Ciężko jest być kapo, lub jego odpowiednikiem w mniej brutalnych warunkach. To pozycja z góry skazana na klęskę, nawet przy dobrych intencjach. Jesteś członkiem społeczności, którą masz trzymać na łańcuchu tak, by się za bardzo nie szarpała, bo jak zacznie się szarpać za mocno - przyjdzie ten, co naprawde ma władzę i zrobi masakrę. Oczywiście - przechodząc na stronę wroga nie zyskujesz wielu przyjaciół. Myślisz sobie 'gdyby na moim miejscu był ktoś gorszy, zginęłoby więcej ludzi, ja więc ratuję kilka osób przez to, że jestem mniejszym sukinsynem niż mógłbym być'.
I z jednej strony jest to racja. Zawsze mógł być ktoś gorszy. Lepiej, gdy na takim stanowisku jest ktoś, kto choć trochę szanuje życie ludzkie. Bo mógł być sadystyczny zboczeniec.
Stan wojenny - mniejsze zło. Tak tłumaczy generał. I ja wierzę, że on w ten sposób postrzegał ten wybór. Wiem też, że wojska radzieckie na pewno były zwarte i gotowe wtedy. A skąd wiem ? A dawno temu odwiedził moją rodzinę pewien Litwin ze swoją rodziną. To były czasy, gdy uczniowie na języku rosysjkim pisali listy do nieznajomych ze Związku Radzieckiego. Czasem te kontakty przeradzały się w coś innego. Moja siostra wybrała sobie kogoś z Litwy do korespondowania, szybko okazało się, że na tym kontakcie wszyscy mogą zyskać. Litwini przywieźli nam nasz pierwszy telewizor kolorowy (Tauras), od nas wieźli kasety z Pewexu , gumy do żucia i dżinsy (wszystko za bony dolarowe ;) ).
Miasteczko, z którego pochodze jest przy granicy obwodu Kaliningradzkiego - to tylko kilka kilometrów. Litwin ten powiedział, że kiedyś był właśnie te kilka kilometrów od naszego miasta. Tuż przed naszym stanem wojennym był w wojsku. Powiedział coś, co nas trochę przeraziło - że w pewnym momencie wywieźli ich z koszar właśnie pod nasza granicę, gdzie w namiotach spędzili parę miesięcy chyba. Co charakterystyczne - mówił, że nie mogli sobie podgrzewać posiłków ani palić papierosów (bali się wykrycia). Jedyne, co mieli, to zimne konserwy i wódka. Mówił, że żołnierze byli celowo utrzymywani w stanie stałego upojenia. Powiedział, że jakby poszedł rozkaz 'idźcie', to byłaby rzeźnia - banda pijanych, wkurzonych, trzymanych w kiepskich warunkach ludzi nie zachowywałaby się jak cywilizowane wojsko. Cieszył się, że do tego nie doszło, i że wrócił tu w innych okolicznościach.
Takich relacji na pewno można znaleźć więcej - tylko trzeba poszukać. Nie pamiętam dokładnie, w którym roku to było, w jakim miesiącu. Ale pamiętam tok rozumowania tego Litwina - tłumaczył, że czekali na rozkaz na wejście, i sam rozumiał, że celowo trzymali ich spitych i wkurzonych, i wieloktrotnie podkreślał, że jakby poszli, to nie zostałby kamień na kamieniu, a ludzie jakby nie uciekli - to większość by zginęła, bo pijana armia Związku Radzieckiego nie zna umiaru.
Z powodu tego osobistego doświadczenia raczej skłaniam się ku myśli, że stan wojenny był jedną z lepszych decyzji Jaruzelskiego.
Co nieznaczy, że był postacią pozytywną. Kapo to zawsze kapo, choćby nie wiem jak dużo ludzi uratował przez to, że nie był gorszy. Hitler też mógł mówić 'cieszcie się, że na moim miejscu nie ma Stalina'.
Zgłoszenie się na ochotnika na funkcję kapo, by uratować przed cierpieniem parę jednostek to nie jest dobra decyzja. Bez stworzenia sieci zarządczej z członków okupowanej społeczności, okupant by za wiele nie zdziałał. Ciężko kontrolować bezpośrednio społeczeństwo, którego się nie zna, którego się nie jest członkiem. Trzeba więc znaleźć ludzi lokalnych - albo zwykłych sprzedawczyków, albo takich, którzy myślą, że jak oni będą rządzić, to będzie 'mniejsze zło'. Nieważne motywacje - ważne, że dają się sterować. Jedni za pomocą marchewki władzy i kasy, drudzy za pomocą marchewki pozorów ratowania czegokolwiek, bycia tym dobrym, tym Wallenrodem. Po jakimś czasie za tą chęcią ratowania przyjdą konkretne korzyści materialne - więc i chęć przeciwstawiania się niektórym pomysłom zaborcy będzie mniejsza. Poza tym - jak już wejdą w układ, mając dobre intencje, to się z niego nie wycofają, gdy zobaczą, że wcale tak dużo dobrego nie moga zrobić. Nie będą mieli dokąd pójśc, bo 'swoi' ich ukamieniują. Wszystko to w historii było już wiele razy.
Jest taka fajna książka Viktora Frankla "Man's Search for Meaning". Dostałem ją dawno temu od kogoś z Izraela. Jest to obserwacja zjawisk psychologicznych zachodzących u ludzi w obozie koncentracyjnym. Nie jest to 'literatura obozowa' pokazująca ogrom cierpienia, pokazująca złych kapo i dobrych więźniów niekapujących. Autor jest psychologiem/psychiatrą i książka jest prezentacją zjawisk, które według niego muszą zajść w odpowiednich warunkach. Pokazaniem tego, że w specyficznych warunkach ludzie zaczynają się zachowywać w określony, podobny sposób, który dla kogoś z zewnątrz wydaje się sk...syństwem. Jednak autor (będąc więźniem obozu) zaznacza, żeby nie osądzać z zewnątrz. Podobnie jak u Zimbardiego - niektóre zjawiska po prostu muszą zajść, i nie ma w tym winy osób, u których je obserwujemy. Po prostu - włącza się instynkt przetrwania, bo warunki stają się zwierzęce. A w świecie zwierzęcym nie ma moralności.
Jaruzelski przeszedł wiele, dlatego nie dziwię się pewnym jego pierwszym, a nawet niektórym następnym wyborom. Rozumiem je. Ciesze się, że pomógł w zachowaniu pokoju w ostatnich latach reżimu. W Polsce obyło sie przecież praktycznie bez ofiar. Za to ma bardzo dużego plusa, za to mu podziękuję.
Ale to nie zmieni jednego - był naszym kapo. Był częścią systemu, który nas zniewalał. Gdyby wśród Polaków nikt na nic takiego nie poszedł - byłoby wtedy trudniej Rosjanom nas kontrolować, teraz też mielibyśmy mniej problemów. Bo społeczeństwo nie byłoby podzielone, nie walczylibyśmy między sobą o to, czy Jaruzelski to bohater, czy zaprzaniec. Gdyby na jego miejscu był jakiś Rosjanin, czy Gruzin - kogo by to teraz obchodziło ?
To, że się kłócimy, to ciągle skutek planowej polityki Związku Radzieckiego. Właśnie po to robili kapo z 'naszych', byśmy walczyli między sobą, a nie z nimi. Dziel i rządź - stara zasada.
Ci, co z jednej strony wciąż grzmią 'przecz z komuną', a z drugiej wikłają się w walkę z rodakami o Jaruzelskiego, nadal są na pasku systemu, który niby dawno upadł. Niestety - nie upadł, żyje ciągle w ludziach, którzy zamiast myśleć - reaguja emocjami.
Powiem krótko - Jaruzelski jest i bohaterem (chociażby wojennym), i odpowiednikiem obozowego kapo jednocześnie. To, co zrobił złego trzeba nazywać po imieniu, to, co dobrego - również. Ale nie dajmy się wikłać w wewnętrzne spory systemowi, który już nie istnieje. Nie reanimujmy go. Bo dajemy się wciągać w grę tak samo, jak kiedyś Jaruzelski. I ktoś nas za to potem może próbować osądzać.
jestem z białka
Gęby za lud krzyczące sam lud w końcu znudzą,
I twarze lud bawiące na końcu lud znudzą.
Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imion miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.
a to nasz wieszcz narodowy, jakże przewidujący nasze czasy - a tak dawno temu te słowa pisał
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka