trubro trubro
86
BLOG

Awans z "onych" na idoli

trubro trubro Polityka Obserwuj notkę 19

Politycy - do nie dawna kasta nietykalnych.  Normalni ludzie się z nimi nie zadawali, a nawet gdyby, to podstawowym założeniem był brak zaufania.  Przyznać się do tego, że ufa się jakiemukolwiek politykowi to tak, jak przyznać się do codziennej rozmowy z bytem astralnym pochodzącym z innej galaktyki, który składa się w siedemdziesięciu procentach z mąki, w dwudziestu dziewięciu procentach z potasu i w jednym procencie z kebabu wegetariańskiego.  Politycy to zawsze byli "oni" - przynajmniej dla większości ludzi wychowanych w starym systemie.

Parę lat temu coś się zmieniło.  Partie populistyczne poprzez sposób komunikacji przyciągnęły ludzi nie na zasadzie przekonania do jakiejś idei bądź racji; przyciągnęły ludzi na zasadzie dania im idola.  Kogoś, kogo widzą w telewizji, a kto im potem krzyczy "kocham was, jesteście zaj..." ze sceny na żywo.  Kogoś z "wielkiego świata", z kim możemy się utożsamiać.  Idola, przy którym serce szybciej bije, którego plakaty wiesza się na ścianie.  

Zasadnicza różnica między byciem przekonanym do czyjejś racji politycznej a byciem czyimś fanem/wyznawaniem idola jest jedna - jak się jest przekonanym do racji, to nie gwarantuje to władzy partii, która tę rację głosi, jak się jest fanem politycznego idola - racje są nieważne, partia powszechnego idola władzę będzie miała bez względu na racje.

   Z racją można dyskutować.  To jest narzędzie pozyskiwania dusz bardzo trudne do opanowania.  Rację trzeba mieć, a o to jest bardzo często trudno.  
  Z idolem nie ma dyskusji - albo się jest jego fanem, albo nie.  Zachowania piszczących nastolatek na koncercie Feel'a nie da się powtrzymac racjonalnością.  Po prostu - widzą idola, słyszą parę słów - jest impuls i pisk ogólny.  Tłum się nakręca.  Do tego jest te nakręcanie odpowiednio sterowane przez 'figury' z fanklubu.  Które same założyły fanklub, i z własnej woli pomagają organizować fan-eventy.

Ludzie przekonani do racji rozumują.
 

Ludzie mający idola reagują.  Logika jest tu nieważna - ważne są emocje.

Politycy mający grupę ludzi przekonanych do swoich racji odpowiadają za to, by te racje realizować.  Jak powiedzą coś głupiego, to ich wyborcy tego nie łykną. 
 

Politycy mający grupę fanów odpowiadają za ich zachowania.   Dlaczego ?  Ponieważ jednoczą ich pod hasłem wspólnych emocji, powodując warunki, w których ludzie przestają myśleć, ograniczają się tylko do reagowania.  Trzeba tych reakcji być świadomym, i brać za nie odpowiedzialność.

Nie można mówić, że się nie odpowiada za to, co "ludzie mówią na ulicy", jeżeli jednocześnie się tym ludziom pakuje nienawiść i inne emocje do głowy.

Awans z "onych" na idoli.  Całe szczęście nie wszyscy awansowali.  Nie wszyscy wyborcy są też na tyle słabo dowartościowani, żeby tych idoli szukać w polityce.  Bo bycie "największym fanem" świadczy o jednym - o niskim poczuciu własnej wartości.  Warto popatrzeć, kto te niskie poczucie wartości w nas utrwala.  Kto mówi "nie liczą się z nami", albo "musimy być silni, bo się z nami nie liczą", kto mówi "zwalczają nas...".

Jeżeli jest jakaś "grupa wpływów", która jednocześnie utrwala niskie poczucie wartości oraz podaje na tacy kogoś, kto staje się idolem, to wiemy, że to nie jest przypadek.  To nie jest tak, że ludzie czują spontaniczną i prawdziwą miłość do swojego przywódcy politycznego.  To jest wszystko sterowane.   To jest wzięcie do polityki modelu stosowanego przez wytwórnie fonograficzne i inne holiłudy i zastosowanie go bez większych przeróbek.  Własny - wewnętrzny - język ze słowami-kluczami i zdaniami-kluczami, a nawet sylabami-kluczami (POpatrzcie na teksty niektórych proPISowców), obrazki propagandowe.  Machina programuje się sama - "największi fani" robią robotę, którą musiałby robić manager zespołu, gdyby nie znalazł pożytecznych ludzi, którzy chcą to sami za darmo zrobić w imię poklepania po główce (nawet wirtualnego) przez idola.

Jedna rzecz mnie w tym wszystkim zastanawia - to, że nastolatki na całym świecie dają się nabierać machinom tworzących idoli - rozumiem.  Taki wiek.  Ale tego, że cała masa dorosłych ludzi daje się nabierać na dokładnie te same numery, i reaguje dokładnie tak samo - tego nie rozumiem.

Nie rozumiem jednej rzeczy - co się zmieniło przez ostatnich kilkanaście lat, że jak polityk tuż przed wyboramimówi (parafraza):
"zmieniłem się totalnie, będę postępował zupełnie inaczej, niż przez ostatnie dwadzieściaparęlat, jestem zupełnie innym człowiekiem, wcześniej czasem robiłem źle, teraz będę robił tylko dobrze - wybierzcie mnie na prezydenta"
; to cały naród nie zanosi się gromkim śmiechem.  

Halo - ziemia do narodu - polityk tuż przed wyborami mówi, że się zmienił, że obiecuje, że będzie inaczej niż dotychczas działał.  Mówi to, by zostać prezydentem.

I ktoś to w ogóle traktuje poważnie ?

;)

Tak mówiąc już o samej zmianie - ta zmiana istnieje na razie tylko w publicystyce.
Jak wygląda standardowy scenariusz, w którym mówimi, że ktoś się zmienił ?
 

Ano - najpierw, ktoś zmienia swoje zachowanie, ludzie to widzą i po jakimś czasie mówią "zmienił się".

Tutaj mamy sytuację dość kuriozalną - najpierw ogłasza się wszem i wobec "człowiek A się zmienił", potem ten człowiek się pokazuje, i mówi "tak, zmieniłem się".  Czynów wciąż nie widać.  To jaka to zmiana ?

 

trubro
O mnie trubro

jestem z białka Gęby za lud krzyczące sam lud w końcu znudzą, I twarze lud bawiące na końcu lud znudzą. Ręce za lud walczące sam lud poobcina. Imion miłych ludowi lud pozapomina. Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie. a to nasz wieszcz narodowy, jakże przewidujący nasze czasy - a tak dawno temu te słowa pisał

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Polityka