trescharchi trescharchi
2390
BLOG

Dola i niedola Władysława Serafina.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 31

 

„…tak naprawdę jednak pan Serafin nie jest już nikim znaczącym w stronnictwie, a w państwie naprawdę są poważniejsze problemy niż on…”. Powiedział to pan poseł Franciszek Stefaniuk, pełniący też obowiązki krajowego rzecznika dyscypliny w PSL. Nie można odmówić mu racji – o ile jednak tematem zastępczym może być wszystko od „mamy Madzi” po niedawny „czelabiński bolid” to jednak w przypadku czynnych polityków są pewne pryncypia o których zapominać nie możemy. Obojętnie kto jaką funkcję sprawuje i obojętnie jaką partię sobą reprezentuje. Ba, powiem nawet tak: rządzącym wolno mniej. Winni świecić przykładem i odpowiedzialnością za własne czyny, by nie utwierdzać społeczeństwa w przekonaniu że żyjemy w państwie świętych krów, gdzie odpowiednia legitymacja partyjna może zastąpić honor i poczucie wstydu. Wiem doskonale, że w III Rzeczypospolitej są to (niestety!) czcze hasła, ale jeśli nie zaczniemy tego wymagać od Naszych polityków – marny wówczas Nasz przyszły los.

Pan Serafin został przyłapany na jeździe bez prawa jazdy (stracił poprzednie za punkty) i znaczne (111 km/h) przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym. Pierwszą linią obrony polityka PSL była próba wyłgania się immunitetem unijnym (nie obowiązującym akurat w Sieradzu, gdzie doszło do zatrzymania), potem zaś – uciekanie w niewiedzę. I tak dotknięty „cudem niepamięci” pan Serafin wprawdzie otrzymał decyzję swojego starostwa o utracie uprawnień, ale przecież „…nikt zwrotu prawa jazdy od niego nie żądał…”. Oficjalne wyjaśnienia starostwa, podparte dokumentami z bezlitosnymi datami ujawniły bezwstydne, publiczne kłamstwo polityka ludowców, który mimo wszystko dalej traktował swoją wpadkę jako „…zemstę (…) inni członkowie PSL-u mają na sumieniu gorsze działania niż ja. Nie chciałbym wskazywać kumpli, jeżeli jednak będę musiał ujawnić takie rzeczy, to to zrobię…”. Abstrahując od szczeniackich gróźb, pasujących raczej do tłumaczeń niesfornego gimnazjalisty przed kluczową wywiadówką – no to po takich wynurzeniach pan Serafin (na logikę) nie miałby już czego w swojej partii szukać. Sam zresztą dodał, że za chwilę przestanie być członkiem PSL-u i zapowiedział oddanie legitymacji partyjnej. Nawet pan prezes Piechociński wypowiadał się publicznie, że najwyższy czas by „…pan Serafin pożegnał się ze stronnictwem…”. Już przesądzona sprawa miała zostać tylko przyklepana na spotkaniu gminnego zarządu PSL w Kłobucku, jako właściwego miejscowo do rozpatrywania sprawy Naszego bohatera.

Jakież więc było zaskoczenie wszystkich postronnych obserwatorów, gdy 51 członków koła PSL w Kłobucku (wszyscy obecni na posiedzeniu) głosowało tylko i wyłącznie za upomnieniem swojego kolegi (przy okazji – prezesa struktur w Kłobucku). Nikt nie gardłował za wyrzuceniem go z partii, nikt też nie wstrzymał się od głosu. Przynajmniej takie informacje podano później, bowiem dziennikarze na obrady wpuszczeni nie zostali, bynajmniej nie z powodu niechęci do mediów, po prostu decydujący o losach pana Serafina działacze to – jego cytując – „…prości ludzie (…) nie będę ich stresował obecnością kamer…”. „Wyborcza” dotarła do jakiegoś ludowca obdarzonego zdolnościami profetycznymi; ów jeszcze przed zebraniem prorokował, że będzie tak: partyjne doły ofukną pana Serafina (ot, właśnie to upomnienie) po to, by partyjna góra nie mogła już z nim nic zrobić. Bo przecież partia jest partią wielce demokratyczną i sąd partyjny (który groził panu Serafinowi) nie może karać biedaka dwa razy za ten sam jeden czyn. Wszystko potoczyło się dokładnie tak jak wspomniany działacz przewidział: rozanielony pan Serafin wyszedł w końcu przed mikrofony i kamery, po czym drżącym ze wzruszenia głosem wypalił „…koledzy przekonali mnie, bym nie rezygnował ponieważ pracuję z ludźmi na szczeblu gminnym i jestem im potrzebny…”.

A zatem furda ewidentne łamanie przepisów drogowych – ociekające hipokryzją zwłaszcza w obliczu nowego bicza (fotoradary) na piratów drogowych i zapowiedzi wielkiego planu poprawy bezpieczeństwa na polskich trasach, które snuli ministrowie Nowak i Cichocki. A zatem furda publiczne kłamstwa w sprawie swojego prawa jazdy i narażanie na kompromitację siebie i swoje ugrupowanie. Furda również po kolei: posługiwanie się nieważnym immunitetem czy – co chyba najpoważniejsze – oskarżenia o wyprowadzanie pieniędzy z budżetowych dotacji by pokryć swoje prywatne długi, ponoć za wiedzą i przyzwoleniem byłego ministra rolnictwa, pana Sawickiego? I nieważne są niedwuznaczne, ocierające się o szantaż dywagacje pana Serafina odnośnie bliżej niesprecyzowanych kolegów partyjnych (klasyczne: wiem, ale nie powiem!)? No, najwyraźniej na nikim w PSL-u nie zrobiło to specjalnego wrażenia. Ale przecież „…w państwie są poważniejsze problemy niż on…”.

Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że pan Serafin uznał – takie symboliczne ukorzenie się przed własnymi podwładnymi mającymi debatować o losach swojego lidera (już samo to jest w sobie absurdalne) sprawę załatwia. Dostał klapsa, ale może działać dalej, bez cienia wstydu i zażenowania. Bo przecież to wszystko tylko i wyłącznie „nagonka medialna” na doświadczonego działacza. To jest najgorsze. A najsmutniejsze jest to, że o sprawie dowiadujemy się tylko dlatego, że pan Serafin to Serafin – nazwisko głośne i znane. Ile jest takich Serafinów gdzieś w partyjnych dołach PSL, możemy tylko domniemywać. Sądząc jednak po pobłażliwości wewnętrznej dyscypliny w partii pewne jest, że cokolwiek nabroili, dalej pozostają Ludowcami.

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (31)

Inne tematy w dziale Polityka