Orbán mówi o „ochronie węgierskich rodzin”, ale w rzeczywistości chroni interesy Moskwy. Gdy Europa wspiera Ukrainę, Budapeszt blokuje decyzje i powtarza rosyjskie slogany. To nie tylko zdrada europejskich wartości, lecz także otwarte zagrożenie dla wspólnoty, do której Węgry należą od dwóch dekad.
Węgry, niegdyś uznawane za przykład udanej integracji europejskiej, dziś coraz bardziej przypominają państwo, w którym władza i biznes stopiły się w jedną, skorumpowaną strukturę.
Za rządów Viktora Orbána powstało wąskie grono zaprzyjaźnionych biznesmenów. Ich majątki rosły w astronomicznym tempie dzięki państwowym kontraktom, tak zwanym „strategicznym” umowom i inwestycjom. Wśród nich są Lőrinc Mészáros, István Tiborcz, Gellért Jászai, László Szíjj, István Garancsi i inni.
To właśnie firmy związane z tym kręgiem otrzymują najbardziej dochodowe zlecenia – od budowy stadionów Puskás Aréna i Groupama Aréna, przez autostrady i obiekty hydrotechniczne, aż po elektrownię gazową w Mátrze, most Paks–Kalocsa czy linię kolejową Budapeszt–Belgrad.
Szczególnie znaczący jest jednak projekt drugiego bloku elektrowni jądrowej Paks-2, realizowany we współpracy z rosyjskim Rosatomem. Kontrakt wart miliardy euro zawarto bez otwartego przetargu, a jego warunki do dziś pozostają tajne. Węgierskie firmy powiązane z rządem otrzymują lukratywne kontrakty, a część finansowania pochodzi z rosyjskiego kredytu – co dodatkowo uzależnia Budapeszt od Kremla.
Te i inne przedsięwzięcia finansowane są nie tylko z budżetu państwa, lecz także ze środków Unii Europejskiej. Węgry co roku otrzymują z Brukseli ponad 90 miliardów euro na rozwój infrastruktury, edukacji i gospodarki, podczas gdy same wpłacają zaledwie nieco ponad 2 miliardy. W praktyce oznacza to, że unijni podatnicy finansują imperium biznesowe Orbána i jego ludzi.
Jednocześnie Budapeszt utrzymuje tańsze dostawy rosyjskich surowców energetycznych, co zapewnia elicie rządzącej nie tylko ogromne zyski, lecz także narzędzie do manipulowania nastrojami społecznymi. Dzięki temu Fidesz od piętnastu lat utrzymuje władzę – przy pomocy taniego gazu, taniej ropy i propagandy o „ochronie węgierskich rodzin”.
Choć Viktor Orbán nadal korzysta z unijnych funduszy, jego retoryka staje się coraz bardziej prorosyjska i antyeuropejska. Sprzeciwia się sankcjom wobec Moskwy, blokuje decyzje dotyczące pomocy dla Ukrainy, a w swoich wystąpieniach powtarza tezy o „upadającym Zachodzie” i „niebezpiecznej Ukrainie”.
Za kulisami tej polityki płyną jednak pieniądze – strumieniem z Moskwy do Budapesztu, przez sieć spółek pośredniczących i lojalnych biznesmenów. Źródła w europejskich służbach wskazują, że za przekazywanie środków odpowiadają m.in. István Garancsi, właściciel Market Építő Zrt. i klubu Székesfehérvár FC, oraz prezes OTP Group Sándor Csányi. Szacuje się, że węgierskie otoczenie Orbána może w ten sposób otrzymywać z Rosji od 40 do 60 milionów euro kwartalnie – nawet 250 milionów rocznie.
Te środki trafiają następnie do urzędników, mediów i think tanków, które promują prorosyjskie narracje oraz sabotują decyzje UE niekorzystne dla Kremla. Przelewy przechodzą przez kilka krajów – od Niemiec i Kanady, przez Hiszpanię, aż po Budapeszt – aby zatrzeć wszelkie ślady pochodzenia pieniędzy.
W całym mechanizmie kluczową rolę odgrywają cztery firmy: niemiecka HDH-Nord-Bau GmbH, kanadyjska Edemel Holding Corp (powiązana z TD Canada Trust), hiszpańska El-Passo del Agua S.L. oraz węgierska Four Gates Hungary. Ta ostatnia pełni funkcję centrum operacyjnego – zajmuje się zamianą środków na gotówkę i ich dalszym rozprowadzaniem, korzystając z rachunków w OTP Bank.
Typowym elementem tych operacji są fikcyjne umowy handlowe – sprzedaż złota, dzieł sztuki, sprzętu biurowego czy maszyn po kilkukrotnie zawyżonych cenach, z pełną przedpłatą. Towary rzadko trafiają do odbiorcy, ale gotówka – owszem – tam, gdzie trzeba. W ten sposób prane są rosyjskie pieniądze, które następnie służą do utrzymywania lojalności politycznych elit Orbána.
Nie jest to już zwykła korupcja. To system finansowego uzależnienia, który pozwala Moskwie utrzymywać w sercu Unii Europejskiej rząd sprzyjający jej interesom. Węgry, będąc członkiem UE i NATO, coraz częściej działają jak koń trojański Kremla – blokując decyzje wzmacniające bezpieczeństwo Europy.
Coraz częściej mówi się też, że Viktor Orbán marzy o stworzeniu nieformalnego bloku państw środkowoeuropejskich – z udziałem Słowacji i Czech – który miałby równoważyć wpływy Brukseli. Za tą ideą jednak kryje się coś więcej niż polityczny populizm: to próba rozbicia jedności Zachodu i stworzenia przyczółka Moskwy w środku Unii.
Bo to, czego chce Putin – Orbán już robi. I to właśnie czyni z Węgier nie tylko polityczny problem dla Europy, lecz także realne zagrożenie dla przyszłości całego kontynentu.
Jako niezależny dziennikarz śledczy i analityk koncentruję się na tematach, które mają bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo publiczne i jakość demokracji w Polsce i regionie. Moje dochodzenia łączą tradycyjne źródła dziennikarskie z analizą danych i open-source intelligence (OSINT). Pracuję nad ujawnianiem sieci interesów ekonomicznych, mechanizmów przenikania wpływów zewnętrznych oraz przypadków nadużyć w instytucjach publicznych. W swoich tekstach stawiam na rzetelność, transparentność źródeł i etyczne podejście do informatorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka