Taką informację podała katowicka "Wyborcza", zazwyczaj dobrze poinformowana w tym, co dzieje się na górnośląskich salonach władzy. Jeśli ta informacja się potwierdzi - a zdaniem dziennikarzy osobę pana Sekuły rekomendował zarząd śląskiego PO - to potwierdzi się przy okazji, jak krótkowzroczna i źle życząca regionowi jest lokalna wierchuszka Platformy. Po nijakim i kiepskim panu marszałku Matusiewiczu, odchodzącym w atmosferze wstydu i skandalu, pozostawiającym po sobie skonfliktowane, zadłużone województwo ma nadejść człowiek, któremu ostatnie wybory samorządowe nie mogły pozostawić żadnej wątpliwości : mieszkańcy samego tylko Zabrza pokazali mu "miejsce w szeregu"; silnie forowany przez tamtejsze PO zdobył raptem 13 procent głosów.
Oczywiście koledzy partyjni z głodu umrzeć nie pozwolili, dlatego prędko odnalazł ciepłą posadkę w Warszawie - oto doszliśmy do tak absurdalnej sytuacji, że osoba skompromitowana podczas prac komisji śledczej i krytykowana nawet przez kolegów z własnej partii i koalicji (słynne "posiedzenie" z pustymi krzesłami) zajmowała się w Ministerstwie Finansów dyscypliną finansów publicznych. Nie zamierzam tu oczywiście wygłaszać głodnych kawałków o honorze czy poczuciu przyzwoitości, które popchnęłyby kogoś tak lekceważącego procedury i dobry obyczaj polityczny do odejścia z życia publicznego, niemniej zastanawia mnie głęboko, cóż właściwie kieruje włodarzami PO na Śląsku? Czy pojawiające się uporczywie plotki o tym, że po panu marszałku Matusiewiczu nikt nie chce "zatrutego jabłka" przyjąć, są prawdą? Być może tak, bo wyciągnięty z ministerialnego niebytu pan Sekuła nie jest specjalnie ważną postacią w lokalnych strukturach i - wzorem "Ojca Chrzestnego" - przedstawiono mu po prostu propozycję "nie do odrzucenia". Osobiście uważam, że skoro lider partii - pan Donald Tusk - tak wiele i tak pięknie mówi o odpowiedzialności, to idąc jego wzorem marszałkiem województwa śląskiego powinna zostać tutejsza "szara eminencja", czyli pan Tomczykiewicz. Próżne jednak nadzieje - zbyt wiele można stracić.
Inna sprawa, czy już się dużo nie straci, gdy wysuwa się na tak eksponowane stanowisko osobę tak doszczętnie obśmiewaną w mediach jak nieszczęsny pan Sekuła; czy nie pokazuje się wyborcom, że są w gruncie rzeczy lekceważeni, a choćby ktoś poniósł nie wiadomo jak dotkliwą porażkę w demokracji bezpośredniej, samorządowej, to jednak i tak zostanie wypchnięty do góry za pomocą układów i układzików. Wreszcie, czy nikomu w śląskiej PO nie zaświeciło się czerwone światełko ostrzegawcze typu: na Boga, w sumie, co my najlepszego robimy? Wypychając kogoś takiego, cieszącego się tak kiepską opinią, mającego tak kiepską prasę, i to w chwili, kiedy poprzedni marszałek doszczętnie skompromitował zarząd województwa i całe lokalne struktury, a z Kolei Śląskich - bez kozery - śmiała się prawie cała Polska?
Odpowiedzi są dwie. Albo - jak wspominałem - pan Sekuła się nadał "z braku laku", albo też śląska PO naoglądała się zbyt wiele klasycznego kabaretu i opinia publiczna na Śląsku może jej zrobić dokładnie to, co "oni" mogli zrobić panu majstrowi Kobuszewskiemu. Jakakolwiek odpowiedź jest prawdziwa, to obie są naprawdę kiepskie i fatalnie świadczą o śląskich politykach Platformy.
Inne tematy w dziale Polityka