trescharchi trescharchi
2301
BLOG

Polska edukacja na równi pochyłej.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 33

Absolutnie nie jest tak, że wszystko było "cacy" do 2007 roku, a od pięciu lat obserwujemy niesamowitą i niespodziewaną degrengoladę nauczania w Polsce. Tyle tytułem wstępu, bo sytuacja w MEN - w momencie objęcia władzy przez PO - była nie do pozazdroszczenia. Lata bez porządnego dofinansowania nauki i fakt, że właściwie żadna wcześniejsza ekipa rządząca nie miała rozsądnego pomysłu na reformę edukacji były z pewnością łańcuchami u szyi. Jednak to partia pana premiera Tuska dochodziła do władzy z wypisanymi na sztandarach hasłami postępu, nowoczesności i europejskości; po niemal półtorej kadencji PO - PSL możemy bez kozery - obserwując choćby miejsca Naszych uczelni w rankingach europejskich czy odsetek Polskich patentów na świecie - powiedzieć : niestety, nie udało się. I tylko częściowo dlatego, że zastano taką sytuację, jaką zastano; czasu było dość, by dostosować choćby nienormalne, oderwane od rzeczywistości (zamieszanie z podręcznikami "odświeżanymi" co rok jest tu doskonałym przykładem na chore drenowanie kieszeni rodziców, byleby zaspokoić żądania wydawniczych lobbystów) przepisy. Niemniej przepisy przepisami, bo zazwyczaj najbardziej zawodzą ludzie. I tutaj - z perspektywy tych pięciu lat, znając rękę pana premiera do doboru współpracowników - fajerwerków spodziewać się nie można było.

Pani minister Szumilas zawodzi niestety na całej linii; jej pomysły krytykowane są nawet przez kolegów i koleżanki z rządu. Nowa szefowa resortu tak bardzo chciała odciąć się od niesławnej poprzedniczki (obrosłe już legendą zdjęcie ministra rządu Rzeczypospolitej Polskiej ze spuszczonymi portkami), że unika jakichkolwiek trudnych tematów - co się chwali, skoro nie ma recepty na ich rozwiązanie, to po co ma kłamać, że ma - ale też kuleje elementarna polityka informacyjna resortu. Gdy rodzice protestowali przeciwko reformie obniżającej wiek szkolny - odpowiedzią pani Szumilas było zalanie szkół i mediów ulotkami, spotami i reklamówkami fundowanymi (o tyle dobrze) z budżetu unijnego. Gdy zostały ogłoszone wyniki badań dziesięciolatków, pokazujące słabość Naszych "zreformowanych" pociech - ministerstwo broniło się, że lepiej wypadają właśnie szkoły rozpoczynające od sześciolatków; któryś z dziennikarzy ośmielił się przeto zauważyć, iż na czele rankingu są kraje posyłające do szkoły siedmiolatków, wówczas dyskusja została natychmiast zakończona. Po cóż dyskutować z niewygodnymi dla siebie faktami? Jest przecież tyle do zrobienia...

...na ten przykład poradzić sobie trzeba z doniesieniem do prokuratury na temat dyskryminującego chore dzieci badania sześciolatków, które wyzuło Skarb Państwa z czterech milionów złotych. Pisałem o tym kilka notek temu, rzecz w gruncie rzeczy sprowadza się do wytypowania grupy tysiąca dzieciaków; dzieciaki jak dzieciaki, ale ich rodzice "w podzięce" za poświęcony czas dostają bony do supermarketów i mogą wygrać samochód terenowy. Z tym małym zastrzeżeniem, że dzieciak musi być zdrowy - chorym niestety dziękujemy, są "nieprezentatywne". To nie koniec: NIK zamierza skrupulatnie przyjrzeć się projektowi e-podręcznika, zaalarmowany powtarzającymi się zarzutami o nepotyzm, bowiem pani wiceminister Berdzik miała zlecać takie "e-zadania" instytucjom z którymi utrzymywała bliższe kontakty. Ponoć - jak utrzymuje "Rzeczpospolita" - kontrola wewnętrzna w MEN potwierdziła takowe ustalenia dziennikarzy, ale żadne głowy jeszcze nie poleciały. Oczywiście wszelkie rzeczy rozpoczynające się od "e-" kosztują krocie, więc frukta przy takich zleceniach są doprawdy nieziemskie. Koszty Skarbu Państwa - Nas wszystkich zatem - podobnie.

