trescharchi trescharchi
2848
BLOG

Jerzy Buzek - od zera do bohatera.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 23

Kariera iście w amerykańskim stylu; może pan profesor Buzek nie rozpoczynał od pucowania butów, niemniej niegrzeczne określenie "zero" ma pewien głębszy sens i słuszność wobec notowań, jakimi cieszył się (?) w ostatnich chwilach swojej kadencji premierowskiej. Dzisiaj - laureat najwyższego Polskiego odznaczenia. Polityka nadawania orderów zawsze była u Nas "gorącym" tematem; każdorazowy prezydent prowadził swoją własną i nagradzał medalami osoby nierzadko kontrowersyjne, niemniej w jakiś sposób dla Polski zasłużone, coś Polsce ze swojej strony ofiarujące - o ile pamięć mnie nie myli, wyjątkowo bulwersujących Orłów Białych dotąd w historii III RP nie było. Pan profesor Jerzy Buzek - człowiek o uroczej facjacie "safanduły" wydaje się laureatem "bezpiecznym", bowiem po swoich przygodach europejskich nabrał już takiej "przezroczystości", że nie wzbudza żadnych kontrowersji; jest "homo unijusem" doskonałym : brak mu wyrazistych opinii, do każdego się uśmiecha, rozdaje setki uścisków rąk i przoduje w nic nie znaczącej nowomowie pomieszanej z pustosłowiem.

Czy aby jednak na pewno? To w sumie zabawna rzecz, gdy przejrzy się fora internetowe (abstrahując od poziomu niektórych wypowiedzi, są jednak wyrazicielami opinii społecznych) - nadanie orderu panu profesorowi krytykują zarówno przeciwnicy PiS (za wprowadzenie Kaczyńskich z powrotem "do gry"), zarówno zwolennicy PiS (za czapkowanie Platformie Obywatelskiej) jak i cała rzesza innych - głównie za fatalnie przeprowadzone reformy i ogólną nieudolność w rządzeniu, co zresztą miało swoje odbicie w przywoływanych już przeze mnie notowaniach rządu AWS, lub choćby odbiorze społecznym, jakim cieszył się pan profesor Buzek jeszcze kilka lat temu. Zresztą swoistą "atencją" w niektórych rejonach Polski darzony jest szanowny kawaler orderu do dzisiaj; praktycznie na każdym spotkaniu pana profesora Buzka na Śląsku górnicy i zwykli mieszkańcy, wdzięczni za odpowiednie "zajęcie się" kopalniami głośnym buczeniem i gwizdami dają do zrozumienia, co o tym polityku sądzą.

Dziwi wobec tego pewien upór Pałacu Prezydenckiego w nadaniu takiego odznaczenia osobie tak - nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu - skompromitowanej podczas swoich rządów w Polsce. Osoby, która wzięła na swoje barki cztery wielkie reformy, a nie miała ani charyzmy, ani samozaparcia by rzecz przeprowadzić od początku do końca właściwie, za co do dzisiaj płacimy dużą cenę. Jasne, możemy traktować przewodniczenie europarlamentowi jako "win odkupienie", niemniej - poza ulotnym prestiżem (któż za kilka lat będzie o tym w Unii pamiętał?) pan profesor Buzek nie wspomógł wydatnie pozycji Polski we Wspólnocie. Nie udało mu się lobbować za powiększeniem liczby Polskich urzędników w Brukseli - przykład pierwszy z brzegu, a symptomatyczny, bo od ilości ludzi w poszczególnych biurach zależy sprawność "załatwiania" szczególnie gardłowych spraw. Pan profesor wolał jednak nawiedzać Polskę jak długą i szeroką, taplając się w promieniach swojej odnowionej sławy.

Bo zaszło też dziwaczne zjawisko socjologiczne; z polityka znienawidzonego, którego dni w tym "biznesie" wydawały się policzone, wyłonił się piękny łabądź, prawdziwy "mąż stanu"; oczywiście sporą rolę grało tu podpisanie "cyrografu" z Platformą Obywatelską i związanie się z partią pana Tuska na dobre i na złe. Przy czym pan profesor miał szczęście, bowiem losy jego politycznego mentora (a zdaniem wielu - sterującego po prostu nim jako premierem z tylnego krzesła), pana Mariana Krzaklewskiego nie układały się w PO najlepiej, mimo podejmowanych prób. Obecnie zatem pan profesor jest fetowany, odbiera - mimo wyraźnego i jednoznacznego sprzeciwu mieszkańców, warto o tym pamiętać szukając dowodów na arogancję władzy - rozliczne tytuły honorowego obywatela miast, a teraz doczekał się samego Orła Białego, za "zasługi dla przemian demokratycznych w Polsce, za działalność naukową (polecam zapoznać się z przygodami pana profesora w Akademii Polonijnej) i Państwową, oraz za wybitne osiągnięcia w działalności politycznej na arenie międzynarodowej". Sporo tego, ale przecież trzeba tak zaszczytne odznaczenie mądrze - choć jak widzimy niekoniecznie poważnie - uzasadnić.

Trochę szkoda, że w dniu Święta Narodowego pan prezydent zdecydował się na taki krok; z jednej strony nawoływał - i słusznie - do jedności i wspólnego przeżywania przez wszystkich Polaków, z drugiej zaś strony nagrodził "swojego" człowieka, ze "swojego" środowiska, doskonale wiedząc, że odbiór społeczny tej osoby nigdy nie był jednoznacznie entuzjastyczny, a i swoimi osiągnięciami politycznymi w Polsce pan profesor nijak obronić się nie może. Ktoś powie - święte prawo pana prezydenta, by nagradzać orderami kogo chce, ale nieco więcej wrażliwości i wsłuchania się w głosy Polaków byłoby bardzo na miejscu.

Ze wszystkich zaś odznaczeń najbardziej ucieszyło mnie wczoraj obdarowanie pana Jana Kobuszewskiego, któremu już tylko za rolę dziadka Poszepszyńskiego order należał się jak psu buda.

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (23)

Inne tematy w dziale Polityka