Wczorajsze przesłuchanie - Tusk - kupę rzeczy już o tym napisano, ale jedno chyba większości komentatorów umknęło. Powód przełożenia przesłuchania na "po wyborach" stał się widoczny. Szczególnie, jak się popatrzy na wypieczony jeszcze przed przesłuchaniem przekaz dnia z PiS.
"Tusk nie zrobił nic, aby zapobiec utracie przez blisko 19 tysięcy Polaków, kwoty ponad 850 mln zł"
Słowo "nic" się komuś kojarzy? Z jakimś wyrokiem w trybie wyborczym może? Takim, po którym po raz kolejny premier przyznawać się do kłamstwa musiał?
Sprawa jest prosta - gdyby komisja przesłuchiwała Tuska podczas wyborów, i gdyby wygłaszała takie same orędzia polityczne ze słowem "nic" na przykład - na których nienamiejscowość zwrócił uwagę sejmowy ekspert - byłoby ryzyko szybkiej rozprawy. Szczególnie, że przewodnicząca kandydowała (gratulacje za zaszczytne drugie miejsce przy okazji, to sukces - szczególnie patrząc na to, że Majchrowski był przedostatni). A większość sądów potrafi wypunktować oczywiste kłamstwa. Zna definicję słowa "nic". Potrafi analizować fakty i osądy. Tego się PiS bał - kompromitacji (jeszcze większej) komisji. Wiedzieli, że będą kłamać, to przenieśli akcję na taki moment, w którym nie będą musieli po kilku dniach prostować.