trescharchi trescharchi
1197
BLOG

Syndrom "W/C", czyli życzenia.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 3

Ponieważ Święta już za pasem - a podróż w rodzinne strony długa i daleka - pozwalam sobie złożyć moim Czytelnikom życzenia. W ramach racjonalizacji czasu pracy postanowiłem połączyć je z życzeniami noworocznymi, bo w noc sylwestrową wolę do klawiatury się nie zbliżać; cholera wie, cóż mógłbym wtedy napisać. Winny jestem też tłumaczenie tytułu. Nie rozchodzi się tu bynajmniej o symbol toalety, ani nawet o pana Cejrowskiego. Sam ukułem taki termin, który jak ulał pasuje do wszystkich kolejnych świąt, mających przecież - w założeniu - być czasem zgody i pojednania.

W i C to nic innego jak Wisła i Cracovia, a rzecz cała dotyczy wydarzeń tuż po śmierci Jana Pawła II; ileż wówczas padło górnolotnych słów o wiecznej "sztamie", ileż obcych dla siebie szalików rzucało się wzajemnie w ramiona, ileż kibicowskich oczu pokrytych łzami wpatrywało się w swojego wroga z drugiej strony Plant, który odtąd miał być przyjacielem na zawsze. Osoba zmarłego papieża niejako "firmowała" wieczną zgodę; skończyło się jak się skończyło - do dziś w Stołecznym Królewskim mieście Krakowie ganiają grupki stadionowej bandyterki uzbrojone w maczety, dochodzi nawet do morderstw. Sytuacja tuż po Smoleńsku - gdy najpierw telewizje były pełne polityków opowiadających wielkie słowa o potrzebie porozumienia, obiecujących, że taka tragedia musi zmienić Polskie życie polityczne - ta sytuacja stała się niestety tylko potwierdzeniem tegoż smutnego syndromu "W/C"; jeszcze raz pokazaliśmy, że żałobę potrafimy przeżywać jak mało kto, ale na tym koniec.

Skoro tak znaczące wydarzenia w historii nie potrafiły zmienić nastawienia Nas samych do siebie i polityków do polityków, jak można się łudzić, że nadchodzący Nowy Rok i nadchodzące Święta mogą coś poprawić? Tradycyjny opłatek w Parlamencie musi co roku wyglądać coraz gorzej, a liczba posłów, którzy omijają innych posłów pewnie sukcesywnie rośnie. Nie wiem, gdzie leży granica wyniszczającej Kraj wojny polsko-polskiej, ale każde kolejne dwanaście miesięcy pokazuje, że coś, co uważaliśmy za granicę za którą nikt się już nie posunie, jest jedynie preludium do dalszego konfliktu. W minionym roku w mediach i w polityce padło tyle mocnych, ostatecznych słów, że aż strach pomyśleć co czeka Nas w 2013, dokąd dojdą w cementowaniu swojego elektoratu i obrzydzaniu przeciwnika obie strony konfliktu.

Dlatego życzyć opamiętania głównym postaciom Naszego Polskiego sporu - tym ze świata polityki, ale i tym ze świata mediów - jest życzeniem naiwnym, niespełnialnym. Ale cóż, próbować trzeba; w końcu Polskę mamy jedną, wszyscy w niej żyjemy i powinniśmy - mimo, że się ze sobą nie zgadzamy - grać jak jedna drużyna, przynajmniej w sprawach naprawdę fundamentalnych. Dziś doszliśmy do takich otchłani absurdu, że proste referendum w kwestii (na przykład) przyjęcia euro przypominałoby wręcz cywilizacyjną burzę, w której nie dominowałyby argumenty finansowo-społeczne, jeno wzajemne oskarżenia o zaprzaństwo, zdradę, wysługiwanie się Berlinowi i tak dalej. I takie problemy, które na papierze czy na ekranie brzmią absurdalnie i wywołują tylko wesołość, będą Nas czekały, bo i jedna i druga strona potrzebuje coraz bardziej radykalniejszego "paliwa".

Niemniej - cóż, mimo fatalizmu, życzyć coś wypada. A zatem politykom życzę przede wszystkim opamiętania i wypchnięcia na pierwszy ogień tych pracowitych mrówek (są w każdej niemal partii) z tylnych szeregów, co to dotychczas zajmowały się raczej wytężoną robotą, nie brylowaniem w mediach od świtu do wieczora. Zapewniam, że poznawszy kilkunastu takich "pracusiów" obywatel będzie miło zaskoczony, że nie każdy poseł bimba sobie przez kilka lat za "Nasze" w najlepsze. Mediom życzę większej odpowiedzialności za słowo i rozszerzenia palety zapraszanych na łamy czy do studia polityków, bo obecny "zestaw" nazwisk po prostu się zużył i nie ma już nic nowego do powiedzenia.

A Nam wszystkim blogerom w tym miejscu - no, przede wszystkim serdecznie przepraszam wszystkich, których mogłem podczas mojej przygody z Salonem urazić jakąś złośliwością lub zbyt mocnym słowem. Życzę wszystkiego dobrego wszystkim oponentom, z którymi toczyłem długie, stymulujące dyskusje; mimo, że niekiedy rozstawaliśmy się bez konsensusu, to Wasze argumenty zapamiętałem i szanuję. Wszystkiego co dobre życzę też każdemu, komu chciało się zostawić na moim blogu jakieś dobre słowo i uśmiech, całej grupie tych dobrych znajomych (ośmielam się tak napisać) którzy regularnie pozostawiają komentarze. Oby Nowy Rok przyniósł Nam - chociaż tutaj, na Salonie - nieco więcej porozumienia ponad podziałami.

Zatem: wszystkim serdecznie życzę: spokojnych i rodzinnych Świąt i szczęśliwego, zacnego Nowego Roku.

I - dziś wyjątkowo bez ironii - zróbmy w 2013 wszystko, by żyło się lepiej!

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka