Jest wzorcem z Servres jeśli chodzi o wykorzystywanie mediów do autopromocji. Gdyby nie próbował swoich sił w branży detektywistycznej, pewnikiem zrobiłby niezłą karierę jako prowadzący szkolenia dla ludzi chcących być „znanymi z tego, że są znani”. Kreując się na niezniszczalnego herosa – co świetnie zostało sparodiowane w serialu „Pitbull” – osiągnął taką pozycję na trudnym i wymagającym rynku, że dla ludzi którzy telewizję traktują jako nieomylną wyrocznię stał się nieomal ostatnią deską ratunku. Były lata tłuste, były też chude, jak wówczas gdy nieudanie flirtował z polityką (ciekawym, czy pan premier Leszek Miller pamięta swojego „kolegę” partyjnego) czy zaplątał się w mało przejrzyste interesy owocujące nader częstymi wizytami w sądach i prokuraturach. Tak zwana sprawa „małej Madzi” spadła mu jak manna z nieba i kolejne (chociaż podszyte ludzką tragedią) dobrodziejstwo od losu wykorzystał w stu procentach. Znów był wszędzie, znów był rozpoznawany, znów rozpoczął się jego flirt z tabloidami, chciwie łaknącymi najbardziej bzdurnych informacji z życia prywatnego detektywa bez licencji. Ugruntował swoją pozycję – a nawet zyskał sympatię telewidzów, wchodząc w buty ofiary – po głośnych wywiadach w TVN, gdy był nieobiektywnie i emocjonalnie „maglowany” przez gwałcące wszystkie standardy dziennikarskie panie Olejnik i Kolendę – Zaleską. I tak oto jeszcze raz odziany w czarne okulary „detektyw” jawił się rozgoryczonym i pokrzywdzonym ludziom jako ostatnia nadzieja.
Pal licho, gdy wynajmowano go (albo sam „się wynajmował”) w sprawach prywatnych; ostatecznie każdy ma prawo do wydawania własnych pieniędzy tak, jak mu się podoba – a jeśli w dodatku przełknie wysokie ceny i zgodzi się na wywlekanie szczegółów swojego życia na pastwę mediów, to pan Rutkowski jest dlań najlepszym rozwiązaniem. Gorzej, gdy ów samozwańczy bohater miesza się w sprawy władz państwowych. Ponoć w Koniecpolu, miasteczku w powiecie częstochowskim źle się dzieje. Upadek Koniecpolskich Zakładów Płyt Pilśniowych – najważniejszego i największego pracodawcy w regionie – doprowadził do frustrującego, dwucyfrowego bezrobocia. Wiadomo, ludzie winić kogoś muszą i prędko odpowiedzialnego znaleźli: jest nim burmistrz. Zaniedbał rozmowy z potencjalnymi inwestorami i zakład zwinął działalność. Toleruje w miasteczku korupcję i nepotyzm. Ot, taka Polska w miniaturze – takich mieścin z lokalnymi „królikami” jest całe mnóstwo. Dlatego do „akcji” wkroczył pan Rutkowski. Wprawdzie nie jest przez nikogo zatrudniony (działalność pro publico bono?) ale „miał wiele sygnałów” od mieszkańców i postanowił im bezinteresownie pomóc, bo problemy Koniecpola leżą mu na sercu.
