trescharchi trescharchi
2470
BLOG

Europejscy "przyjaciele" Ziobry.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 14

 

Ja doskonale wiem, że większości Polaków zupełnie nie interesuje co robią europosłowie w Brukseli. Zdaję sobie sprawę z tego, że lwia część eurodeputowanych podziela to samo uczucie – w końcu czy się stoi, czy się leży, tysiące euro się należy. Stąd o wiele mocniejsza aktywność w kraju ojczystym niż w miejscu pracy, z przynoszącymi „chlubę” Polsce wyjątkami typu pan europoseł Tadeusz Zwiefka z Platformy Obywatelskiej i jego przygody z obecnością na posiedzeniach. Politycy wszystkich partii korzystają z tego, że pies z kulawą nogą nie interesuje się wydarzeniami w Brukseli (media obficie informują zazwyczaj tylko w przypadku jakiejś awantury, np. nazwaniem kogoś per „kapo”) i zawierają nadzwyczaj interesujące sojusze. Chociaż egzotyczne byłyby tu słowem o wiele lepszym. A ponieważ rzecz dotyczy Solidarnej Polski, partii mającej w zanadrzu na każdą okazję mnóstwo górnolotnych określeń o patriotyzmie i nowej jakości w polityce – to robi się jeszcze ciekawiej.

Najmniejsza frakcja w Parlamencie Europejskim to Europa Wolności i Demokracji. Nie ma długiej historii: powstała po ostatnich wyborach i skupia pojedynczych posłów z eurosceptycznych partii kilku krajów. Gdy pan Ziobro i jego kompanioni rozstali się (inna wersja to „zdradzili” – acz już nieodżałowany Kaczmarski śpiewał, że „polityk nie zna słowa zdrada”) z PiS-em, dołączyli właśnie do tej wesołej gromadki, grupującej ekstremę nad ekstremami. Nie ukrywającej przy tym, że – z racji owego sceptycyzmu do Unii – wybrali piękną drogę Konrada Wallenroda, to jest rozwalenie brukselskiego molocha od środka. Wykoncypowali sobie od razu, że najlepiej będzie to zrobić drenując budżet europarlamentu (premie, diety, nagrody, pieniądze na działalność) i dalibóg, „walczą” z Unią bardzo cierpliwie.

Liderem tej sympatycznej frakcji jest pan Nigel Farage, sprawdzony przyjaciel Polski („ja nie chcę być w Unii z Polską”) i wielki zwolennik zjednoczonej Europy („Unia Europejska przekształca się w twór podobny do Związku Radzieckiego”). Bliskim kolegą pana Farage jest pan Bloom, który uwielbia rzucać w stronę niemieckich deputowanych hasła nazistowskie, a przy okazji nie raz przemawiał w nobliwej sali europarlamentu po kilku głębszych. Trójkę wesołych Brytyjczyków zamyka pan Helmer, pomysłodawca podzielenia (w prawie karnym) gwałtu na dwa rodzaje: gwałtu dokonanego przez obcego (a więc „złego gwałtu”) i tak zwanego „gwałtu randkowego”, dokonanego przez kogoś, z kim ofiara się umówiła – a zatem przez to „bez wątpienia ponosi część odpowiedzialności za to, że wywołała nieuzasadnione oczekiwania chłopaka”. Przy innej okazji dziarski, 70-letni ekspert od penalizacji gwałtów bąknął coś o tym, że kościół katolicki jest „zorganizowaną pedofilią”.

Jako się rzekło – frakcja jest międzynarodowa. Są tam też Włosi z Ligi Północnej. Na przykład pan, który żądał (i żąda do dziś) ujawnienia przez kraje członkowskie wszystkich ich dokumentów odnośnie UFO. Nie ukrywajmy, że w okresie powszechnego rozkwitu Unii Europejskiej i nieprzerwanej hossy strefy euro jest już czas najwyższy by zająć się takimi nie cierpiącymi zwłoki sprawami. Ów Włoch w przerwach między tropieniem „Onych” oblewał wodą afrykańskie prostytutki celem „oczyszczenia”, podpalał rzeczy bezdomnych imigrantów, wielbił Muammara Kaddafiego i był „przyjemnie zaskoczony” celnością politycznego manifestu Andersa Breivika. A, byłbym zapomniał – wylewał krokodyle łzy nad tym, że niesławny generał Ratko Mladić nie zdołał (może raczej – nie zdążył) powstrzymać na dobre ekspansji muzułmanów w Europie.

