Dobra wiadomość jest jedna. Pan minister Paweł Graś – wyjątkowy kłamczuszek na odpowiedzialnym i medialnym stanowisku – nie ma aż takich wpływów w Platformie jak dotąd sądziliśmy. Osobliwie przypomina przysłowiowego Murzyna: bierze „na klatę” wszystkie drwiny jakie musi wypowiadać, by obronić kolejny poroniony pomysł tego rządu, czy zarywając nockę spotyka się z właścicielem poczytnej gazety w całkowicie normalnej i obecnej w każdej zdrowej demokracji relacji towarzyskiej na linii rządzący – media. Wiele wysiłku włożył w budowanie swojej pozycji przy panu premierze, który docenia go wprawdzie (nie dymisjonuje ani po kłamstwach wypowiadanych publicznie, ani po kompromitującej „niemieckiej” aferze, ani po zarzutach prokuratorskich i udowodnionym przez grafologa fałszowaniu podpisów) ale nie daje mu w pełni rozwinąć skrzydeł. Bowiem pan minister Graś bardzo chciałby odpowiadać za służby specjalne w Polsce. Wydawałoby się przeto, że wysiudanie pana Bondaryka z ABW to sukces kamaryli pana Grasia i sprawa wreszcie ruszy do przodu. Ale pan premier niestety po raz kolejny zagrał panu rzecznikowi na nosie. Generał Bondaryk wraca do gry.
Od połowy zeszłego roku wespół z ABW Ministerstwo Obrony Narodowej prowadzi projekt naukowo – badawczy. Efektem finalnym ma być powołanie Narodowego Centrum Kryptologii, środki zapewnia grant (10 milionów złotych) pochodzący z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Oczywiście to dopiero pierwsze śliwki robaczywki, zbudowanie służby specjalnej z prawdziwego zdarzenia potrzeba kilkuset milionów złotych - i właśnie ta kwota może najbardziej przekonywać do teorii, że jest to jednak dyskusja czysto akademicka. Bo w budżecie takich środków nie ma i nie będzie. Zresztą – o Narodowym Centrum Kryptologii parlamentarzyści nigdy oficjalnie się nie dowiedzieli. Opozycja wskazuje, że – jakkolwiek to może być dobry pomysł – nijak to się ma do zapowiedzi Platformy Obywatelskiej o ograniczaniu liczby służb specjalnych i ich roli w państwie. O święta naiwności; gdyby naprawdę wierzyć w jakąkolwiek zapowiedź pana premiera i jego współpracowników, człowiek mógłby się jej spełnienia nigdy nie doczekać.
Na czym ma polegać działalność nowej służby? Otóż pan generał Bondaryk, jeszcze szefując ABW kładł duży nacisk na odbudowanie polskiej szkoły kryptografii. Poniekąd po to, byśmy sami mogli opracować i stosować nowoczesne i bezpieczne metody szyfrowania łączności najważniejszych osób w państwie bez konieczności zlecania takiej roboty firmom z innych państw. Tymczasem jakiś czas temu zatrzymano (i skazano na trzy lata) rosyjskiego agenta wywiadu wojskowego, który wykorzystał rozwiązanie komórki zajmującej się kontrwywiadem radiowym i tym sposobem komunikował się z Moskwą. To kolejny asumpt do ponownego rozważenia, czy rzecz by nam się przydała. Teoretycznie na pewno tak, o ile wykona się wszystko bez opóźnień i bardzo profesjonalnie, a biorąc pod uwagę sposoby zarządzania państwem przez Platformę Obywatelską – rzecz może być wielce dyskusyjna. Projekt ma też pewien kontrowersyjny element – prowadzenie nasłuchu elektronicznego. Za tą nazwą kryje się miedzy innymi skuteczne monitorowanie Internetu pod dowolnym kątem. Systemy takie, nadzorowane przez odpowiednie służby istnieją w innych krajach, choćby Wielkiej Brytanii (gdzie nie przejdziesz ulicą nie będąc w oku kamery) czy w Stanach Zjednoczonych. W Polsce ruch oburzonych przeciwko ACTA najwyraźniej zmusił rząd do opracowywania takich metod „w podziemiu”. Ale prace są zaawansowane zgodnie ze starą zasadą naukowców – projekt rozpoczyna się wówczas, gdy przyznane są nań środki. A grant jest już zaklepany. I tym właśnie zajmuje się pan generał Bondaryk, aż do połowy roku oddelegowany do pracy w MON.
Teraz pozostaje pytanie: co dalej z wynikami tych prac zrobi Platforma Obywatelska. Niewątpliwie autorzy dadzą radę przedstawić efekt swoich działań jako absolutnie niezbędny dla bezpieczeństwa państwowego, wplatając w to tak popularne ostatnio terminy jak „cyberterroryzm” czy ataki hakerów. Może nawet uda się im powiązać rzecz ze słynną „mową nienawiści”, która jednak utknęła na razie w zakamarkach ministerstwa „pracowitego inaczej” pana ministra Boniego. Jeśli rząd uwierzy – no to wówczas trzeba będzie odpowiednio rzecz dotować (setki milionów złotych, przypominam), ale przede wszystkim zmienić ustawy. Tego typu reformy zaś są wdzięcznym tematem ataków opozycji, bo kto jak kto, ale brat Polak na swoją wolność jest bardzo czuły i nie lubi, gdy rząd zagląda mu pod pierzynę czy do komputera. Najpewniej będzie tak: puści się „balona” próbnego. Stacje telewizyjne zaroją się od ekspertów wszelkiej maści, pani redaktor Olejnik zaprosi do studia kilku spacyfikowanych opozycjonistów z PRL, którzy zapewnią społeczeństwo że prawdziwy „Wielki Brat” był tylko jeden i już nie istnieje, a teraz jesteśmy ostoją wolności, o ile oczywiście do władzy nie dojdzie pewna, jak to ujął pan Olbrychski, niemal bolszewicka partia. Wszystko jednak pójdzie na marne, bo ludzie i tak oprotestują tego typu pomysły. A wówczas rząd posłusznie podkuli ogon (tak jak w sprawie ACTA), machnie ręką na 10 milionów złotych z grantu, odczeka chwilę i spróbuje wprowadzić to wszystko kuchennymi drzwiami.
Bo nowa służba, to nowe etaty. Nowe dowództwo – w sam raz dla zasłużonego pana generała Bondaryka. Jeśli dodamy do tego często powtarzaną wersję, jakoby pan premier Tusk na służbach zupełnie się nie znał i nie chciałby mieć z nimi nic wspólnego (niechaj decydują inni) – to możemy mieć bardzo ciekawą sytuację.
Inne tematy w dziale Polityka