Pan Rutkowski powtarza zarzuty lokalnej społeczności pod adresem burmistrza. Oto zbudowano ośrodek zdrowia za ponad 9 milionów złotych – tymczasem dziś przyjmuje w nim słownie jeden lekarz, zaś pozostałe pokoje stoją nie używane. Otwarto Orlika i natychmiast go zamknięto („bo zima”). Przez rzekę Pilicę przerzucono nowiutki most, mimo że na drugim brzegu nie ma żadnej drogi. Niedokończona budowa siedziby OSP stoi i straszy od wielu lat. Zdaniem pana Rutkowskiego skandalem jest fakt, że Śląski Urząd Marszałkowski przyznał sześciomilionową dotację na rewitalizację miasteczka; to przecież „…wstyd dla Polski, że przyznaje się pieniądze gminom, które są niegospodarne…”. Ponieważ jest człowiekiem czynu, natychmiast zabrał się do roboty. We wtorek miał przybyć do miasta by spotkać się z jego mieszkańcami – odzew był spory, do specjalnie wynajętej salki parafialnej przyszło blisko dwieście osób, w tym najbardziej zainteresowany, czyli pan burmistrz Józef Kałuża. Niestety pan Rutkowski w ostatniej chwili przyjazd odwołał, a skarg i wniosków wysłuchali przysłani przezeń pracownicy – na otarcie łez mieszkańcy mieli okazję wysłuchać nieomal orędzia ich przyszłego wybawcy, wygłoszonego (i to prawie przez 10 minut!) za pośrednictwem Skype’a. Obiecał im wszelką pomoc, to jest poprowadzenie śledztwa „…wykazującego niegospodarność burmistrza, które później doprowadzi do jego odwołania…”.
Pan burmistrz Kałuża oczywiście broni się przed zarzutami – według niego za swoją pracę podczas pięciu długich i trudnych kadencji powinien „dostać order” nie zaś być „obiektem niewybrednych ataków”. Rzeczywiście, zbudowany wielkim kosztem ośrodek zdrowia „na razie nie jest w pełni wykorzystywany”, ale ponoć toczą się intensywne rozmowy z Polską Grupą Medyczną gotową ściągnąć do Koniecpola specjalistów wszelkiej maści. Dzięki milionom z Urzędu Marszałkowskiego miasteczko będzie „najpiękniejszym między Częstochową a Kielcami”. Co do Orlika, to otworzy się go natychmiast na wiosnę.
Wiadomo, jaka jest specyfika małych miasteczek – każdy każdego zna, każdy z każdym jakoś jest związany i nie ma sensu komplikować i tak trudnego życia robiąc sobie wrogów. Może właśnie dlatego na spotkanie – mimo że każdy na władzę (poza burmistrzem oczywiście) narzekał – nikt żadnych obciążających dokumentów czy dowodów nie przyniósł. Nie słychać też w Koniecpolu o planach zorganizowania referendum w sprawie odwołania rzekomo tak niekompetentnej ekipy. Na razie jest więc sytuacja patowa – i trudno zgadnąć, jak miałoby wyglądać ewentualne „śledztwo” ekipy pana Rutkowskiego.
Tyle tylko, że od takich spraw są odpowiednie instytucje. Jest RIO, jest NIK, jest wojewoda i marszałek województwa, jest CBA, prokuratura, niemal wszyscy święci w państwie. Jasne, że każdemu obywatelowi robi się niedobrze, gdy trzeba coś z urzędnikami załatwić, przebić się przez biurokratyczny beton i gąszcz niezrozumiałych przepisów. Ale mimo wszystko – od tego właśnie te instytucje są, w dodatku utrzymywane za tychże mieszkańców pieniądze z podatków i im mające w założeniu służyć. Albo gramy według reguł które sami zaakceptowaliśmy i zobowiązywaliśmy się przestrzegać, albo machnijmy ręką na kodeksy i niech każda społeczność w każdym mieście wytypuje swojego Rutkowskiego do medialno-cyrkowego rozliczania władzy przed obliczem mikrofonów i kamer. Ktoś z władz nadrzędnych – może marszałek województwa, może wojewoda – powinien zareagować zdecydowanie i stanowczo. Wysłać łebskiego przedstawiciela i zorganizować analogiczne spotkanie, na którym jasno i klarownie wytłumaczy się zdenerwowanym ludziom jak wygląda procedura postępowania w takich wypadkach. Że stoi za nimi państwo prawa i nie ma potrzeby uciekania się do metod „ostatnich sprawiedliwych” rodem z Dzikiego Zachodu. Im szybciej to zrobią – tym lepiej. Nie można doprowadzić do stworzenia takiego precedensu.
Inne tematy w dziale Polityka