzwoity, to chcący coś zrobić, a w swoim zapale rewolucyjnym gotowy nawet na tak interesujące w ustach ministra sprawiedliwości słowa jak te o duchu i ilterze prawa. W dobie powszechnej informacji, twittera (pozdrowienia dla pana Sikorskiego, swoimi wpisami rozregulowującego notowania Państwowej spółki na giełdzie - wielce to odpowiedzialne) i facebooka każdy lapsus rozchodzi się po Kraju jak ta egzema. Jeśli do tego przepisu na klapę dodamy, że pan Gowin wyrasta w PO ponad przeciętność (wzór "BMW") i ośmiela się wbrew "wodzowi" tworzyć jakieś konserwatywne (o zgrozo!) koterie, to nie ma się co dziwić, iż cały klub staje wobec niego okoniem.
Mamy przeto arcyciekawą sytuację w łonie samego rządu i partii rządzącej: pan Grupiński i pani Śledzińska-Katarasińska, jako przedstawiciele władz PO zapowiadają skierowanie projektu obywatelskiego (blokującego ową kontrowersyjną dla PSL-u reorganizację sądów rejonownych) do dalszych prac, ergo: wysyłają panu Gowinowi czytelny sygnał - okiełznaj, chłopie, swoje rewolucyjne konie, bo z oporem "kolektywu" nigdy nie wygrasz. Ministerstwo sprawiedliwości ustami swojej rzeczniczki kontratakuje: projekt obywatelski jest paskudny, bo "betonuje strukturę sądów", a rozporządzenie ministra o zniesieniu nieomal 80 sądów rejonowych jest już podpisane i ma wejść w życie z pierwszym dniem nowego roku. Przeciw takiemu pomysłowi były dotąd wszystkie partie w Sejmie, teraz - o dziwo - dochodzi do nich ugrupowanie samego ministra (pan Grupiński jest "sceptyczny" i podkreśla, że większość klubu też jest przeciwko). Rzecz więc niesłychana, a przy tym świetna ilustracja bycia szeryfem - sam przeciwko "bandziorom" terroryzującym miasteczko. Bez żadnej pomocy znikąd.
Większość posłów pochodzących z tzw. "terenu" jest projektom pana Gowina przeciwna, bowiem chce uniknąć trudnych pytań swoich wyborców o likwidację mniejszych sądów. To rzecz nader trudna do wytłumaczenia rozgorączkowanym ludziom, o środowisku sędziów - potrafiących w razie potrzeby niebywale się skonsolidować - nie wspominając. Iść na wojnę ze wszystkimi to zdecydowanie ponad siły ministra sprawiedliwości; głosów biorących go w obronę jest zdecydowanie za mało i nie mają szans na przebicie. Wszystko wskazuje więc na to, że będzie to kolejne ognisko zapalne konfliktu w PO - z jednej strony mało kto chce zadzierać z PSL-em (ci zaś pana Gowina nie poprą nigdy) z drugiej zaś strony, mamy przecież deklarację pana Tuska z marca : "Minister Gowin ma moje pełne wsparcie w tej kwestii". Gdzie marzec, gdzie listopad; pokładać wiarę w słowach premiera byłoby błędem, bo ów wytrawny polityczny gracz zawsze wybierze opcję, która przyniesie mu więcej korzyści. A mając na szali niezadowolenie pana Gowina wersus niezadowolenie pana Pawlaka, nietrudno zgadnąć jaki będzie premierowski werdykt.
Reorganizacja sądownictwa - jeden ze sztandarowych projektów pana Gowina - jest obecnie zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego przez Krajową Radę Sądownictwa. Mimo to ministerstwo chce startować z rozporządzeniem od 1 stycznia, nie czekając na wyrok. Czy da się potem cofnąć niektóre decyzje likwidacyjne, jeśli wyrok okaże się niekorzystny? Na pewno wprowadzi to jeszcze większy bałagan. Zaś stanowczość w tej sprawie doprowadzi do kompletnej alienacji pana Gowina nawet we własnym środowisku. To zaś będzie miało niebagatelne znaczenie przy zapowiadanej wszem i wobec rekonstrukcji rządu na wiosnę.
Oby zatem pan minister nie okazał się być jedynie eleganckim fajerwerkiem, który wzniósł się wysoko, ładnie poświecił, a potem jeszcze szybciej spadł wypalony na ziemię.
Inne tematy w dziale Polityka