Ugrupowanie pana Ziobry dba też o rozwój dobrosąsiedzkich stosunków z Litwą. Stąd decyzja o współpracy z tamtejszą partią Porządek i Sprawiedliwość (zbieżność nazw przypadkowa). Litewskim PiS-em rządzi pan europoseł Paksas, usunięty kilka lat temu z urzędu prezydenta Litwy. Oskarżano go wówczas o korupcję i współpracę z KGB, aczkolwiek sąd później skasował większość zarzutów. Smaczku sojusznikom ziobrystów dodaje też Francuz, autor sloganu „polski hydraulik” straszącego Zachód przed otwarciem rynku pracy dla Polaków i szturmem „półdzikich, niewykształconych hord” na bogaty socjal i dobre pensje.

Kolegą pana Ziobry w Europarlamencie jest też Greczynka z partii, której lider neguje Holokaust a ona sama popiera ACTA i wspiera odchodzenie energetyki wspólnoty od węgla. Nie trzeba przypominać, jaki wpływ miałoby to na naszą gospodarkę. Inny kolega – Duńczyk – był skazany za propagowanie nienawiści rasowej, a tak poza tym od czasu do czasu zdarzy mu się zamówić przysłowiowe „pięć piw”. Całkiem wesoła menażeria, nieprawdaż? „Rzeczpospolita” dotarła do pana Kurskiego. Ów załamał ręce i odpowiedział dokładnie tak, jak oczekuje się od dojrzałej nowej jakości na polskiej scenie politycznej: no tak, „każdy ma swój folklor”, ale przecież „Platforma jest we frakcji z kumplami Steinbach, a PiS z tymi co promują małżeństwa homoseksualne”. Jeśli takie tłumaczenie rodem z podstawówki ma usprawiedliwić ziobrystów, to ja bardzo dziękuję, najwyraźniej pojmuję odpowiedzialność polityczną nieco inaczej niż pan Kurski.

Zresztą, wszyscy brukselscy politycy pana Ziobry – od pewnego czasu kombinujący zawzięcie, jak zapewnić sobie kolejną popłatną kadencję – dystansują się od swoich „kolegów”. Ponoć najważniejsze jest to, że we frakcji mają całkowitą wolność w głosowaniach, a to oznacza, że nie we wszystkim muszą się zgadzać. Ale odpowiedź, dlaczego ta obiecująca nową jakość (przepraszam, że się tego tak uczepiłem, ale nie podoba mi się ciągłe szermowanie tym wyświechtanym słowem przez polityków przyssanych do państwowego koryta od kilku dobrych lat) partia wybrała sobie taką grupę do komitywy jest całkiem prosta. Każdy deputowany otrzymuje konkretne pieniądze na promocję działalności politycznej. Sojusz w którym są ziobryści przeznacza na to ponad milion euro rocznie. Gdy eurodeputowani pana Ziobry byli w poprzedniej frakcji, musieli oddawać na wspólny cel o wiele więcej swoistego „podatku”. Teraz oddają po 15 procent przyznanych na łebka środków – a za resztę, za te niebagatelne kwoty mogą po raz kolejny reanimować finansowymi kroplówkami tego pozbawionego krajowych środków z budżetu trupa Solidarnej Polski. Partii nie potrafiącej – mimo znanych i kojarzonych nazwisk z pierwszej linii – przekonać do siebie Polaków ani pomysłami, ani bezbarwną i pozbawioną charyzmy osobą lidera.

Warto jednak zaznaczyć, że pan Kurski stanowczo zaprzecza: „przecież nie jesteśmy razem dla pieniędzy”. Czym sam się kompromituje swoją drogą, bowiem bliskość ideowa z takimi ludźmi jak ci opisywani powyżej jest cokolwiek przerażająca i wystawia ziobrystom fatalne świadectwo. Poza tym nie zapominajmy o mądrym przysłowiu – z kim przestajesz, taki się stajesz. I żadne to pocieszenie, że PO się wącha z niemieckimi „rewanżystami” a PiS w zakamuflowany sposób (przyjmuję optykę pana Kurskiego) popiera małżeństwa homoseksualne. Jest się za co wstydzić, panie Ziobro i panowie koledzy pana Ziobry. Wejście w komitywę z ludźmi niechętnymi Polsce tylko po to, by przeznaczyć więcej pieniędzy na partię – to nie jest w porządku.


trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka