Wiara w sondaże wszystkich zwolenników "białej polityki" , gdzie nie ma miejsca na haki, prowokacje, manipulacje oraz tak popularne ostatnimi czasy spiski legła w gruzach - tak wyczuwam nastroje po pierwszej turze wyborów wśród tych dziennikarzy, którym dość blisko jest do politycznej poprawności. Wiarygodność sondaży przedwyborczych, a także o zgrozo tych, które miały być przeprowadzone na respondentach bezpośrednio po oddaniu głosu jest znikoma. Rożnice osiągają nawet 13% i wielu komentatorów jest oburzonych. Faktyczna różnica pomiędzy kandydatami na fotel prezydenta wynosi w tej chwili 4,5 punktu procentowego.
Przyczyny mogą być tylko dwie - błedy o charakterze merytorycznym (ośrodki wykonują źle badania) lub celowe wprowadzenie opinii publicznej w błąd.
Weźmy sprawę pierwszą. Hipoteza: ośrodki badania opinii publicznej nie znają się na swej robocie, mają niedoskonałe narzędzia lub są niedofinansowane i nie mogą zebrać należytej próby lub nie stać ich na specjalistów, którzy potrafią odpowiednio wytypować osoby do badań. Zwłaszcza argument finansowy może być przyczyną niskiej jakości oferowanych usług przez te ośrodki, które tak fatalnie przeszacowały wyniki. Cięcie kosztów to niestety plaga wielu polski przedsiębiorców - każdy chce zarobić jak najwięcej, a wydać jak najmniej. Zaryzukuję stwierdzenie, że ten stan rzeczy nie ulegnie zmianie, jeśli nie ulegnie w ogóle podejście do biznesu. Niestety ostatnio biznes polega na tym, aby wycisnąć jak największy zysk małym kosztem - jeśli mam rację może okazać się, że część "sondażowni" będzie miała chwilowy problem z pozyskaniem kluczowych klientów. Może w drugiej turze sytuacja się poprawi - "zobaczcie, jak teraz badamy" - ale na dłuższą metę bedzie po staremu.
Jeśli chodzi o samą metodykę w ogóle nie wierzę w próbę wielkości 1000 osób, nie wyobrażam sobie, żeby wykazywała ona fluktuacje mniejsze niż 5% (chyba, że fartem). Ten temat zostawiam jednak specjalistom.
Druga kwestia, czyli manipulacja i kreowanie wyników na doraźne potrzeby polityczne jest sprawą o wiele bardziej doniosłą niż błędy ośrodków sondażowych. Jeśli udałoby się nam osiągnąć przyzwoity poziom merytoryczny przeprowadzanych badań nic to nie pomoże, jeśli ktoś robi badania "na zlecenie". Nie jestem tutaj wielkim zwolenikiem zdania Krzysztofa Leskiego, że "sondażownie strzelają sobie w stopę" takim podejściem. Może kogoś tam wypłucze z rynku, ale potęgi pozostaną, poza tym skoro ktoś zamawiał sondaż na pewno ryzyko zostało skalkulowane. Chwilowa plajta wiarygodności sondaży, to nie jest sytuacja bez wyjścia - skoro jest deal znaczy, że w dealu są obie strony. Musiałoby wymieść zarówno firmę jak i zleceniodawcę.
Najprawdopodobniej "zamawianie" sondaży odbywało się od dawna. Stało się tak dlatego, że kandydat PO mógł wygrać wybory wysokim wynikiem tylko wtedy, jak wszystko szło dobrze. Bronisław Komorowski jest niestety osobą o bardzo bladym wizerunku politycznym i każda jego wpadka bardzo obniża mu notowania. Od dwóch miesięcy nic dobrze nie idzie - w tym szkopuł.
Poważnych wpadek kandydat PO miał kilka - zaszkodziły mu nie tylko "errory" typowo wizerunkowe, jak stwierdzenia, że Powodzianie są przyzwyczajeni do stanu klęski czy paternalistyczny styl spotów wyborczych, w którym żona podaje zupę do stołu. Niestety Komorowski miał kilka poważnych kiksów, takich, których społeczeństwo mu nie zapomni. Przede wszystkim zapamiętaliśmy Bronka z wycieczek do Moskwy na paradę zwycięstwa, poparcia od Jaruzelskiego i rewelacji z związku z nieekologicznym wydobyciem gazu łupkowego. Trudno było powiedzieć wówczas, czy Komorowski jest kandydatem na prezydenta Polski czy na rzecznika prasowego Gazpromu. Także sama osoba marszałka nie wydaje się bardzo wiarygodna - dla wielu osób Komorowski sztywny, a także fałszywy. Poza wąsami, którymi jest w stanie poruszać sam, trudno cokolwiek wybadać z jego mowy ciała. Niektórzy uważają, że to dlatego, że resztą kieruje polityczne zaplecze.
Moim zdaniem sondaże "były robione" od dawna, aby wzmocnić pozycję Komorowskiego, który naturalnie, bez sztabu politycznych i medialnych ochroniarzy jest słaby. Ciśnienie na mocny wynik w wyborach miało ciągnąć za sobą faktyczne możliwości wyborcze Komorowskiego. Widać było, że kandydat słabnie, ale sondaże nie odbierały mu znaczącej przewagi. Reputacja marszałka spadała, ale wynik w ankietach z respondentami miał świety, ufała mu też silna reprezentacja Polaków. Jakim cudem zatem zanotował wynik 5% gorszy niż rzekomy polityczny bankrut, Jarosław Kaczyński, który nigdy chyba nie był tak silny jak dzisiaj?
Wstawiennictwo za Komorowskim widać było w największych portalach - Gazecie, Onecie i WP. Nie tylko sondaże Komorowski miał zawyżone, ale także nieproporcjonalnie duże fory w mediach maistreamowych. Jednak po raz kolejny jednak okazało się, że w imieniu narodu nie głosują kartele medialne.
"Uwaga: Czytanie tego bloga, samodzielne przemyśliwanie zawartych w nim treści, nieskrępowana krytyka, dzielenie się zamieszczonymi na blogu opiniami ze znajomymi, rodziną, kol. z pracy oraz powoływanie się na te opinie w jakikolwiek inny sposób - bez zgody autora surowo wzbronione. Wszelkie odstępstwa od ww. postanowień mogą zostać zniesione po uprzednim złożeniu podania w 3 egzemplarzach oraz merytorycznym uzasadnieniu wniosku"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka