trescharchi trescharchi
1365
BLOG

Minister Gowin przyciąga kłopoty.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 10

Pechowy zeń człowiek; może czas najwyższy zastanowić się, czy warto udzielać się w polityce, skoro szczęścia się nie ma? No cóż, pan minister Gowin - może nawet niezależnie od siebie - jest przecież "wielką nadzieją prawicy" wszelakiej, upatrującej w nim ewentualną płaszczyznę porozumienia między niedobitkami "porządnych" ludzi w PO (o ile ktoś z tymi "odszczepieńcami" po stronie PiS-u zechce rozmawiać, naturalnie) a "prawdziwymi prawicowcami". Oczywiście to truizm, że prawdziwy prawicowiec w Polsce jest jak yeti - wiele się o nim mówi, wiele osób utrzymuje, że gdzieś tam kogoś takiego widziało, a przekonywujących dowodów na istnienie jak nie było, tak nie ma. Chyba, że ktoś uprze się nazywać "prawicowcem" pana Zawiszę, ale to daleko idące nadużycie.

Tak czy siak - czego się nie tknie pan Gowin, to są z tym jakieś kłopoty; albo trzeba to zrzucić na wspomniany brak szczęścia, albo na nieudolność, albo wreszcie przyjąć za dobrą monetę pokątnie powtarzalne opowieści, iż pan minister nadepnął na odcisk tylu wpływowym środowiskom (ale patrzcie, chce coś zmienić, powiadają jego adwokaci), że musi teraz ponosić tego konsekwencje. Osobiście uważam, że całkiem niegłupią teorią byłoby połączenie tych trzech "albo" w jedno; tak czy siak - panu Gowinowi brak raczej charyzmy (i zaplecza!) do przeprowadzenia wszystkich swoich górnolotnych planów.

"Dziennik Gazeta Prawna" opisuje dziś sytuację z zakupem siedziby dla gdańskiego sądu; doprawdy, nie wiem co takiego w sobie ma ten Gdańsk, że tak ogniskuje wokół siebie szemrane biznesy, niejasne interesy, grupki kolegów i tym podobne - ani chybi, złe fluidy na Wybrzeżu. Sprawa w skrócie polega na tym, że Ministerstwo Sprawiedliwości szukało miejsca na nową siedzibę sądu; jak przyznają dzisiaj sami urzędnicy, do decydentów udawały się wprost pielgrzymki lokalnych polityków (z jakiej opcji? ot, zagadka, ale jaka opcja może mieć realny wpływ na Ministerstwo Sprawiedliwości?) wszelkiej maści, lobbujących wręcz otwarcie za tym, by interes robić z konkretnym miejscowym deweloperem.

CBA nie zasypywało gruszek w popiele i złożyło doniesienie do prokuratury, gdy tylko dowiedziało się o szczegółach transakcji; zdaniem ludzi parających się zwalczaniem korupcji zarówno urzędnicy pana Gowina, jak i gdańscy przedstawiciele sądu przekroczyli swoje uprawnienia i niedopełnili swoich obowiązków podczas tajemniczego "dealu" z deweloperem, który jest na tyle silny, że potrafi uruchomić tylu "zatroskanych" działaczy do popierania własnej sprawy. Pan minister Gowin też gruszek nie zasypywał i prosił pana mnistra Cichockiego (jako szefa kolegium d/s służb specjalnych) o objęcie tej transakcji tak zwaną "tarczą antykorupcyjną"; mimo komitywy dwóch panów (jakby nie było - koledzy z rządu) prośba została odrzucona.

Urzędnicy pana Cichockiego odpowiadają, że pan Gowin nie musiał zostawić tego odrzucenia na łasce losu; gdyby objęcie rzeczoną tarczą było niezbędnie koniecznie, to minister ma pełne prawo wystąpić z takim wnioskiem już bezpośrednio do premiera. O ile wiadomo - pan Gowin tego nie zrobił, a cała sprawa gdańskiego sądu będzie pewnie nabrzmiewać; zdaniem CBA wyceny nieruchomości różniły się nawet o 70 milionów złotych, miano też złamać zasady wolnej konkurencji, o braku przetargu na wynajem pomieszczeń i kupna siedziby nie wspominając. Pozostaje tylko liczyć na to, że sprawę uda się zamieść pod dywan.

Warto się jednak przyjrzeć owym połączeniom na styku deweloper - lokalni politycy "pewnego ugrupowania"; skoro sprawą zdecydowało się zająć CBA, i zgromadziło dokumentację pozwalającą na zgłoszenie sprawy do prokuratury, to z pewnością nie było tam samych aniołków, "pomyłkowo" lobbujących za rekinem finansjery albo "nie wiedzących, że tak nie wolno"; po raz kolejny niestety Wybrzeże staje się matecznikiem mętnych interesów na styku biznesu i polityki. Oby więc akcja CBA przyniosła spodziewany skutek i rozbiła chociaż kawałek tamtejszego układu.

Swoją drogą, wszyscy ci szemrani biznesmeni i szemrani politycy są cwani; podnieśli głowy dopiero teraz, gdy pani minister Pitera odeszła już ze swojego popłatnego stanowiska do walki z korupcją. Łajdacy i złodzieje wszelkiej maści przeczekali odpowiedni czas, i dopiero, gdy ta niezłomna bojowniczka o transparentność i czystość życia publicznego zakończyła swoją misję, dopiero wówczas poczęli kręcić lody na nowo, i to z wielką energią, by odbić sobie kilka lat celibatu.

Bo przecież opcji, że ciężko opłacana przez Nasze pieniądze pani Julia Pitera nie potrafiła po prostu znaleźć śladów żadnej korupcji ("dorsz" to wyjątek od reguły) nie wypada brać pod uwagę.

 

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka