trescharchi trescharchi
2123
BLOG

O roli kobiet w polityce.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 27

 

Ruch Palikota poruszył w Sejmie dość ciekawy temat. Problemy są dwa. Po pierwsze – Ruch Palikota. Po kolejnych szopkach, sprowadzających poważne wydawałoby się sprawy (świeckość państwa, legalizacja „miękkich” narkotyków) do medialnego cyrku partia ta wyzuła się z wszelkiej wiarygodności. Po drugie – to, co proponują działacze nowoczesnej „lewicy” jest dość kontrowersyjne. I nosi w sobie wszelkie zadatki na to, by skutek okazał się dokładnie odwrotny niż oczekiwania. Ale po kolei.

Pan poseł Artur Dębski z RP wyjawił pogląd – całego swojego ugrupowania – jakoby tylko przymus ustawodawczy pozwoli kobietom przebić się do polityki. Dlatego rzucają pomysł, szczytne hasło: połowa miejsc na listach wyborczych dla płci pięknej! Pod groźbą wszelakich możliwych sankcji. Szukając analogii trzeba by się cofnąć do ustroju słusznie minionego, gdzie na różnorakich listach istniał obowiązek umieszczenia konkretnej liczby osób o konkretnym „pochodzeniu”, najlepiej robotniczo – chłopskim. Mało w tym nowoczesności, nie wspominając o dość kłopotliwej w gruncie rzeczy konstatacji: oto ci „nowocześni” mający usta pełne pięknych słów o jak najmniejszej roli państwa w życiu obywatela chcą jednocześnie decydować o tym, kto do różnych stanowisk kandydować może, a kto nie. Bo bez trudu można sobie wyobrazić sytuację – panie wybaczą mój samczy seksizm – w której na listy nie zostanie wciągniętych paru konkretnych, pomysłowych mężczyzn. Z racji tych właśnie ustawowych obostrzeń. Czy na pewno tędy droga?

Pan poseł Andrzej Halicki, którego popieram chyba po raz pierwszy w życiu widzi sprawę inaczej. Tego typu przymusy de facto uwłaczają kobietom. Zgadzam się z jego zdaniem w całej rozciągłości. Ustawowy obowiązek dzielenia listy fifty – fifty może spowodować prawdziwą łapankę w regionach zdominowanych dotąd przez mężczyzn. A wbrew temu co twierdzą feministki (te prawdziwe, nie farbowane rzeczniczki własnych fobii i interesów w postaci pań Środy czy Szczuki) – kobiet do polityki nie garnie się aż tak wiele. W dzisiejszej Polsce matki dzieciom mają o wiele więcej obowiązków na głowie, niż czasochłonne i kosztowne zabawy w rządzenie i kandydowanie. Jak sądzę, taka ciągnięta na listę wyborczą za uszy – może nawet wbrew sobie – pani musiałaby czuć się niekomfortowo wiedząc, że w gruncie rzeczy służy tylko jako „słup” do wypełnienia ustawowych minimów. Poza tym, co da się zauważyć obserwując dzisiejsze i poprzednie rozdania sejmowe – jakość nie oznacza ilość, dotyczy to zresztą obojga płci. Nie ma żadnej gwarancji, że za pomocą takich kuglarskich sztuczek prawnych przyciągnie się na listy wyborcze wartościowe (z politycznego punktu widzenia) kobiety. Obawiam się raczej, iż na listach zaroi się od „cwaniaczek” wykorzystujących swoją uprzywilejowaną pozycję – bo przecież znaleźć się muszą. Bynajmniej nie piszę tego po to, by się na płci pięknej wyzłośliwiać. W polityce, zwłaszcza tej lokalnej (spójrzcie, drodzy Czytelnicy na swoich radnych miejskich czy gminnych – toż to w większości Sodoma i Gomora) tak już po prostu jest, że obietnica diet i jakiejś cząstki „waadzy” przyciąga, delikatnie mówiąc, ludzi różnego autoramentu.

SLD tradycyjnie nie chce mieć z Ruchem Palikota nic wspólnego, więc popiera drugi pomysł jaki pojawił się w Sejmie. Parlamentarna Grupa Kobiet (między innymi panie Grodzka, Szmajdzińska, Łybacka, Nowicka, Radziszewska i Pitera; przy czym ciągle uparcie powtarzam, że dwie ostatnie za swoje żenujące wyłudzanie – inaczej się tego nie da nazwać – pieniędzy publicznych za pełnienie funkcji na których nic nie robiły powinny odpocząć od Sejmu gdzieś na dwie kadencje) proponuję tak zwaną metodę suwaka. Czyli raz kobieta (kobiety przodem – zawsze!) raz mężczyzna i tak dalej. W ten sposób na liście wyborczej ułożyłaby się satysfakcjonująca wszystkich zainteresowanych. Najrozsądniej dla mnie – bez robionej na siłę poprawności politycznej, galopującej niezmordowanie w stronę absurdu – wypowiada się w tej kwestii pani poseł Szydło z PiS. Jej zdaniem żadna tam płeć, tylko kompetencje i wolna wola powinny decydować o tym, kto na listach wyborczych się znajdzie. Wprawdzie zapomniała dodać, że w partii typu PiS (wodzowska) nad płcią, kompetencjami i wolną wolą jest jeszcze namaszczenie przez prezesa, ale nic to. Nie tylko PiS, także Platforma uwielbiają robić sobie dziecinne żarty z dziennikarzy, gdy z marsową miną powtarzają, że w ich partiach jest pełna demokracja.

Na koniec wrócę jeszcze raz do przedstawiającego ichniejszy projekt w imieniu Ruchu Palikota pana posła Dębskiego. Otóż parlamentarzysta ten uważa, że partie w Polsce są „samcze”, nie precyzując przy tym, czy także swoją ma na myśli. Chyba również, bo wystarczyło tylko by hołubiona dotąd (jako kobieta i obrończyni praw kobiet) pani Wanda Nowicka zrobiła coś wbrew woli polityków ugrupowania – a natychmiast została przez „samców” ogłoszona „geszefciarą” a jej zachowanie (przepraszam, cytuję) „politycznym kurestwem”. Już nie wspominając o tym, jak pięknie lider Ruchu, pan poseł Palikot odnosił się do śp. pani Gęsickiej („polityczna prostytucja” bodajże) czy do własnej byłej żony, która wyczerpująco opowiedziała o jego „tolerancji” i „byciu dżentelmenem” w głośnym wywiadzie dla Wprost. A zatem, po chwili tej wulgarnej (standardy Ruchu są jakie są) dygresji możemy skonkludować: „samce” są istotnie wszędzie i wszędzie tak samo nie szanują kobiet. Miło zatem, że Ruch Palikota belkę w swoim oku zobaczył i postanowił coś zmienić.

Tylko czy kobietom naprawdę jest to potrzebne? Czy nie upokarza ich bardziej ciągnięcie do polityki na siłę, byleby tylko proporcje się zgadzały i zachowana została „postępowość”? To trochę tak jak z panią Grodzką; członkowie Ruchu Palikota bardzo chcą ją wypchnąć do Brukseli, bo – jak sami przyznali – zjeżdżać się wtedy na oględziny tej sensacji będą różne telewizje i prasa. W wypadku tych propozycji zmian na listach wyborczych nasuwa się podejrzenie, że jest to dokładnie takie samo przedmiotowe traktowanie kobiet – pod płaszczykiem walki o ich prawa. Jeśli ktoś ma umiejętności (chociaż to akurat czasem wręcz przeszkadza), znajomości i dużo wytrwałości z pewną dozą szczęścia – w ławach sejmowych wcześniej czy później zasiądzie. Niezależnie od tego czy jest kobietą czy mężczyzną. I taki system jest chyba o wiele bardziej sprawiedliwy niż sztuczny podział fifty – fifty i poszukiwanie – przepraszam za określenie – na gwałt jakichś pań do zapełnienia listy.

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (27)

Inne tematy w dziale Polityka