Ten paskudny, "niefajny" NIK doczepił się również resortu edukacji w swoim raporcie o nadzorze pedagogicznym; zdaniem kontrolerów, cały system nadzoru jest po prostu mrzonką, pięknie wyglądającą na ministerialnym, tłoczonym, może nawet kredowym papierze. Część urzędników wysokiego szczebla zapewne za taki system rzekomego nadzoru pobiera zwyczajowe premie, wielu z nich zapewne - sądząc po standardach rządzącej partii - wybieranych jest bez konkursu, byle tylko nie olśnić komisji rekrutacyjnych swoimi dokonaniami i kompetencjami. "Brutusów" pani Szumilas spotyka również w swoim gronie: pewne pomysły pani minister dotyczące współfinansowania przedszkoli z budżetu Państwa (miały znaleźć się w długo oczekiwanej nowelizacji ustawy o systemie oświaty) zostały równo "zjechane" przez pana ministra Rostowskiego, Komitet Stały Rady Ministrów i nawet Rządowe Centrum Legislacji; przy czym nie są to zarzuty z gatunku "nie, bo nie", jeno konkretne wskazanie, że w projekcie brakuje podstawowych (naprawdę podstawowych!) wyliczeń, co więcej - resort ani trochę nie zajmuje się kondycją finansową samorządów i tym, jak te rozwiązania mogłyby wpłynąć na ich sytuację (bo przecież to one są ustawowo odpowiedzialne za opiekę przedszkolną).

Panią Szumilas krytykuje także zespół edukacyjny Rzecznika Praw Obywatelskich (a zatem żadna krwiożercza, wywracająca porządek demokratyczny opozycja), podsumowując całą sytuację słowami "tak źle jeszcze nie było"; a w zespole tym zasiadają naprawdę doświadczeni pedagodzy i kuratorzy oświaty. RPO przekonuje, że podczas wprowadzanej na "chybcika" reformy obniżającej wiek szkolny zupełnie zapomniano o przystosowaniu placówek na potrzeby młodszych dzieciaków; hucznie odtrąbioną reformę trzeba było opóźnić, a podczas opóźnienia zapomniano z kolei o pięciolatkach - te pociechy z kolei mają obowiązek uczęszczania do zerówki nawet w wypadku, kiedy ich rodzice nie zdecydują się posłać za rok potomstwa do szkoły. Paradne, nieprawdaż? Nie ma też stworzonych żadnych rozwiązań prawnych - a pojawiają się już takie sygnały, zresztą prognozy demograficzne były dla resortu dostępne - by cofnąć nie radzącego sobie sześciolatka ze szkoły lub pozostawić go na drugi rok, by spotkał dzieciaki w swoim wieku. Żeby jednak nie być niesprawiedliwym wobec starszych - licealiści też są narażeni z woli ministerstwa na stresy. Za kilka miesięcy trzeba będzie - postępując według nowych zasad - wybrać profil nauki i skoncentrować się na wybranych przedmiotach; trudno jednak koncentrować się na czymś potrzebnym pod kątem matury, skoro nie wiadomo jeszcze, jakie zasady będą tejże maturze towarzyszyć. Na razie resort pani Szumilas ograniczył się do podania ogólników.

Samorządy - ale i cytowany już zespół RPO - zwraca uwagę, że najbardziej szwankuje komunikacja resortu z partnerami społecznymi: potrzebna była nawet interwencja pana premiera, gdy MEN ignorował (lub sucho zapowiadał "żadnych zmian nie będzie") uprzejme próby porozumienia się i doprowadzenia do jakiejś konkretnej dyskusji, na przykład w sprawie finansowania oświaty przez władze lokalne, finansowania, które bardzo ciąży na samorządowych budżetach. Sytuację - przynajmniej do czasu interwencji premiera - najlepiej podsumowywał cytat jednego z ekspertów : "MEN słucha, ale nie słyszy". Niestety, nawet po burze od pana Tuska, pani Szumilas niespecjalnie zmieniła swoje zwyczaje. Obecnie jest na etapie poprawiania garsonki i poważnego rozważania, czy aby nie porzucić swojej "dziejowej misji" w pół drogi i nie zdecydować się na start w wyborach do europarlamentu. Tylko kto wtedy wejdzie na jej miejsce?

Ja - całkiem poważnie - proponowałbym panią Kluzik - Rostkowską. Primo: prawdziwa z niej "matka dzieciom", a zatem dobrze wie, co dla dzieciaków jest dobre, a co nie. A secundo? No cóż. Skoro już weszła w takie towarzystwo, niechże naocznie się przekona, jak wygląda "profesjonalizm" kadr PO. Czego jej serdecznie na święta Bożego Narodzenia życzę. Nam, Polakom i rodzicom - nieco lepszych włodarzy edukacji.

By żyło się lepiej!

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (33)

Inne tematy w dziale Polityka